W 2002 roku została Honorową Obywatelką Elbląga. Jest dumą naszego miasta, ale też i kraju. Może pochwalić się m.in. brązowym medalem olimpijskim w jeździe szybkiej na lodzie, który zdobyła w 1960 roku. Elblążanka zwiedziła pół świata, poznała mnóstwo ciekawych ludzi, przeżyła wiele ciekawych przygód. To wszystko było możliwe dzięki wielkiej pasji, jaką jest sport.
Antek Rokicki: - Jak i kiedy rozpoczęła się Pani przygoda ze sportem?
Helena Pilejczyk: - Byłam ruchliwym dzieckiem, bardzo aktywną osobą. Po raz pierwszy na to, że mam predyspozycje do uprawiania sportów, zwrócił uwagę mój nauczyciel od wychowania fizycznego w szkole podstawowej. Był to rok 1946. I tak zaczęłam chodzić na zajęcia siatkówki. Poza tym trenowałam rzut dyskiem, oszczepem, pchnięcie kulą, skakałam wzwyż i w dal. Były to dyscypliny różnorodne. W każdej z nich osiągałam jednak bardzo dobre wyniki. Miałam niezwykłą łatwość uczenia się, przyswajania nowych technik.
- A kiedy pojawiła się w Pani życiu jazda na łyżwach?
- Podczas treningów lekkoatletycznych wypatrzył mnie trener Kazimierz Kalbarczyk. Zaproponował udział w zajęciach łyżwiarskich. Po pierwszym treningu specjalistycznym, do którego bardzo się przyłożyłam, bóle mięśni były tak silne, że zrezygnowałam z następnych zajęć.
- Co więc się stało, że przyszła Pani na drugi trening?
- Przyszła zima, a wraz z nią ferie – odpoczynek od pracy. Miałam dużo wolnego czasu. Miejscem, które służyło wtedy sportowcom do jazdy, była tafla lodu, jaka tworzyła się na basenie przy ulicy Spacerowej. Kiedy obserwowałam ich, jak ćwiczą, trener zaproponował mi, bym spróbowała jazdy. Weszłam na lód i się... przewróciłam. Potem jednak było coraz lepiej. Jak widać, początkowo nie sądziłam, że akurat ta dyscyplina będzie tą, w której odniosę sukcesy.
- Proszę powiedzieć coś o pierwszych zawodach...
- Wzięłam udział w Mistrzostwach Polski. Zabrakło bowiem do sztafety jednej osoby, która akurat zachorowała. Trener wiedział, że robiłam coraz to większe postępy i zaufał mi. Kiedy jednak zobaczył, z jakimi łyżwami do niego przybyłam, był przerażony. Buty, w których jeździłam, były o dwa rozmiary za duże! Uratował mnie jednak Henio Połeć, który pożyczył mi swoje łyżwy. Zajęłam piąte miejsce w wieloboju, na dystansach zajmowałam miejsca od czwartego do szóstego. W sztafecie zostałam rekordzistką Polski. Dostałam się wtedy do kadry. Co niektórzy byli mocno zdziwieni. Mało kto wierzył, że można w tak krótkim czasie osiągnąć tak dobre wyniki. Na pewno pomogła mi w tym wspomniana łatwość uczenia się nowych rzeczy.
- Który z sukcesów uważa Pani za najważniejszy?
- Oczywiście jest to medal olimpijski. Wielkim sentymentem darzę srebrny medal na 1000 metrów z Mistrzostw Świata w Szwecji z roku 1960. Dzięki niemu ja i moja koleżanka Elwira Seroczyńska znalazłyśmy się w ekipie olimpijskiej.
- Jak bardzo czuje się Pani związana z Elblągiem?
- Mieszkam tu od roku 1950. I choć miałam propozycje przeprowadzki, to wiedziałam, że chcę tu zostać. Przywiązuję się do miejsc i ludzi, z którymi żyję.
- Proszę powiedzieć, jak na przestrzeni tych wszystkich lat zmienił się Elbląg?
- Miasto bardzo się zmieniło. Elbląg jest miejscem zadbanym, z pięknie odbudowaną starówką. Kiedy w 1950 roku przyjechałam tu z małego Kwidzyna, Elbląg zrobił na mnie ogromne wrażenie, szczególnie ulica Grunwaldzka.
- Jak Pani sądzi, jak można obecnie rozwijać się w Elblągu jeżeli chodzi o łyżwiarstwo szybkie?
- Przeszkodą do rozwoju łyżwiarstwa szybkiego na torze długim jest brak lodowiska pełnowymiarowego. Mamy wspaniałych trenerów i zdolnych zawodników, którzy w dalszej perspektywie nie będą mogli odnosić sukcesów, bez odpowiedniej bazy treningowej.
- Mimo zakończonej kariery, nadal wspiera Pani świat elbląskiego sportu…
- Staram się spotykać z młodzieżą i przekonywać ją o tym, dlaczego sport jest wyjątkowy. Dzięki niemu można zwiedzić świat, poznać ciekawych ludzi. Gdyby nie łyżwiarstwo, to nie zwiedziłabym takich miejsc jak: Kanada, Japonia, Korea, Mongolia, USA, Rosja, Skandynawia czy inne kraje europejskie.
- Kiedyś i same nagrody były też gorsze. Wiem, że za medal zdobyty na wspomnianych mistrzostwach świata otrzymała Pani... ekspres do kawy.
- To prawda. Często pokazuję młodym zdobyte trofea i trudno czasami uwierzyć w to, jak wyglądają (uśmiech). Teraz tych plusów jest zdecydowanie więcej! Nagrody są ważne, ale nie najważniejsze. Wiem też jedno. Moje losy tak dobrze by się nie potoczyły, gdyby nie przygoda ze sportem.
***
"Ciekawi elblążanie" to cykl artykułów na Info.elblag.pl
Co tydzień w niedzielę prezentujemy ciekawe osoby, które były lub są związane z naszym miastem.
WZÓR DOBREGO CZŁOWIEKA I WIELKIEGO SPORTOWCA!!!!!!!!!!.DUŻO ZDROWIA PANI HELENKO
100 LAT,zdrowia i życia.SZKODA ze nasza mistrzyni nie ma szans na otwarcie nowego toru do jazdy szybkiej w Elblągu.KIEDY budowa politycy.
a czemu trener Kalbarczyk nie jest honorowy obywatelem Elbląga a jego podopieczna tak ?
Ciekawe zycie miał też Stanisław brandt .dziennikaże dotrzyjcie do honorowego prezesa PZN (podpowiadam ,Traugutta 38 ) i posłuchajcie tego pana opowieści o zyciu .To na prawdę energiczny starszy pan ,choc w podeszłym juz wieku,to niejeden młody energii zyciowej by mu pozazdrościł .