Ruszył proces byłej pracownicy elbląskiego muzeum, oskarżonej o przywłaszczenie sobie ponad 26 tys. zł z kasy instytucji. Kobieta teraz przekonuje, że do dopuściła się zarzucanego jej czynu, bo padła ofiarą szantażysty.
W Sadzie Rejonowym w Elblągu rozpoczął się dziś, 6 września proces Agaty D. wieloletniej pracownicy Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu, oskarżonej o przywłaszczenie pieniędzy. Kobiecie zarzuca się, że w okresie od listopada 2022 r. do maja 2023 r. dokonała jedenastu przelewów z konta muzeum na swoje konto, na łączną kwotę ponad 26 tys. zł. Dodatkowo w sierpniu 2023 roku podrobiła fakturę VAT i w ten sposób na jej konto trafiło koleje ponad 1,5 tys. zł z muzealnej kasy. Za te czyny grozi do 5 lat pozbawienia wolności (za przywłaszczenie) oraz od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności (za oszustwo).
Agata D. przyznaje się do popełnienia zarzucanych jej czynów, choć jak przekonuje, nie dokonała ich "ze z góry powziętym zamiarem", co zarzuca jej prokuratura. - Nie planowałam tych operacji, decyzję podejmowała spontanicznie - podkreśliła. Kobieta złożyła również rewelacyjne wyjaśnianie dotyczące jej motywu, wcześniej nieznane opinii publicznej. Przekonywała, że przywłaszczyła pieniądze z kasy muzeum, bo padła ofiarą szantażu.
Znalazłam się w trudnej sytuacji, w ten sposób chciałam sobie pomóc. Od początku planowała, że te środki zostaną zwrócone (pieniądze z powrotem trafiły na konto muzeum w styczniu tego roku, w momencie, kiedy sprawa wyszła na jaw - przyp. red.). Jest mi bardzo przykro, że zdecydowała się na taki krok. Bardzo żałuję. (...) Ogólnie zostałam ofiarą szantażu. W momencie, kiedy wykorzystałam swoje środki, poczułam się postawiona pod ścianą i dlatego podjęłam taką decyzję
- mówiła dziś w sądzie oskarżona.
Ssprawa szantażu nie została zgłoszona na policję. - Byłam tak zestresowana, przerażona całą tą sytuacją, że się po prostu bałam - wyjaśniała Agata D. Kobieta dodała też, że nie zna personaliów szantażysty, "nie znam do końca danych tej osoby, widziałam tę osobę tylko raz. Koleżanka, której to dotyczy - też była zastraszona, wyprowadziła się z Polski - podkreśliła. Pieniądze natomiast miała mu przekazywać, aby zapewnić sobie spokój i w trosce o bezpieczeństwo zwierząt, którymi się opiekuje. Nie wiadomo jednak o jakie kwoty ostatecznie chodziło.
Na dziś zaplanowano również zeznania świadków. W sądzie stawiła się jednak tylko jedna osoba, była współpracownica oskarżonej. Nie pojawił się były dyrektor MA-H w Elblągu, ani księgowa, która wpadła na trop oszustwa. Sąd przeczytał ich zeznania złożone na w trakcie postępowania prokuratury.
Przypomnijmy. To nowa księgowa zatrudniona w muzeum w ubiegłym roku zorientowała się, że coś niedobrego dzieje się z finansami muzeum. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Elblągu. Jednocześnie kontrolę w instytucji przeprowadził ratusz. Ówczesny prezydent Elbląga, nie czekając nawet na wyniki śledztwa prokuratury, za winnego całej sytuacji uznał dyrektora instytucji Lecha Trawickiego i zwolnił go. Sam dyrektor przekonywał, że nie on dokonał defraudacji, a od razu, gdy dowiedział się, że z konta muzeum zniknęły pieniądze, podjął wszelkie możliwe działania naprawcze. Mimo to nie został przywrócony do pracy. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ. W maju tego roku prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Elblągu akt oskarżenia przeciwko pracownicy Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu. Dziś rozpoczął się proces. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 20 września.
Byłam pod ścianą i to jest tłumaczenie?!!!? A kogo to interesuje,a że ktoś nie dostałby wypłaty przez kradzież to już tą panią nie interesowało!!! Myśli tylko o sobie a może inni maja kredyty i nie dostaliby wypłaty to już mniej ważne.Zakazac wykonywia pracy w zawodzie i podać do publicznej wiadomości, wyrywać takie chwasty o oszczegac.Trzeba myśleć o konsekwencjach złodziejko
Nie ma jak to osadzać innych, to taka nasza cechą narodowa,wtedy czujemy się lepsi
Wróblewski wykorzystał okazję, aby zrobić dyrektorem Muzeum swojego człowieka, który wcześniej był dyrektorem teatru. Jak u Barei: "Mój mąż jest z zawodu dyrektorem"
Czy ktoś prześwietlił wydatki dyrektora z zawodu dyrektora na gorzałę i żarcie na imprezy, które trwały latami na tzw zakręcie hali? Nie!!! Dlaczego? Bo tam wszyscy balowali, łącznie z piekarzem. A jak to było, jak ten po awansach kujący żelazo póki gorące chciał BMW ominąć latarnię na parkingu i mu się nie udało? Ale stołek ma jak ta lala.
do tego dzień w dzień dyrektor z zawodu dyrektor warował pod drzwiami gabinetu aby donosić ploty, a tamten na podstawie donosów osądzał ludzi , rzygać się chciało! całe to pożal się boże towarzystwo minionej epoki należałoby prześwietlać !!! nachapali sie jak mogli kosztem innych obsadzając na odchodne rodzinki i przydupasów odbierając innym co sie da!
ona tylko przechowała pieniążki w bezpiecznym miejscu, o co ta cała afera?
KO staje na głowie a tu różnica między PIS 0, 5 punktu procentowego! Wszystko jest kwestią czasu , zamiast wziąć się gospodarczo za kraj to zabawiają się w ściganie, lansowanie i obsadzanie, nie tędy droga
Oddała ją Rysiek z PiS ,to chyba nie ma sprawy.
A ludzie osądzeni na podstawie donosów z tyłka szukali pomocy w związkach zawodowych i u ludzi z PiSu. I co? I zostali sprzedani dwóm tłustym prosiakom - bliźniakom. A teraz na stołkach siedzą ich wierne czopki z brązowymi językami.
Ona już pracuje. Księgowa ma dostęp do danych pracowników.