Środa, 27.11.2024, Imieniny: Ksenia, Walerian, Franciszek
Nie masz konta? Zarejestruj się »
zdjęcia
filmy
baza firm
reklama
Elbląg » artykuły » artykuł z kategorii

"Miłość do latania była silniejsza niż strach". Rozmowa z Andrzejem Przybylskim

17.04.2018, 17:00:23 Rozmiar tekstu: A A A
"Miłość do latania była silniejsza niż strach". Rozmowa z Andrzejem Przybylskim
Fot. Ryszard Biel

Miłością do latania zaraził go tata Edward. Choć "odnalezienie" rodziny w RFN zamknęło przed nim karierę pilota wojskowego i kosmonauty nie poddał się. Swoją pasję realizował przez czterdzieści lat. O tym, co w lataniu najpiękniejsze i o nie zawsze bezpiecznych przygodach w powietrzu rozmawiamy z Andrzejem Przybylskim z Aeroklubu Elbląskiego.

Spędził pan w powietrzu tysiąc sto godzin. Ma pan na swoim koncie ponad 7 tysięcy startów i lądowań. Pamięta pan jeszcze swój pierwszy lot?

Tego się nie zapomina. Zresztą mnie los chyba próbował wtedy ostrzec. Podczas pierwszego samodzielnego lotu szybowcem najpierw poczułem pustkę, czegoś brakowało mi z tyłu. Oczywiście instruktora, który w razie potrzeby walnie w łeb, albo krzyknie "Co robisz?". Tego już nie było. To był moment, kiedy już trzeba było polegać całkowicie na sobie... a sprawdzian swoich możliwości miałem od razu. Na wysokości 40 metrów zerwała się lina holownicza. Nie jestem w stanie dokładnie odtworzyć tego, co działo się później. Pamiętam, że z szybkością światła zbliżałem się do ziemi i... autostrady. Zacząłem wykonywać manewry, mechanicznie. Wiedziałem, że mam otworzyć hamulce i wylądować w miarę normalnie. Te ruchy mnie uratowały. Szybowiec zatrzymał się dosłownie tuż przed samą autostradą.

Po takim pierwszym locie nie wolał pan już zostać na ziemi?

Wtedy nerwy miałem jak ze stali. Nie przestraszyłem się i nie zniechęciło mnie to do latania. Miłość była silniejsza. Ostatecznie później latałem ponad 40 lat.

Bardzo doświadczony pilot samolotowy. Wtedy kiedy go potrzebujemy - służy pomocą! Pionier Aeroklubu Elbląskiego, jego historię zna od podszewki. Tak o panu mówi pan Jacek Sobolewski, dyrektor klubu. Chciałam podpytać o tę historię Aeroklubu to również historia pana rodziny?

Założycielem Aeroklubu jest mój tata Edward. Tata był pilotem jeszcze przedwojennym. Po wojnie wyszkolił jednych z pierwszych pilotów w Polsce w ogóle. Gdy w pewnym momencie, z powodów chyba politycznych, bo tata był bardzo religijny, zabroniono mu latać, trafił do Elbląga. Rodzice, z mojego ukochanego Karpacza, przeprowadzili się tu w 1956 roku. Tata przyjechał trochę wcześniej. Zorientował się, że tutaj jest lotnisko. Pamiętam, że na początku tutaj była łąka, biegały zające, pasły się krowy, konie, jedynymi "statkami" powietrznymi, które startowały i lądowały na lotnisku były ptaki. Zaczęło się od trzech pilotów z Gdańska, których ojciec po wojnie wyszkolił. Oni przylatywali tutaj jeszcze takim starym CSS-13, na którym ja się później wyszkoliłem i pomagali rozkręcić klub. Poza tym trzeba było pochodzić po zakładach, po instytucjach. Ojciec wtedy nawet roweru nie miał. Więc wszystko załatwiał na piechotę. Tacie udało się zawiązać grupę osób, które albo o lataniu marzyły, albo w jakiś sposób były związane z lotnictwem. Z tej grupy pasjonatów zaczął się tworzyć klub. Najpierw był filią Aeroklubu Gdańskiego, ale szybko został przemianowany na Aeroklub Elbląski. Ja przychodziłem do tego klubu, trzymając się portek ojca i marzyłem o lataniu... Lata 1964 -65 to był początek mojego latania. Wtedy to latanie było szeroko dostępne, państwo to dotowało, co było naprawdę wspaniałe. Zacząłem się szkolić. Trafiłem na obóz Lotniczego Przysposobienia Wojskowego do Białegostoku i miałem swój pierwszy samodzielny lot na akrobację.

Ten lot, choć niebezpieczny, nie zniechęcił pan do latania. Miał pan później równie niebezpieczne przygody w powietrzu?

Właściwie na każdym typie szybowca i samolotu, zawsze, podczas pierwszego samodzielnego lotu coś się działo... Miałem jednak dwa takie najgorsze loty. Powiem o jednym. To znów był pierwszy samodzielny lot. Wykonywałem pierwszą w życiu, samodzielną akrobację na ts-9 junak 3, znakomitej maszynie. Pogoda tego dnia była fantastyczna. Wznoszę się. Całe miasto powoli się oddala, budynki są coraz mniejsze. Wszedłem do strefy akrobacyjnej i od kierownika lotów usłyszałem "22 wykonuj". Zrobiłem zwitkę korkociągu i z niej rozpocząłem pętlę a gdy byłem w płożeniu plecowym, piasek zasypał mi oczy - nie posprzątaliśmy wnętrza samolotu. Inne samoloty się rozprysnęły. Kierownik lotów naprowadzał mnie na start, abym mógł tam wylądować. Ja bardziej patrzyłem siłą wyobraźni niż siłą wzroku. Jednak udało się. Wszyscy przecierali oczy, nie wiedzieli, jak to się stało, że wylądowałem. Wtedy po wizycie u okulisty miałem trzy dni przerwy w lataniu. Wróciłem. Miłość do latania była silniejsza niż strach.

Chciał pan zostać pilotem wojskowym, pójść w ślady ojca?

Zdawałem do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Wtedy było dziesięć osób na jedno miejsce. To oznaczało, że chętnych było 1200 osób, a przyjmowano 120. Ja przeszedłem egzaminy teoretyczne i sprawnościowe bardzo dobrze. Podczas egzaminów, który trwał trzy dni, przebadano nas od opuszków palców u stóp po czubki włosów.Po ukończeniu przewodniczący komisji lotniczo-lekarskiej, powiedział mi, że w przyszłości będę mógł być kandydatem na kosmonautę.

Dlaczego ostatecznie nie został pan pilotem wojskowym ani kosmonautą?

O tym, że miałem rodzinę w Stanach Zjednoczonych, o tym wiedziałem. Mama była w USA przez kawałek czasu, szybko przyjechała do Polski i do dzisiaj pamiętam jej słowa, że "woli w Polsce jeść byle jaką zupę i popijać ją wodą niż być tam". Poznała kapitalizm od podszewki. Na egzaminie, ja nazwałem go egzaminem politycznym, dowiedziałem się, że mam rodzinę w RFN, konkretnie żyje tam siostra mojej babci. W ten sposób wojsko odnalazło moją rodzinę, bo babcia nie miała pojęcia, że jej siostra przeżyła wojnę, a ja zostałem pozbawiony możliwości latania dla wojska.

To jednak nie sprawiło, że pożegnał się pan z lataniem całkowicie?

Latałem na 14 typach statków powietrznych. Na dziesięciu typach samolotów i na czterech typach szybowców, na szybowcach szybko jednak przestałem latać. Jak już miałem praktykę z latania na LPW w Białymstoku jako pilot samolotowy, bardzo szybko przeszkolono mnie i zrobiłem licencję turystyczną. Na lotnisku w Elblągu wtedy tętniło życie. Zawsze było tu bardzo dużo młodzieży. Mnóstwo było samolotów, szybowców. Dzisiaj jest ich niewiele. Kilka lata temu niemalże błagaliśmy miasto o pomoc. Nie udało się uratować AN-2. To była tzw. Pogoria. Rzekomo ten samolot był dla wojewody, ale wojewoda przeleciał się nim tylko raz, potem woziliśmy pasażerów i wyrzucaliśmy skoczków. To mój ukochany samolot, który aktualnie, znajduje się w Wenezueli. Wiem to dzięki Arturowi, pasjonatowi lotnictwa, który dla mnie prześledził całą drogę tego samolotu.

Myśli pan, że Aeroklub może jeszcze tętnić życiem, przyciągać młodzież?

Nie wyobrażam sobie, żeby tego klubu miało nie być. Nawet nie myślę o tym, aby miał się rozpaść. Jestem pod wrażeniem tego, co robi teraz Jacek [Jacek Sobolewski- aktualny dyrektor Aeroklubu]. On ma zapał. Sądzę, że jeżeli uda nam się odwodnić lotnisko, to jest nasz największy problem, możliwe jest, aby ten klub wrócił do formy.

Pan latał przez 40 lat. Co takiego jest tam w powietrzu?

Ja lataniem zaraziłem się od ojca. Co człowieka ciągnie do góry? To właściwie nie jest do opowiedzenia. Tam jesteśmy sami, decydujemy o swoim życiu, o życiu innych, to, co rozpościera się wokół nas ta cisza, te widoki... To jest najpiękniejsze. Pewnie zapyta mnie pani o najpiękniejszy lot. To powiem. Noc. Lot na wysokości 2000 metrów. Elbląg powoli gaśnie. Wioski, miasteczka pode mną wyglądają jak rozświetlone łaty przyszyte do ziemi. Księżyc odbija się z błyskiem na jeziorach, rzekach. Trochę się wtedy kręciłem. Leciałem nad Zalew Wiślany i wracałem. Widok był przepiękny. Po prostu bajka. Łapałem się na tym, że zaczynałem się rozglądać na boki, podziwiając krajobrazy, a zapominałem patrzeć na przyrządy. Nocą lecieć samolotem to jest coś wspaniałego. Wtedy chce się żyć. Strach? Dziś po dwóch zawałach, sam bym nie poleciał... chyba że w sytuacji awaryjnej. Teraz już przychodzę na lotnisko posiedzieć sobie na ławce i popatrzyć na startujące samoloty.
 

Natasza Jatczyńska
Wyślij wiadomość do autora tekstu

Oceń tekst:

Ocen: 3

%100.0 %0.0


Komentarze do artykułu (10)

Dodaj nowy komentarz

  1. 1
    +10
    ~ Pozdrawiamy
    Wtorek, 17.04

    Brakuje nam na elblaskim niebie spadachroniarzy i samolotów.

  2. 2
    +5
    ~ Jim ;P
    Środa, 18.04

    Gratuluję Panu pasji. Super sprawa no i bakcyl przeszedł na córkę - pozdrowienia dla Ewci ;) dawny przyjaciel.

  3. 3
    +5
    ~ Pozdrawiam
    Środa, 18.04

    Droga Autorko - Pani Nataszo, cyt. "Miłością do latania zaraził go tata Edwarda". Z tego zdania wynika, że Pana Andrzeja lataniem zaraził tata Edwarda czyli np. tata przyjaciela, kolegi, nie wiem kogo. Chyba, że tata Pana Andrzeja miał na imię Edwarda. Nie sądzę, więc proszę szybko poprawić rażący błąd - a dziś egzaminy gimnazjalne....ech

  4. 4
    +1
    ~ ja
    Środa, 18.04

    ciekawe czy działają te klasy lotnicze, gdzie miasto daje kasę na szkolenie szybowcowe dla uczniów od 14 roku

  5. 5
    +5
    ~ 6ert
    Środa, 18.04

    A tata miał na imię Edwarda? To już jakiś grzeszny gender-mama i mama czy jak? I to taki prawicowy portal...

  6. 6
    +5
    ~ marekbuuu
    Środa, 18.04

    Szanowna Redakcjo-czy będzie kiedyś tak,że jakiś artykuł u was nie będzie zawierał błędów ortograficznych i gramatycznych albo stylistycznych? Czekamy!

  7. 7
    +2
    ~ kreciol
    Środa, 18.04

    widzę ze pożal się boże pani redaktor poczuła się urażona na tyle że usunięto wpis? trzeba się było uczyć na studiach , a nie włóczyć po manifach lewicowych krzykaczek. gdy da się ciała, to trzeba przyjąć krytykę. Gdybym był pani szefem , to bym panią wylał już za sam wygląd ...

  8. 8
    0
    ~ Ewa
    Sobota, 21.04

    Dziękuję za pozdrowienia. Pozdrawiam również dawnego przyjaciela :-)

  9. 9
    0
    ~ kr
    Piątek, 27.07

    Są jeszcze ludzie z pasją w Elblągu! Pozdrawiam Pana Andrzeja i Jacka Sobolewskiego. Powodzenia i odporności na malkontentów.

  10. 10
    0
    ~ ART
    Czwartek, 28.03

    Artur, pasjonat lotnictwa pozdrawia :)

Redakcja serwisu info.elblag.pl nie odpowiada za treść komentarzy i treści dostarczone przez firmy i osoby trzecie.
Jeśli chcesz z nami tworzyć serwis napisz do nas e-mail.


Regulamin komentowania artykułów w serwisie info.elblag.pl

W trosce o kulturę i wysoki poziom debaty w serwisie info.elblag.pl wprowadza się niniejszy Regulamin.

  1. Komentujący umieszczając treści sprzeczne z prawem musi liczyć się, że może ponieść odpowiedzialność karną lub cywilną.
  2. Komentarze dodawane przez czytelników służą prowadzeniu poważnej i merytorycznej dyskusji na temat zamieszczonych wiadomości oraz problemów z nimi związanych.
  3. Czytelnicy mogą umieszczać informacje i opinie niezwiązane z treścią artykułów dla istotnych powodów (np. poinformowanie innych czytelników o wydarzeniach).
  4. Zabrania się dodawania komentarzy: wulgarnych, obraźliwych, naruszających dobra osobiste osób trzecich lub zawierających treści zabronione przez prawo.
  5. Celem komentarzy nie jest prowadzenie jałowych sporów osobistych między czytelnikami.
  6. Wszystkie wpisy stojące w sprzeczności z powyższymi warunkami będą niezwłocznie kasowane w całości bądź w części.
  7. Redakcja interpretuje Regulamin i decyduje, które wpisy, komentarze (lub ich części) należy usunąć i dokona tego w możliwie jak najszybszym czasie.


Właścicielem serwisu info.elblag.pl jest Agencja Reklamowa GABO

Copyright © 2004-2024 Elbląski Dziennik Internetowy. Wszystkie prawa zastrzeżone.


1.4669098854065