Pierwszy i drugi listopada to czas odwiedzania grobów bliskich i zapalania zniczy, wspominania tych, którzy odeszli oraz zadumy. Co kryje się za rozmyślaniami o tych, których bezpowrotnie straciliśmy i o tym co nieuniknione?
W czasach pogańskich, w noc z 31 października na 1 listopada odprawiane były Dziady, podczas których na groby zmarłych zanoszono potrawy, by udobruchać duchy zmarłych. Dzisiaj dzieci przebierają się w stroje nawiązujące do symboliki związanej z przemijaniem i odwiedzają domy prosząc o słodycze. I wówczas, i dziś chodzi o oswajanie śmierci. Czy na co dzień o niej myślimy? Czy rozmawiamy o śmierci? W jaki sposób świadomość, że jej nie unikniemy przekłada się na nasze życie? O to, co o życiu i o jego końcu myślą elblążanie zapytaliśmy kilkoro z nich.
Śmierć, to takie słowo, które wywołuje we mnie dreszcze i unikam rozmów na ten temat. Czuję się zakłopotana, gdy ktoś jest w żałobie, nie wiem jak z takim człowiekiem rozmawiać. Jak wszyscy, którzy w tych dniach odwiedzają groby swoich bliskich, idę na cmentarz, gdzie zapalam znicz dla mojej babci. Smutno mi, że nie ma jej już z nami. Za wcześnie odeszła. Ale o śmierci jeszcze nie myślę. Mam na to czas. Życie jest tak ciekawe i wciągające, że na razie na nim się skupiam. Cieszę się nim i mam nadzieję, że tak będzie jeszcze bardzo długo
– mówi 25-letnia Anna.
- Ciężko mi dzisiaj o tym mówić, bo dwa tygodnie temu zmarła moja mamusia – mówi 58-letnia pani Małgorzata. – Wiem, że śmierć jest nieunikniona i każdy kiedyś umrze, że powinnam się cieszyć, że dopiero w tym wieku mama mnie osierociła, ale kiedy odchodzi ktoś tak bliski, pozostawia pustkę i poczucie, że to za wcześnie. Zawsze śmierć przychodzi nie w porę i jest to poczucie, że za wcześnie. Cieszę się jednak, że do końca byłyśmy z mamą blisko, że czułam się kochana i mogłam opiekować się mamą, gdy tego potrzebowała. W ten sposób mogłam jej podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiła.
- Wczoraj urodził mi się kolejny wnuk – wyznaje z dumą 66-letni pan Jerzy.- Kiedy patrzę na nie wszystkie widzę, że życie ma sens. Staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, przekazywać im zdobytą wiedzę, dzielić swoimi pasjami. Nie ma nic wspanialszego jak te małe istoty wpatrzone w dziadka, słuchające jego wywodów. Choć siły już nie te i zdrowie nie zawsze dopisuje, to patrząc na moje dzieci i wnuki czuję się szczęśliwy. Trzeba cieszyć się każdą chwilą. Jak mówią, w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Po co więc zaprzątać sobie głowę tym na co nie mamy wpływu? Lepiej skupić się na byciu z bliskimi i byciu człowiekiem, za którym gdy odejdę będą tęsknić i życzliwie wspominać.
Na co dzień pracuję z osobami w podeszłym wieku. Trudno w takich okolicznościach nie myśleć o przemijaniu. W ubiegłym roku zmarł pan Jan, którym opiekowałam się kilka lat. Wiem, że to praca i nie powinno się angażować emocjonalnie, ale ja tak nie potrafię. Lubiłam pana Jana, dużo rozmawialiśmy. Miał bardzo ciekawe życie. Z przyjemnością słuchałam, jak o nim opowiadał. Odwiedziłam jego grób, zapaliłam znicz i uśmiechnęłam się. W myślach podziękowałam mu za te nasze rozmowy, jego rady. Starałam się mówić mu to za życia, ale dziś mam wrażenie, że za rzadko. W ogóle za rzadko mówimy miłe słowa i bliskim, i innym ludziom. Łatwiej nam dostrzegać i wytykać negatywy niż podkreślać to co dobre i piękne w drugim człowieku i w nas samych. A szkoda
– mówi 52-letnia pani Elżbieta.
- Moje przemyślenia na temat śmierci? Dobrze pani trafiła – z promiennym uśmiechem stwierdza 43-letnia pani Lucyna. – Od trzech lat walczę z rakiem. Ale proszę mi nie współczuć. Choroba, jak choroba. Leczę się i wierzę, że ją wyleczę. Nie od początku byłam taka dzielna. Gry usłyszałam diagnozę zwyczajnie w nią nie wierzyłam. Potem przyszedł strach, ale bardziej o dzieci niż o siebie. Szkoda by mi było już teraz odchodzić z tego świata, bo kocham życie, ale przede wszystkim nie chciałabym zrobić tego swoim dzieciom. To by je zmieniło tak, jak bym nie chciała. Jak każdy rodzic chciałabym im uchylić nieba, dlatego osierocanie ich nie wchodzi w rachubę. Teraz, tak jak mówił ksiądz Kaczkowski, „żyję na pełnej petardzie”. Mam dwójkę dzieci, które są w podstawówce. Dla nich, i dla siebie, chcę żyć normalnie, cieszyć się każdą chwilą, doceniać to co mam, jaka jestem, jakich ludzi mam wokół. Moja rodzina nigdy nie żyła „normalnie”, czyli przed telewizorem czy komputerem. Zawsze byłam aktywna i tę aktywność zaszczepiłam dzieciom. Choroba czasami każe mi przystopować, ale gdy tylko osłabienie mija, wracam do mojej normalności. Mniej pracuję, a więcej po prostu żyję. Bo życie jest cudowne i warto z niego czerpać pełnymi garściami.
Bez względu na doświadczenia i przeżycia naszych rozmówców, w ich wypowiedziach wspólnym mianownikiem jest uwielbienie życia. Dlatego, pamiętając średniowieczne pozdrowienie memento mori, korzystajmy z rady Horacego, który jeszcze przed naszą erą zachęcał by chwytać dzień i nie marnować życia.
"Według wyliczeń „Portalu Komunalnego”, Polacy kupują co roku ok. 300 mln zniczy – 8 szt. na osobę. Natomiast wydatki na Wszystkich Świętych to ponad 1 mld zł. Za same tylko znicze płacimy ok. 600-700 mln zł. Te pieniądze niemal dosłownie trafiają potem na śmietnisko, ponieważ większość wypalonych zniczy nie trafia nigdy do zakładów recyklingu. Podobnie jest z plastikowymi wiązankami. 1 listopada ma dziś niewiele wspólnego z ekologią, ale wcale nie musi tak być. Jak przypomina „Wyborcza”, większość zniczy sprzedawanych na polskim rynku, wypalając się wydziela szkodliwy dla układu oddechowego toluen i rakotwórczy benzen. I te wszystkie opary z całej Polski idą w powietrze i płuca zamyślonych nad grobami Polaków. Okazuje się też, że znicze mogą mieć coś wspólnego z losem orangutanów. (...)
(...) A to z tego względu, że w części z nich stosuje się olej palmowy. Aby go wyprodukować, w południowo-wschodniej Azji sadzi się plantacje olejowców. Ale uprzednio trzeba wyciąć lasy, w których żyją te człekokształtne małpy i zabrać im w ten sposób dom. A to gatunek krytycznie zagrożony wyginięciem. link: https://oko.press/jak-swietowac-zmarlych-by-nie-zaszkodzic-zywym-cmentarze-nie-musza-tonac-w-plastiku/?fbclid=IwAR2nwWPzs9RvGoIrRiSB-yBbjlOvkeeijG1OMvvKSYK1R_aEZrgPrIEaRPA
Panie Koliński, wszystko na końcu trafia na śmietnisko. A co ludzie robią ze swoimi pieniędzmi to nie Pana sprawa.
@Dede - Zanieczyszczanie środowiska, śmiecenie, barbarzyństwo ekologiczne oraz powodowanie chorób nowotworowych u bliźnich jest nie tylko sprawą nas wszystkich, ale również grzechem (pomijając już, że łajdactwem) w myśl doktryny zarówno kościoła kat., jak i złamaniem świeckiej, humanistycznej zasady "nie rób drugiemu co tobie niemiłe", drogie Dede.
Panie Kolinski myśli Pan ze w życiu liczy się tylko mamona, czy ona jest najważniejsza?ludzie zapalają znicze,modlą sie, wspominają zmarłych i kupują wiązanki na jakie ich stać. Nic to Panu do tego. Poza tym więcej zanieczyszczeń generują auta, kominy elektrociepłowni, piece w starych budynkach,palaczy papierosów niż ludzie którzy raz w roku rozświetla cmentarze.
tak w końcu człowiek też trafia na śmietnisko nazywane cmentarzem gdzie w trakcie rozkładu wydziela różne toksyczne gazy nawet dużo bardziej szkodliwy niż co2 gaz cieplarniany metan. Co panie Koliński z tym zrobić, czy Wyborcza coś napisała na ten temat. Czy są wyliczenia jak pojedyńczy zezwłok ludzki szkodzi klimatowi i żyjącym potomkom. Dlaczego pan nie zajmie się zasiłkiem pogrzebowym który jest za niski albo likwidacją przemysłu grzebalnego który zdziera z ludzi skórę, dlaczego pochówek jest taki drogi a kremacja jeszcze droższa. Pan masz się czym zająć, pan nie musisz trendów modowych wyznaczać w obrzędach ludowych.
@Asd - Skąd taki wydumany wniosek? Akurat ja jestem najlepszym przykładem kogoś, kto uważa że właśnie mamona nie jest najważniejsza. Nie mam nic przeciwko ludzkim wspominkom, modlitwom, pamięci etc. Mam jednak wiele przeciwko jednoczesnemu szkodzeniu innym poprzez swoją bezmyślność i krótkowzroczność, w tym również tą "uświęconą" tradycją religijną. Stąd mój komentarz i informacja o szkodliwości społecznej i ekologicznej takich praktyk. Nie ma również znaczenia, że inne przykłady ludzkiej głupoty szkodzą bardziej, głupota bowiem pozostaje głupotą, tak jak szkodnictwo i barbarzyństwo pozostają szkodnictwem i barbarzyństwem. Fakt, że np. gdzieś płoną lasy na planecie nie oznacza przecież, że powinniśmy godzić się na barbarzyńską wycinkę starodrzewu, albo zezwalać na wypalanie traw, prawda?
czy Zandberg złożył już projekt ustawy wg której polskie cmentarze mają wyglądać jak amerykańskie wojskowe gdzie skromne jednakowe płyty podkreślają równość wszystkich ludzi gdzie jest równo przystrzyżona trawka a nie błoto po kostki. Czy nie będzie się już chować lokalnych kacyków w domowych piwniczkach na wino. Zacznij od tych głupich co więcej mają i świat nam urządzają a nie ciołku maluczkich wychowujesz. Jeszcześ k.. posłem nie został
@zachęcam - Od nich dokładnie zacząłem (i zaczęliśmy) już ładnych kilka lat temu, jednak aby słowo ciałem się stało należy przekonać do postulatów rozumu znacznie większą część społeczeństwa, niż te 12.5% rozsądnych ludzi, których przekonaliśmy do tej pory. Zamiast pyszczyć na zdroworozsądkowe i prospołeczne argumenty trzeba było oddać swój głos na siły postępu, nie wstecznictwa i ciemnoty w wyborach. Wychowanie zaś społeczne zaczyna się właśnie od edukacji nieoświeconych mas, bo to one napędzają kapitalistyczny, funeralny biznes swoimi krótkowzrocznymi wydatkami - jeśli nie będzie klientów na plastikowy szmelc i trujące znicze (to się tyczy dokładnie każdego innego szkodliwego towaru), to chciwi kapitaliści nie będą ich produkować, bo sami ich nie pożrą, jeśli nie sprzedadzą, prawda?
dalej nie rozumiesz że trendów w świecie nie wyznaczają maluczcy ich nie trzeba wychowywać oni się dostosują