Rozpoczęła się kolejna rozprawa sądowa w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym 24-letniego Pawła pod Bowling Clubem. Dziś zeznania składali m.in. dwaj pracownicy ochrony Bowling Clubu i współwłaściciel lokalu.
Szef Bowling Clubu stwierdził, że niewiele mu wiadomo w tej sprawie. O niczym nie został poinformowany przez pracowników ochrony. Natomiast o Marcinie P., który pracował w jego klubie mówił dobrze.
- Moja wiedza o tej tragedii wynika z relacji mediów i przesłuchania na Policji – zeznał współwłaściciel Bowling Clubu. - W nocy z 21 na 22 lipca 2007 r. przebywałem w klubie do godzin rannych. Nikt z pracowników ochrony nie zgłosił mi wówczas, że wybuchła jakaś bijatyka. Marcin P. był zatrudniony w klubie, jako selekcjoner. Jego zadaniem było pilnowanie porządku na terenie klubu. Nie miał prawa podejmować interwencji poza lokalem. Nie otrzymałem jednak tej nocy informacji, że opuścił on stanowisko pracy. Pozostałych oskarżonych znam z widzenia. Przebywali w klubie.
Współwłaściciel klubu zeznał, że pracownicy ochrony nie mieli pozwolenie na stosowanie siły fizycznej wobec agresywnych gości.
- Zgody na stosowanie siły w moim klubie nie ma – mówił. - Jeśli zachodzi taka potrzeba pracownik ochrony ma prosić o zachowanie spokoju lub opuszczenie lokalu aż do skutku. Czasami jednak, gdy jest głośna muzyka, alkohol, to może się zdarzyć iż ochroniarz kogoś złapie za rękę czy pchnie, aby ten się uspokoił.
O oskarżonym Marcinie P. jego były pracodawca wypowiadał się tylko dobrze.
- Był zatrudniony w klubie przez trzy miesiące – mówił jeden z właścicieli Bowlinga - Nie było na niego żadnych skarg od gości lokalu. Z tego co wiem, jest uczynny i koleżeński. Swoje obowiązki zawsze wykonywał sumiennie.
Wczoraj zeznawali również dwaj pracownicy ochrony w Bowling Clubie, którzy pracowali razem z Marcinem P.
- Bardzo spokojny, nie dawał się prowokować, znał swoją siłę fizyczną. Nigdy jednak nie popisywał się swoimi umiejętnościami i siłą. – mówili świadkowie. - Naprawdę nadawał się do tej specyficznej pracy.
Świadkowie stwierdzili, iż według ich wiedzy tej nocy nie doszło do żadnej awantury. O całym zdarzeniu dowiedzieli się na drugi dzień od znajomych lub z mediów. Jeden z pracowników ochrony, co prawda nie widział aby ktoś wszczynał awantury w klubie tej nocy, jednak jak zeznał, zwrócił uwagę na „specyficznie zachowującą się młodzież”.
- To znaczy tańczyli na stołach i pufach – zeznał jeden ze świadków. - To mogło stwarzać zagrożenie dla pozostałych uczestników imprezy. To było towarzystwo tego zmarłego chłopaka. Wiem to, bo później poznałem ich na zdjęciach na stronie internetowej.
Jednak, jak twierdzą świadkowie, pracownicy ochrony nie podjęli żadnej interwencji w klubie.
Fot. RK