Przed elbląskim sądem rozpoczął się proces farmaceuty. Niecały rok temu w mieszkaniu mężczyzny doszło do pożaru. Wezwane służby natrafiły tam na spore ilości narkotyków i różnych chemikaliów. Na czas zabezpieczenia znaleziska ewakuowano wszystkich lokatorów budynku. 43-latka oskarżono m.in. o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowia wielu osób.
Przypomnijmy. 22 lutego ubiegłego roku mieszkańcy jednego z budynków na Zawadzie wezwali straż pożarną zaniepokojeni dymem, wydobywającym się spod drzwi jednego z lokali. Policjanci i strażacy weszli do mieszkania 43-latka, okazało się jednak, że niewielki pożar na podłodze został już ugaszony. Mężczyznę jednak zatrzymano, bo na miejscu natrafiono na narkotyki i różne substancje chemiczne. Dzień później, na czas zabezpieczenia "znaleziska", ewakuowano mieszkańców budynku. Sprawą zajęła się prokuratura. Akt oskarżenia przeciwko 43-latkowi, farmaceucie z zawodu, trafił jesienią ubiegłego roku do Sądu Rejonowego w Elblągu.
Mężczyźnie postawiono cztery zarzuty. Pierwszy dotyczył posiadania przez niego 2 sztuk amunicji i trzech zapalników, czyli o czyn z art. 263 par. 2 Kodeksu karnego. Drugi posiadania znacznej ilości substancji odurzających, w tym, jak dowodzi prokuratura m.in. marihuany, amfetaminy, MDMA (ecstasy) i alprazolamu. Prokuratura oskarżyła farmaceutę również o to, że bez zezwolenia miał zgromadził znaczne ilości substancji chemicznych (azotanu potasu, kwasu siarkowego, eteru dwuetylowego, toluenu, nadtlenku wodoru) mogących stanowić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia mieszkańców budynku (art. 171 par. 1 k.k.) oraz o to, że sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w postaci eksplozji materiałów łatwowalnych (benzyny ekstrakcyjnej, denaturatu, acetonu, etanolu) przechowywane w miejscu do tego nieprzeznaczonym (art. 164 par. 1 k.k.).
Dziś (10 stycznia) ruszył proces mężczyzny. Podczas pierwszej rozprawy 43-latek złożył wyjaśnienia. Przyznał się do posiadania amunicji i zapalników, twierdził jednak, że znalazł te przedmioty wiele lat wcześniej i zatrzymał na pamiątkę. Przyznał się również do posiadania substancji odurzających. W tym przypadku zaznaczając, że marihuanę, alprazolam, grzybki, jak i pochodną LSD, które znaleziono w jego mieszkaniu, posiadał na własny użytek. Miały one mu pomagać łagodzić nerwobóle, które odczuwał po operacjach kolan oraz pomagać w stanach migrenowych.
Pozostałe dwa zarzuty uznał za "abstrakcyjne". Jak przekonywał na chemikalia, które znaleziono w jego mieszkaniu, m.in. azotanu potasu, toluen, nadtlenku wodoru, eteru dwuetylowego nie potrzeba zezwolenia. - Miałem te substancje w ilości po jednej butelce. Przechowywałem je w związku z moją działalnością gospodarczą, która polega na badaniach naukowych. (...) W mieszkaniu nie prowadziłem, żadnych eksperymentów, nie przeprowadzałem żadnych reakcji chemicznych, a w tym czasie przygotowywałem te rzeczy do wywiezienia do laboratorium. Z przyczyn niezależnych ten transport został opóźniony - mówił oskarżony.
Dodał również, że substancje łatwopalne przechowywał w sposób prawidłowy, zgodnie z zadami bezpieczeństwa. Wyjaśnił, że pożar był niewielki i sam go szybko ugasił.
Nikt nie został pokrzywdzony (w wyniku pożaru - przyp. red.). Ewakuacja była następnego dnia, nie było żadnego realnego zagrożenia bezpieczeństwa. Ta ewakuacja została zarządzona, moim zdaniem, żeby zdążyć, powiadomić reporterów z okolicy i nagłośnić sprawę medialnie. Policja skonfiskowała wszystkie rzeczy z mojego mieszkania, wszystkie odczynniki, również te, które są neutralne, jak glukoza czy balsam do ciała. Nigdy nie interesowałem się materiałami wybuchowymi, natomiast prokuratura próbowała ze mnie zrobić terrorystę i osobę chorą psychicznie. Nie miałem nigdy żadnych problemów ze zdrowiem psychicznym. Policjanci w trakcie przeszukania zachowywali się, jakby występowali w filmie sensacyjnym, przy czym zdemolowali mi mieszkanie, wyrzucili moje prywatne rzeczy na balkon, gdzie niszczały przez osiem miesięcy. Mogę jeszcze dodać, że poniosłem bardzo duże straty materialne, związane z przedłużającym się aresztem
- przekonywał przed sądem oskarżony.
Przed sądem zeznania złożyło dziś również kilkunastu sąsiadów mężczyzny, wezwany w charakterze świadków. Jedna z kobiet podkreślała, że już kilka dnia przed pożarem i późniejszą ewakuacją czuła drażniący zapach, który wydobywał się z wentylacji. Nie była jednak w stanie stwierdzić, w którym konkretnie mieszkaniu jest jego źródło. Jeśli sąd podzieli zdanie prokuratury, mężczyźnie tylko za posiadanie niebezpiecznych substancji może grozić kara do 8 lat więzienia.
Kto to jest męzczyzna? Profesjonalny tytuł.