Doktor nauk teologicznych, były duszpasterz akademicki i nauczyciel religii w III i II Liceum Ogólnokształcącym. Wykładowca akademicki. Od trzech lat jest włodarzem parafii w Jegłowniku, ale to Jego pasje, w tym felietony i reportaże w Telewizji Elbląskiej, pozwoliły przybliżyć Jego sylwetkę szerszemu gronu mieszkańców.
Czy możemy stwierdzić, że Elbląg jest księdza pasją?
Jak najbardziej - kocham Pomorze wraz z jego skomplikowaną kwestią polskości i niemieckości: urodziłem się w Działdowie, wychowałem w Ostródzie, a moja pierwsza parafia była w Sztumie. Później przyszedł czas na Elbląg, a od trzech lat jestem w Jegłowniku. Wszędzie tam, gdzie jestem, obserwuję trudne, ale i piękne meandry historii tych ziem. Tu są moje korzenie i jednocześnie pracuję tu jako ksiądz, więc, w moim przekonaniu, siłą rzeczy trzeba znać te ziemie i kochać mieszkających tu ludzi.
Czyli o miłości do naszego regionu bardziej zadecydowały względy rodzinne niż sama ciekawość historii?
To wszystko idzie razem. Młodsi elblążanie raczej nie mają tej świadomości, że 20 czy 30 lat temu nie można było mówić całej prawdy o historii. Obowiązywała perelowska „poprawność polityczna”, obawiano się także odbioru ziem przez Niemców. Czasami na siłę propagowano polskość tych terenów, podczas gdy nie zawsze były one wyłącznie polskie – dzisiaj możemy śmiało i bez żadnych obaw poznawać wszystkie meandry tej historii i śmiało o nich mówić. Szkoda tylko, że pierwsi pionierzy i osadnicy po 1945 roku powoli od nas odchodzą.
Dziś mamy wielki komfort bezpieczeństwa i (chyba) integracji. Młode pokolenie czuje się w Elblągu jak u siebie, a Wysoczyzna i Żuławy są ich małą Ojczyzną. Jeszcze dwa pokolenia wstecz takie nastawienie było nierealne - autochtonów było niewielu, a przyjezdni pochodzili z całej Polski z Kongresówki, Lubelszczyzny, zza Buga czy Pomorza.
Czy uważa ksiądz, że między innymi, księdza felietony, mogą się przyczynić do rozwoju tożsamości mieszkańców tego miasta?
Gdyby tak było, to bym się niezmiernie ucieszył, ale wiele różnych przedsięwzięć się do tego przyczynia: począwszy od fajnie rozwijającej się Starówki, a kończąc na inicjatywach kulturalnych, sportowych, historycznych czy nawet religijnych – to wszystko idzie ze sobą w parze.
Jak zaczęła się miłość księdza do Włoch i włoskiej kuchni? Czy to prawda, że po miesięcznym kursie językowym poszedł ksiądz na pierwsze wykłady w języku włoskim?
To było istne szaleństwo. Początkowo miałem iść na studia doktoranckie w Polsce lub w Niemczech, ale ostatecznie „padło” na Włochy. Pamiętam nawet, że zamiast uczyć się w wakacje włoskiego, pojechałem nad morze na rekolekcje z młodzieżą (uśmiech). Będąc we Włoszech siedziałem na wykładach z długopisem w ręku i wychwytywałem pojedyńcze słowa typu: „cosa” czy „bello”. Dzisiaj patrzę na to jak na akt szaleństwa, ale podobnie jest z wypłynięciem na środek jeziora: albo nauczysz się pływać, albo utoniesz.
Po niecałym roku studiów zostałem proboszem na sobotę i niedzielę w jednej z parafii pod Rzymem. Przez długi czas nie wiedziałem, że miejscowi parafianie pojechali do biskupa z prośbą, bym wśród nich dalej pracował- a połączenie studiów w Rzymie i pisanie pracy doktorskiej (ironia losu polegała na tym, że pisałem doktorat z teologii niemieckiej po włosku, a myśląc – po polsku) ze służbą w parafii była czymś kapitalnym. Dzięki temu doświadczeniu mogłem zaobserwować życie na prowincji, historię regionu i ludzi wraz z ich tożsamością. Kuchnia i religia tu się wpisują.
Proszę pamiętać: do pizzy nie dodaje się ketchupu! A po obiedzie nie pije się cappuccino tylko espersso. Chyba, że się chce zobaczyć oburzonego i zniesmaczonego Włocha – to proszę bardzo.
Oprócz felietonów telewizyjnych był ksiądz także rzecznikiem prasowym Kurii. Czy do jednej z wielu już wspomnianych pasji możemy także zaliczyć dziennikarstwo?
Precyzyjnie korespondentem Katolickiej Agencji Informacyjnej. Już w Seminarium byłem redaktorem naszego wewnętrznego pisma – dzisiaj produkcja takiej gazety jest archaizmem: pisało się na maszynie do pisania, a matryce były wykonane z białego papieru pokrytego woskiem i pisząc robiło się dziury. Następnie nakładało się to na bęben i drukowało, ale nie więcej jak 200 sztuk na jednym tuszu.
Te czasy były moim początkiem, które często polegały na „przepychance” z przełożonymi... Pamiętam, jak kiedyś znalazłem informacje na temat naszych wykładowców, kiedy byli jeszcze klerykami i po opublikowaniu artykułu znalazłem się na dywaniku u rektora (śmiech). Oczywiście dziś się z tego śmieję i podchodzę do tego z dystansem, wszak cnota krytyki się nie boi. Ale wtedy…
Niemniej, po wielu latach pracy dziennikarskiej sądzę, że ksiądz, który nie kocha mówienia i pisania, czy w ogóle operowania słowem, trochę mija się ze swoim powołaniem. Bóg działa poprzez słowo, ono zaś ma moc sprawczą.
Dlatego też zdecydował się ksiądz na pracę w liceum i uczelnii wyższej?
Zawsze uważałem, że jeśli ktoś chce zgłębiać wiedzę czy piąć się po szczeblach kariery naukowej, powinien później mieć kontakt z młodzieżą, bo to weryfikuje całą wiedzę. Felietony w radiu czy telewizji, a nawet kazanie, nie dają takich możliwości. W kościele pojawiają się zasadniczo ci, których nie trzeba przekonywać. Po nakręceniu materiału w telewizji lub też w radiu nie mam interakcji z widzem czy słuchaczem. Dopiero dwugodzinny wykład w sali na 150 osób lub lekcja religii z krytycznie czasem nastwioną młodzieżą są jak papierek lakmusowy, który sprawdza na ile to, co się mówi jest adekwatne, potrafi zainteresować lub wzbudzić kontrowersje i sprowokować do dyskusji.
A propos młodzieży: jaka ona jest?
Niech mówią o tym specjaliści od pedagogiki, psychologii i wychowania,. Jest ich tak dużo i są tak mądrzy. A na poważnie młodzież jest kapitalna – mówię to bez cienia wątpliwości. Fakt, że jesteście młodzi, że wszystko jest przed wami. Że żyjemy w wolnym kraju, że przed nami tyle możliwości. Że jesteście zaradni, wrażliwi i operatywni – to wszystko jest czymś wspaniałym. Z drugiej strony jednak macie zbyt dużo bodźców, które prędzej utrudnią niż ułatwią realizację projektów; np. całe spectrum wyborów dostępne w Interecie daje wolność jednocześnie zniewalając.
Kto jest dla księdza autorytetem?
Wczoraj wieczorem, po przegranym meczu Polaków (rozmowa odbyła się 9 sierpnia – dzień po przegranym meczu siatkarskim z Rosją– przyp. red.) zacząłem przeglądać Internet - chciałem się podbudować, bo miałem już dość ciągłych rozczarowań na tegorocznych Igrzyskach w Londynie, tego, że my Polacy nie potrafimy i tacy już jesteśmy. Traf chciał, że obejrzałem fragment przyjazdu Jana Pawła II do Wadowic. Wiem, że nie będę tu odkrywczy, ale to był człowiek wyjątkowy; niestety, ten autorytet jest wyświechtany, nie słuchamy go, ale pokazał, czym jest autorytet, kim jest Polak i jak wyjątkowym jesteśmy narodem. To wszystko dobro zogniskował w sobie i pokazał, że można, że możemy właśnie Karol Wojtyła.
Jak się ksiądz czuje w roli proboszcza?
Praca wykładowcy czy felietonisty to jedno - moja posługa w Jegłowniku jest czymś zupełnie innym, ale równie kapitalnym. Integruję się z mieszkańcami nie tylko w Kościele czy konfesjonale- rok temu zdarzyło mi się prowadzić kombajn – takimi wydarzeniami lepiej poznaje się ludzi. Nie ma nic piękniejszego jak narodziny i chrzest w naszym Kościele, spowiadające się dzieciaki, prośba o pomoc, gdy ktoś jest chory lub umiera. Takie bycie razem z ludźmi w ich najbardziej osobistych i intymnych chwilach. I, że chcą by w tym uczestniczył ksiądz. Bajka.
Już niebawem ukaże się książka o Jegłowniku. Pojawią się nowe okna i witraże. Czasem wystarczy jedno słowo, by zachęcić mieszkańców do działania - tak było, gdy stworzyliśmy niedawno stumetrowy dywan kwiatowy na Matkę Bożą czy gdy na Orliku żonaci pokonali kawalerów w nogę. Nie zdradzę w której drużynie grałem. Jak kiedyś stanę przed Panem Bogiem to powiem Mu, że uratowałem i dbałem wraz z mieszkańcami ten piękny Kościół na Żuławach. Ten z cegły i z ducha także.
Co jeszcze chciałby ksiądz osiągnąć?
Marzy mi się napisanie kilku książek historycznych i teologicznych. Nowa seria felietonów i reportaży. Nie daje mi spokoju też podróż na Syberię- chciałbym wybrać się tam na miesiąc, zaszyć się w kompletnej głuszy. Zobaczyć więcej ludzi zadowolonych na ulicy, bo maja pracę, szczęśliwe rodziny, nie muszą opuszczać kochanego Elbląga i okolic. No i żeby znowu w Wikrowie i Jegłowniku był stary, holenderski wiatrak.
Astrid Jarosławska
Człowiek z klasą, ogromna wiedza i zdolność jej przekazywania.
Chodziłem na jego wykłady. Były bardzo ciekawe
Jestem zachwycona tymi opowieściami historycznymi księdza w "vectrze"...Wstyd przyznać,ale ..nie zna się swojego miasta,regionu..a tu tak pięknie przekazane..dziekuję bardzo...czekam na następne programy z księdza udziałem.Mówiąc teraz młodzieżowym językiem-trochę żartująć..."ma gościu gadane i to jak ! ....z wielką klasą-dlatego Wielki Szacun"!!
żaden ksiadz nnigdy i nigdzie nie moze byc autorytetem ani moralnym ani jakimkolwiek , wyklucza go z tego reprezentowanie koscioła i jego ciemnych interesów
jak jest taki ciekawy i interesujący to niech zajmą sie nim słuzby chroniace nasze biedne państwo , ABW CBŚ , kontrwywiad prokuratura i inne słuzby
całą swoja wiedzę zawdziecza sledzeniu histori miasta i poszukiwaniu tego na czym kosciół mógłby położyc swoja łapę . Jego spojrzenie zawęza sie do tego ze nie widzi ze kośćiół mordował ludzi i palił wioski w celu narzuceniu swojej tajemniczej i dziwacznej wiary od tamtego czasu społeczeństwo w naszym kraju jest dalej zastraszone i boi sie przeciwstawic klerowi
Drodzy wierni parafianie lub inaczej owieczki jesteście oszukiwani przez klechów. Jesteście od wieków bezczelnie oszukiwani przez Kościół. Cel oszustwa jest ten sam i ciągle niezmienny władza, przywileje i pieniądze dla klechów. Jezus Chrystus to postać fikcyjna nigdy nikt taki nigdy nie istniał. Postać ta została stworzona na potrzeby nowej Religii. Wielkie zasługi w tej mierze na cesarz rzymski Konstantyn który nadał ostateczny kształt tym wierzeniom i upaństwowił nowa religię w cesarstwie rzymskim. Gdyby nie Konstantyn dzisiaj o zmyślonym Jezusie nikt by nie słyszał.
To już jest kpina!!! A precyzyjnie co jest ciekawego i co zrobił dobrego??? Oprócz tego, ze będąc w komisji zgodził się na nazwę ronda"Kaliningrad"?
@~ sympatyk j~amala i ja- czytam takie brednie i zawsze się zastanawiam w czym ten tzw "kler" Was ogranicza i co Wam narzuca? Ja jestem wolnym człowiekiem, kocham wolność nad życie, kocham Boga nad życie (Bóg jest miłością i wolnością w najczystszej postaci) i w żaden sposób nie jestem w stanie wyobrazić sobie w jaki sposób "kler" czy ktoś inny mógłby cokolwiek narzucić mi wbrew mojej, własnej woli?! Zakazy, nakazy, ograniczenia są w nas, w środku, a nie na zewnątrz. Kto będzie szukał wolności na zewnątrz a nie w sobie, nigdy jej nie znajdzie!
Wystarczy spojrzeć na oblicze tego .....................w sukience aby wywnioskować ,że nie żyje w wstrzemięźliwości Kasta ciągnąca kasę bez podatków i bez kontroli a mało tego jeszcze dotowana przez państwo skandal a społeczeństwo ledwo wiąże koniec z końcem :(