Dzisiejsze czasy wymusiły na nas życie szybkie i intensywne. W ferworze codziennych obowiązków, które siłą rzeczy są nam narzucane odgórnie sprawiając, że nie mamy na nic czasu, wybawieniem dla każdego pracującego człowieka staje się urlop. Dorośli, czekają na zasłużony odpoczynek od pracy, a dzieci - od szkoły. Przez to, że nowoczesny świat wymusił na nas życie „w biegu”, paradoksalnie - wypoczywać też chcemy szybko i intensywnie. I często urlop staje się czasem, kiedy sami stwarzamy sobie sytuacje przekraczające nawet granice jakiegokolwiek absurdu.
Tak zapewne było w przypadku pary, która na pyrzowickim lotnisku zostawiła swoją dwuletnią córeczkę w informacji turystycznej, bo okazało się, że dziewczynka ma nieważny paszport. Rodzice zadecydowali więc, że dziecko zostanie pod opieką personelu lotniska do czasu, kiedy przyjedzie po nich ktoś z rodziny, a sami polecieli na wakacje do Grecji. I szybko pobiegli do samolotu.
Wydarzenie to podzieliło i skłóciło opinię publiczną w kraju. Jedni murem stają za rodzicami dziecka, bo przecież nie stała się żadna tragedia, inni- piętnują, nie pozostawiając na nich suchej nitki.
I zaiste trudno określić jednoznacznie określić zachowanie tych ludzi. Czy to rzeczywiście normalne i w zasadzie, nic strasznego się nie stało, oprócz tego, że dziecko trochę pohisteryzowało i kilkukrotnie wybiegało w stronę terminalu lotniskowego, szukając matki, która je zostawiła? Bo przecież po 20 minutach przyjechali dziadkowie.
Trudno też określić to, czy tak właśnie wyglądają – być może - nowocześni to rodzice, dla których wakacje okazały być się ważniejsze niż własne dziecko, które zostało potraktowane, jak nadbagaż. Co by jednak nie mówić, dzięki temu, a w zasadzie przez to, po powrocie z egzotycznych wojaży, rodzice 2-letniej Mai, znajdą się pod obserwacje sądu rodzinnego.
Bywają też wydarzenia tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. I tych szukać daleko nie trzeba, ot wystarczy tylko zerknąć za przysłowiową miedzę.
Oto, zupełnie niedawno, 4 osobowa grupa młodych ludzi: 31-latek, 23-latek, 19-latek oraz 20 letnia kobieta postanowili popływać po Zalewie Wiślanym. W tym celu ukradli łódkę z przystani rybackiej w Kamionku. Wcześniej przełożyli do niej silnik wyjęty z innej, również znajdującej się na przystani łodzi. W ten sposób pijani, wypłynęli w nocy na Zalew Wiślany. Gdy skończyło się paliwo, a łódź zaczęła ich znosić w nieznanym kierunku postanowili prosić o pomoc… policję, i w tym celu sami zadzwonili pod nr 112 informując dokładnie o tym co zrobili, jednocześnie przyznając Siudo kradzieży. Policjanci uruchomili akcję poszukiwawczą, która na szczęście zakończyło się tylko na strachu.
- Zdarzenie to miało miejsce w środę, 25 lipca, około 2 w nocy. Wtedy policjanci zostali powiadomieni o grupie osób, na Zalewie Wiślanym, która ma problem z dopłynięciem do brzegu – wyjaśnia mł. asp. Krzysztof Nowacki, oficer prasowy KMP w Elblągu. - Wszyscy znajdowali się w niewielkiej rybackiej łódce. Informacja została przekazana do służb ratowniczych. Łódka z 4 osobowa „załogą” została doholowana przez jednostkę SAR z Tolkmicka do przystani w Suchaczu – mówi oficer prasowy.
Teraz cała czwórka trzeźwieje w policyjnym areszcie. Gdy dojdzie już do siebie usłyszy zarzuty kradzieży łodzi. Za ten czyn może grozić kara do 5 lat pozbawienia wolności. – W dodatku jeden z nich ma już wyrok w zawieszeniu, więc może się to dla niego skończyć nieprzyjemnie – mówi anonimowo jedna z sąsiadek „wyskokowej” młodzieży. – A z reszty śmieje się teraz cała wieś – dodaje kobieta.
Urlop to moment gdzie zdawałoby się wręcz, że niemożliwe staje się.. możliwym. Bywają więc zdarzenia, gdy wśród zwykłych, niczym na co dzień nie wyróżniających się ludzi, nagle, logiczne działanie i zdrowy rozsądek często płatają figla, a chęć popisania się, emocje, biorą górę sprawiając, że ich posunięcia, podobnie jak i oni, biorą sobie niestety… urlopy od myślenia.
Mieli chłopcy pecha.