Za 33 dni Maraton Rowerowy Dookoła Polski. Jest to maraton szosowy o długości 3135 km a limit czasu wynosi w nim 10 dni. Można w nim wystartować w dwóch kategoriach EXTREM i SPORT. Dwóch elblążan, Marek Kamm i Robert Woźniak, podjęli wyzwanie i już 17 sierpnia staną na starcie maratonu na Przylądku Rozewie.
Obaj startują w kategorii EXTREM. Pokonują trasę non-stop bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, bez samochodów z obsługą techniczną, bez masażystów, bez lekarzy i całego sztabu ludzi, który towarzyszy zawodnikom przy typowych wyścigach szosowych. Są zdani tylko na siebie, swój rower i ekwipunek zabrany ze sobą na starcie, a na ewentualną pomoc mogą liczyć jedynie od innych uczestników lub przypadkowo napotkanych po drodze ludzi, którzy taką pomoc będą w stanie im udzielić. Uczestnicy sami ustalają czas, miejsce i długość trwania odpoczynków.
W kategorii SPORT uczestnik może dysponować dowolną obsługą techniczną i logistyczną, którą zapewnia sobie we własnym zakresie. - To bardzo umowne rzeczy, cały ten maraton jest Extrem – mówi Marek Kamm, oficer rowerowy i zawodnik maratonu. - Jedyna różnica jest taka, że w kategorii Sport, zawodnik może mieć swój samochód techniczny. Czyli przed, nim albo za, nim jedzie samochód, jest on dużym ułatwieniem. Niewielu się zdecydowało na tą kategorię Sport. Wychodzą chyba wszyscy z założenia, że jak się katować to do końca i bez zbytniej pomocy – dodaje.
Tegoroczny Maraton Rowerowy Dookoła Polski jest organizowany po raz trzeci przez znanego kolarza i maratończyka, Daniela Śmieja ze Świnoujścia. - Jedziemy po raz trzeci, ale dopiero w tym roku grupa jest tak liczna. Do tej pory jechało, w pierwszej edycji dwie osoby, organizator i jego kolega, w drugiej 9 osób, teraz jest zapisanych 38 osób – mówi Marek Kamm. - Jest to maraton szosowy, więc przebiega drogami asfaltowymi co do zasady jak najbliżej granic Polski. Dystans 3135 km, czas na przejechanie 10 dni i nocy, czyli 240 godzin.
Zdecydowałem się na wzięcie udziału w maratonie po tym, jak w 2010 roku z kolegą, Robertem Woźniakiem, udało nam się przejechać dystans 1000 km na trasie maratonu Bałtyk-Bieszczady Tour, ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. Tam był limit czasu 72 godziny, udało nam się to przejechać i wtedy zaświtała nam myśl, że tysiąc się udało trzeba spróbować 3 tysiące – mówi Marek Kamm.
Dystans jest trzy razy dłuższy a trasa, jak mówi Marek Kamm, znacznie trudniejsza. - Trasa prowadzi przez prawie wszystkie pasma górskie. Ominiemy tylko góry Świętokrzyskie. A tak wszystkie polskie góry musimy przejechać, więc skala trudności jest nieporównywalna – mówi zawodnik. - Nie boję się, od 20 lat jeżdżę na rowerze. Od 8 lat dzień w dzień także myślę, że jestem fizycznie dobrze przygotowany.
Główna sprawa rozegra się w psychice, czy po 6-7 dniu będę chciał jeszcze patrzeć na rower. Decydująca będzie pogoda. Jeżeli spotkają nas mocno nieprzewidywalne warunki pogodowe, to wiadomo, rower jest pojazdem bez dachu, jak pada na człowieka 3-4 dni z rzędu to można stracić wszelką motywację. Wtedy się wsiądzie w pociąg i się wróci – mówi Marek Kamm. - Ciężko powiedzieć, ile osób dotrze do mety. 10 dni i nocy, może wydarzyć się wszystko. Wspomniałem o pogodzie, ale w 2009 roku dwóch kolegów wycofało się z powodu kontuzji. Mam wrażenie, że za szybko jechali w górach i nie wytrzymały im ścięgna i musieli się wycofać. Różne rzeczy mogą się zdarzyć.
Tak długa trasa wymaga odpowiedniego przygotowania. Jednak na tą chwilę, Marek Kamm nie wymyśli nic szczególnego. Planuje na dwa tygodnie przed rozpoczęciem maratonu zmienić dietę. - Trzeba będzie przyjmować więcej węglowodanów, aby mieć duże zasoby energii – mówi.
Strategia na trasę maratonu także została przygotowana, jednak jak podkreśla Marek Kamm, wszystko może się zdarzyć. - Pierwszy tysiąc kilometrów mam zamiar przejechać w takim trybie praktycznie non-stop, krótkie przerwy bez zorganizowanego spania. Czyli przerwy w różnych miejscach, tam, gdzie senność ogarnie – mówi oficer rowerowy. - Tak wynika z doświadczenia, które zyskałem na przestrzeni kilku lat podczas różnych maratonów i prywatnych wycieczek na długich dystansach. Jak chce się mocno spać, to się zatrzymujemy, nawet na przystanku autobusowym. 10-20 minut drzemki i dalej człowiek jedzie jak nowy. Po tym tysiącu to trzeba będzie organizować noclegi, nie da rady przejechać 10 dni śpiąc tylko w polu, snopku siana, barze na krześle czy na przystanku – śmieje się.
W maratonie nie wystąpią przypadkowe osoby, które nie mają doświadczenia w jeździe rowerem na długich dystansach. - Organizator wymaga udokumentowania wcześniejszych dokonań. Więc wprowadził klasyfikacje do tego maratonu, żeby nie zapisał się ktoś przypadkowy. Nie ma możliwości, aby w takim maratonie startowały osoby, które zaczęły jeździć miesiąc, dwa miesiące czy nawet rok temu – mówi Marek Kamm. - Trzeba mieć dużą bazę kilometrów. Robert Woźniak w zeszłym roku lub dwa lata temu, przejechał w ciągu roku 40 tys. km. To wynik, do którego nie mogę się porównywać, ja najwięcej w ciągu roku przejechałem 19 tys. km i już zaczynałem odczuwać zmęczenie – dodaje.
Organizatorzy będą mogli kontrolować trasę przejazdu zawodników dzięki nadajnikom GPS. - Są także punkty kontrolne, miasteczka i podejrzewam, że będzie dokumentacja fotograficzna obowiązkowa. W danym mieście, miasteczku trzeba będzie zrobić zdjęcie charakterystycznego punktu i później sędzia to będzie weryfikował – mówi Marek Kamm. Wprawdzie maraton odbywa się na zasadach zawodów, ale jak mówi zawodnik, każdy, kto dotrze do mety będzie triumfatorem. - Dla pierwszej osoby, która dojedzie do mety jest puchar, zawodnicy otrzymają także pamiątkowe statuetki – mówi.
Start i meta zlokalizowane są na Przylądku Rozewie przy latarni morskiej, skąd zawodnicy ruszają w stronę Trójmiasta. Przejadą Żuławy przez prom Świbno, przez Stegnę, Kępki oraz most pontonowy w Nowakowie, miną Elbląg od północy i wjadą na Wysoczyznę Elbląską, aż pod granicę z Obwodem Kaliningradzkim w Gronowie, gdzie skierują się na wschód. Dalej trasa wiedzie przez całą Warmię i Mazury i dalej wzdłuż granicy.
wydaje mi się, że pan Wożniak na tym malutkim rowerku nie da rady, za to pan Kamm bez kasku na głowie będzie miał bardzo mało opory areodynamiczne i dojedzie w ciągu góra 7 dni
Powodzenia Panowie, dużo wytrwałości i motywacji. Oby sprzęt Was nie zawiódł :)
Marku, życzę powodzenia i trzymam kciuki (za obu panów)
Póki jedzie Pan przez Warm-Mazurskie, proszę nie spuszczać roweru z oczu :-)
no to powodzenia Marecki!!!
Po takim maratonie to chyba tydzień z łóżka nie wyjdziecie. Powodzenia i dojazdu do mety.
To jest dopiero wyprawa !!! ale szkoda że tylko dwóch śmiałków się znalazło a gdzie ci wszyscy ajron meni o p. Bogusia rurka zmiękła panowie? ino po lasku sobie pomykać i wielkie halo ? pojedzie z tym panem zobaczymy jacy z was bohaterowie!!! no juz widzę to oburzenie i pękam ze śmiechu BRAWO TEN PAN A RACZEJ CI PANOWIE UCZCIE SIE CHŁOPCY OD NICH nie trzeba wielkiego hałasu aby coś zrobić dla siebie
Pani Marto, pora ogarnąć interpunkcję w artykule bo aż głupio.