Człowiek renesansu, interesujący się absolutnie wszystkim, a zwłaszcza muzyką. Czynny popularyzator astronomii i kompozytor muzyki elektronicznej. Zawsze otoczony mnóstwem przyjaciół, lubiący pójść na mecz i wypić zimne piwo w pubie, pojechać na koncert, z poczuciem humoru i empatią. Mimo tego nie stroniący od domowego zacisza i chwil spędzonych z ukochaną i... syntezatorami. Z elblążaninem, Przemysławem Rudziem, rozmawia Aleksandra Szymańska.
- Przemku, spotkaliśmy się na łamach info.elblag.pl ponad 1,5 roku temu, kiedy byłeś w trakcie tworzenia swojego piątego krążka „Unexplored Secrets of Rem Sleep”. Przez ten okres udało Ci się nagrać jeszcze dwie płyty: "Paintings", oraz "Discreet Charm Of An Imperfect Symmetry". Opowiedz nam o nich, czy to dwa zupełnie różne albumy, czy można w nich znaleźć cechy wspólne?
- To prawda, ależ ten czas szybko płynie! Płyta "Unexplored Secrets of Rem Sleep", którą nagrałem w duecie z Władysławem Komendarkiem, w niszowym świecie miłośników muzyki elektronicznej wciąż zbiera pozytywne recenzje, niektórzy nawet stawiają ją wśród ważniejszych dokonań rodzimego rocka elektronicznego. Bardzo mi to schlebia i potwierdza tezę, że takie muzyczne kolaboracje, mimo różnicy pokoleń, są niezwykle twórcze i inspirujące nie tylko dla muzyków, ale także Słuchaczy. W międzyczasie oczywiście nie próżnowałem, a że mam wolny zawód, dzięki któremu mogę dzielić swój czas według aktualnych potrzeb, sporo poświęciłem starań aby wykorzystać spotkanie z Komendarkiem do kolejnych, solowych już dokonań. I tak, płytą "Paintings" eksplorowałem bardziej ambientalne rejony klasycznej elektroniki. Pełno tu analogowych brzmień syntezatorów jak ARP2600, Moog Modular, czy Prophet 5, frazy toczą sie powoli, leniwie, muzyka nabiera przestrzeni i rozmachu. Udało mi się też przemycić tu motyw z utworu słynnego Ennio Morriccone, który napisał kiedyś muzykę do kultowego już dziś thrillera SF "The Thing" (reż. John Carpenter). Główny wątek dźwiękowy tego obrazu poddałem rzecz jasna solidnej ingerencji własnych skojarzeń i interpretacji, co zaowocowało cieszącym moje ucho kawałkiem. Mam nadzieję, ze Słuchaczom również przypadnie on do gustu.
Druga z wymienionych nowości to album, który powstał w swoim zarysie podczas kilku letnich nocy, kiedy zaświtała mi myśl, żeby nagrywać ścieżki jedna po drugiej, bez uprzedniego przygotowania brzmień i sekwencji. Okazało się, że szybko miałem w ten sposób podstawę do albumu, nagranego praktycznie na żywo, i choć uważne ucho usłyszy w nim kilka wpadek, to jednak nie chciałem nic retuszować, bo zależało mi na uchwyceniu siły chwili i naturalności ludzkiej pomyłki. Ciekawostką jest fakt zaproszenia w późniejszym czasie moich dwóch serdecznych przyjaciół - Jarka Figury (Bielizna) oraz elblążanina na emigracji Marka Matkiewicza (ex. Demise, obec. iBurn), którzy wzbogacili utwory odpowiednio partiami gitary i bębnów - również nagrywanymi z marszu. W efekcie otrzymałem progresywno-elektroniczny album "Discreet Charm Of An Imperfect Symmetry", którego tytuł oddaje okoliczności w jakich powstawał. Jest to także pierwsza moja płyta wydana przez HQ Music, a więc poza rodzimym labelem Generator.pl. Obie nowości to dwa różne muzyczne światy, choć ludzie którzy znają moją muzykę dokładniej, bez problemu odnajdują ich wspólne pierwiastki. Generalnie jestem z tej muzyki bardzo zadowolony, gdyż powstawała bez nacisków, presji, swobodnie. Przeszła też moje osobiste sito, którym odsiewam to, co się nadaje od utworów niekoniecznie wartych upowszechnienia.
- W przeciągu około trzech i pół roku udało Ci się stworzyć kompozycje łącznie na... 7 płyt! Czy Twoje muzyczne inspiracje bardzo się zmieniły od wydania w 2010 roku tryptyku "Summa Technologiae"?
- Wydanie dwóch płyt rocznie może wydawać się nad wyraz częste, ale trzeba na to spojrzeć z pewnym dystansem. Komfort pracy samemu, w domowym studio, bez zakontraktowanych długich tras koncertowych, pozwala na systematyczne komponowanie i rejestrowanie nowego materiału dzień po dniu - oczywiście, jeśli wena dopisuje. Dawniej, gdy muzycy wynajmowali studio za grube pieniądze, a zanim je wynajęli musieli długimi miesiącami zarabiać na nie podczas trasy koncertowej, rzeczywiście zmuszeni byli do ograniczenia częstotliwości wydawania płyt.
Stąd jeden krążek na rok, czasem jeden na dwa lata, albo jeszcze rzadziej. Niedawno, przedwcześnie zmarły guru muzyki ambient Pete Namlook, nagrał kiedyś w ciągu roku ponad 50 płyt! Osobiście słuchałem kilku z nich, byłby całkiem niezłe, ale nie wyobrażam sobie, żebym był w stanie przygotować odpowiedni jakościowo materiał na aż tyle krążków. Wydaje mi się, że zachowanie reżimu wydawniczego w ilości dwóch albumów rocznie, to całkiem rozsądny kompromis pomiędzy ustawiczną chęcią tworzenia, a krytycznym podejściem do kwestii jakości. Co do inspiracji, to generalnie czerpię pomysły z tego co już wiem o świecie, z tego co czytam, obserwuję i poznaję. Staram się być na bieżąco z odkryciami naukowymi, postępem technologicznym, śledzę wydarzenia polityczne. Do tego jestem wielkim fanem Stanisława Lema, Stefana Kisielewskiego, Sławomira Mrożka, pasjonuję się historią II wojny światowej, genezą totalitaryzmów i starożytnego Rzymu. Na brak inspiracji trudno mi zatem narzekać. Czasem tylko trudno przełożyć to na język dźwięków. Ale to zupełnie inna historia.. (śmiech)
- Wiem, że chodzi Ci już po głowie nowy projekt...
- W chwili obecnej mam zamknięty i ukończony, choć odłożony tymczasowo do szuflady, projekt muzyczny "The Milky Way. Music For Stargazing & Planetarium Sessions". Będzie to propozycja dla wszystkich, którzy kochają kontemplację pogodnego i rozgwieżdżonego nieba, zwłaszcza gdy towarzyszy temu nastrojowa muzyka. Zobaczymy, kiedy ujrzy on światło dzienne. Kilka miesięcy temu, po moim koncercie w ramach festiwalu Robofest, spotkałem legendę polskiej muzyki elektronicznej, twórcę podkładów muzycznych do wielu programów popularnonaukowych, gdyńskiego kompozytora Krzysztofa Dudę. Od słowa do słowa, poczuliśmy, że na samym tylko gadaniu się nie skończy. Efektem tego jest mój kolejny międzypokoleniowy duet o roboczym tytule "Four Incarnations".
Podobnie jak w przypadku płyty nagranej z Komendarkiem, wykorzystaliśmy prawie wyłącznie kontakt wirtualny, a w "realu" spotkaliśmy się u Krzysztofa już tylko po odbiór jego ścieżek. Płyta wciąż wymaga uzupełnienia, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Ciekawostką jest fakt, że nagraliśmy razem luźną wariację na temat utworu "Dorożką na Księżyc" Czesława Niemena z jego pierwszej elektronicznej płyty "Katharsis", która również znajdzie się na tym krążku. Równolegle do niego, pracuję nad solowym projektem, który dość swobodnie ilustrować ma świat przedstawiony w legendarnej książce A. Huxley'a "Brave New World". Totalitaryzm i zniewolenie jednostki to tematy, którymi niezmiernie się interesuję zarówno w historycznym, jak i beletrystycznym wydaniu. Stąd pojawił sie pomysł, żeby zawrzeć w ciągu godziny muzyki dzień z życia mieszkańca "raju na Ziemi", który tylko z pozoru daje mu szczęście. Jest w tym też sporo aluzji do obecnej sytuacji politycznej, której nie ukrywam, jestem dość zajadłym krytykiem...
- Masz wiele różnorodnych pasji. Oprócz tego, że kreujesz muzykę, jesteś również autorem książek i przewodników popularyzujących astronomię. "Niebo na weekend", "Atlas nieba", czy "Niebo" to tylko niektóre z tytułów. Chyba dosłownie lubisz chodzić z głową w chmurach! Czym zatem zaskoczy nas Twoja nowa pozycja "Cuda Wszechświata"?
- Astronomia to moja największa i najdawniejsza pasja, jeszcze z czasów dziecięcych. Gdy pomyślę sobie kim bym był, gdyby nie astronomia, chęć poznawania świata i ludzi, koncepcji naukowych i całej tej otoczki, która czyni to hobby wspaniałym, to nie potrafię znaleźć sobie innej drogi. Oczywiście poza muzyką, którą obecnie tworzę i tworzyć zapewne będę do końca świata. Ostatnie dwa lata to dwie książki, które powstały dzięki... Internetowi. W związku z tym, że udzielam się dość intensywnie na portalach społecznościowych, nie było chyba problemów, żeby się ze mną skontaktować. W ten sposób poproszono mnie najpierw o napisanie poradnika "Astronomia bez tajemnic", a rok później napisania i redakcji pięknego albumu z fotografiami z Kosmicznego Teleskopu Hubblea "Cuda wszechświata". Obie te pozycje dostępne są w księgarniach - tych normalnych i tych w Internecie - i serdecznie zapraszam do ich lektury. Piszę prostym językiem, bez wzorów i trudnych terminów. Popularyzuję, a nie odstraszam (śmiech).
- Wróćmy na chwilę do muzyki. Twoje twórcze pasje oscylują wokół muzyki elektronicznej. Dlaczego wybrałeś akurat ten rodzaj muzyki? W niektórych Twoich kompozycjach słychać też chyba dość niszowego, rocka progresywnego?
- Muzyka elektroniczna to w moim przypadku naturalna konsekwencja gry na instrumentach klawiszowych, fascynacji komputerami, oraz oczywiście pasji astronomicznej, której sprzyja muzyka kontemplacyjna, przestrzenna, inna, oderwana od ziemskiego podwórka. Rock progresywny to jeden z moich ulubionych gatunków muzycznych, a także spuścizna działalności muzycznej w licealnych czasach mojej elbląskiej młodości, kiedy byłem członkiem progresywnej formacji Labirynt (przy III LO). Po rozpadzie zespołu czułem, że sam lub z kimś innym, kiedyś na pewno wrócę do grania, i choć minęło kilkanaście lat, to wciąż czuję ten dreszcz emocji, kiedy w domowym studiu siadam i zapisuję kolejne ścieżki, potem wszystko miksuję, dodaję efekty, masteruję, jestem świadkiem powstawania czegoś nowego. Z dawnego Labiryntu muzykuje wciąż saksofonista Bartek Jarosz, a z jeszcze poprzedniej formacji The Web, w której zaczynałem, na Wyspach Brytyjskich udziela się bluesowy gitarzysta Piotr Kołodziejski. Każdy ułożył sobie jakoś życie i z tego co wiem, jest w nim szczęśliwy.
- Czy taki rodzaj sztuki jaką uprawiasz jest do "posłuchania" dla każdego?
- Ilość płyt jakie udaje się sprzedać w moim przypadku świadczyłaby o elitarności tej muzyki, pewnej hermetyczności i konieczności prezentowania pewnej określonej wrażliwości artystycznej i wyrobienia muzycznego. To muzyka niszowa, nie ukrywam. Nakłady są niewielkie, raptem kilkaset egzemplarzy premierowej płyty. Potem czeka sie na chętnych do kupna. Ktoś może powiedzieć, że to anachronizm i nikt już takiej muzyki nie słucha. Pewnie będzie miał sporo racji, bo żyjemy w dobie zupełni innej muzyki. Ale jeśli odniesiemy to do ogólnej kondycji kulturalnej naszego społeczeństwa, to wnioski nasuną sie szybko. W radio nie usłyszymy utworu trwającego dłużej niż 4 minuty. Musi być prosty tekst, zwrotka, refren, solówka, refren, koniec. Jeszcze niedawno w radiowej Trójce audycję poświęconą muzyce elektronicznej prowadził jej niezrównany popularyzator Jerzy Kordowicz. I co? Oczywiście program zdjęto z ramówki...
W mediach ta muzyka nie istnieje, a przecież wiadomo, że jak Cię nie grają w mediach, to Cię po prostu nie ma. Wspomniany wcześniej Krzysztof Duda powiedział mi kiedyś o scenie, jakiej był świadkiem i uczestnikiem na korytarzu w TVP. Usłyszał wtedy od kogoś "Piosneczki, piosneczki Panie Krzysiu! Tylko piosneczki!". Konkludując, zostają sporadyczne koncerty, wykorzystanie Internetu, gdzie prywatne rozgłośnie i stacje radiowe popularyzują jak mogą ten gatunek, oraz osobiste staranie się o pozyskanie nowego Słuchacza, co bez wsparcia menadżerskiego jest bardzo trudne. Mimo wszystko chciałbym wszystkich zachęcić i przekonać, że to naprawdę frajda, gdy po ciężkim dniu pracy usiąść sobie wygodnie w fotelu, zrobić drinka i w kojącym półmroku dać się unieść w nieznany świat kosmicznych dźwięków...
- Jesteś rodowitym elblążaninem, ale mieszkasz na stałe w Gdańsku. Jak postrzegasz swoje rodzinne miasto dziś?
Mieszkam od 18 lat w Gdańsku, tu skończyłem studia, tu pracuję. Elbląg jest mi wciąż bardzo bliski i zawsze gdy jadę do mieszkającej w nim rodziny, czuję że wracam na stare, dobre rewiry. To moja młodość i tak pewnie pozostanie na zawsze, zwłaszcza że z perspektywy Trójmiasta widzę jak miasto się zmienia. Trudno mi odnieść się do zdania elblążan i tego co oni sami o tym myślą, ale z dystansu wszystko widać inaczej. Tak czy siak chciałbym, żeby miasto, które kiedyś było morskim portem, znanym ośrodkiem przemysłowym, oknem na świat całego regionu, odbudowało swoją pozycję na tą sprzed wojennej pożogi. Trzymam kciuki aby było rządzone przez światłych włodarzy, którzy wiedzą, że siłą regionu są ludzie, a krępowanie ich inicjatywy zawsze prowadzi do wstecznictwa, recesji i nędzy. Tylko jak to pogodzić z faktem, że na szczeblu centralnym są z tym wielkie kłopoty? Czy są ludzie, którzy sprostają temu wyzwaniu?
- Obserwujesz elbląską scenę muzyczną? Widzisz jakiś ciekawych twórców z "naszego podwórka" którzy mogliby zaistnieć szerzej?
Obecną elbląską scenę muzyczną znam bardziej z działalności kronikarskiej Krzysztofa Bidzińskiego, niż bezpośrednio. Krzysztof podjął się fenomenalnego zadania, aby zebrać w formie encyklopedycznej wszelkie przejawy działalności muzycznej w tym mieście na przestrzeni jego całej historii. Zadanie tytaniczne, ale wiem od niego samego, że efekty dotychczasowych studiów są bardziej niż zachęcające. Gorąco kibicuję temu przedsięwzięciu, bo to ważna cegiełka w budowaniu lokalnej tożsamości i dumy z dokonań współczesnych twórców i ich poprzedników. Zapewnia to pewną mentalną ciągłość, zawsze sprzyjającą kulturze i sztuce. Jak porównam możliwości zakupu instrumentów, rejestracji muzyki, wydania płyty obecnie, z tym jak było jeszcze w połowie lat 90 ubiegłego wieku, mogę bez wahania powiedzieć wszystkim młodym zespołom i twórcom, że cały świat stoi przed nimi otworem. A przy potężnym zapasie energii jaki posiadają, mogą przenosić góry. Te artystyczne również!
- Koncertowałeś w nieistniejącym już Radiu EL. Czy doczekamy się Twojego występu na elbląskiej scenie, podczas koncertu na żywo?
- Koncert w Radiu EL był dość szybko improwizowanym wydarzeniem, które generalnie musiało być pewną namiastką tego, co zazwyczaj prezentuję podczas regularnego koncertu. Bardzo bym chciał wystąpić w rodzinnym mieście, jednak potrzebna byłaby jakaś chętna osoba, aby to praktycznie zorganizować (miejsce, czas, nagłośnienie, itp.). Jak już wspomniałem wcześniej, jest to muzyka kontemplacyjna, zatem i atmosfera miejsca byłaby nie mniej ważna. Potencjalny Słuchacz musiałby nastawić się na coś innego niż ostry rockowy show. Czy jest na to zapotrzebowanie? Pożyjemy, zobaczymy (śmiech).
- Przemku, gdybyś miał dokończyć zdanie "A jutro..."?
- ...wstaję o 7.30 rano, robię mocną i słodką herbatę, włączam komputer, ogarniam korespondencję, potem codzienna prasówka, śniadanie i zabieram się do grania!
.
Muzyka jest kapitalna. Kiedyś taką grano za naszą zachodnią granicą a teraz powraca i to w loklanym wydaniu. Chętnie bym jej posłuchał w Elblągu. Kiedy będzie to możliwe?
Tylu fajnych , zdolnych ludzi wyszło z Elbląga , ale kogo z aktualnych władz , czy organizatorów życia kulturalnego , oprócz Dyrektora Departamentu Kultury ze Sztumu ,to interesuje , nie szanuje i nie promuje się swoich . Koncert w Galerii ,lub Ratuszu na Starówce aż się prosi , Może ciekawy byłby latem " Dzień elblażan " na Dni Elbląga , ale trzeba chcieć .
Bardzo ciekawa muzyka , aż się prosi do wykorzystania jako ilustracyjna do filmu .
Jestem pełen podziwu dla tworczosci p. Przemka. Nie jestem znawcą tego typu muzyki, nie znam konkretnej terminologii, ale wiem jedno- jak ją słyszę widzę wszechmiar kosmosu, przenikanie z jednej sfery w inną, błyski i wybuchy supernovej... jakże inna to muzyka od tego, czym zalewani jesteśmy na co dzień! Jestem pewien, że znalazłaby ona wielu fanów. Zgadzam się z moimi przedmówcami, pragnąc by p. Przemek zagrał koncert w Elblągu, wyobrażacie sobie tę muzykę np. w murach np. Galerii EL? KOSMOS - redakcjo, może warto podesłać link z materiałem do dyrektora Departamentu Kultury? :)
Koncert elektroniczny w Galerii El to byłby kosmos, ale czy ktoś to jest w stanie zorganizowac?