Długa lista nagród oraz życiorys artystyczny Krystyny Jandy może onieśmielać. Być może dlatego tylko trzy osoby odważyły się zadać pytania uznanej damie polskiego teatru. Natomiast wszyscy, zgromadzeni ostatniego dnia maja w białym namiocie 9 Letnich Ogrodów Polityki, z przyjemnością wysłuchali rozmowy aktorki z dziennikarzem „Polityki” Zdzisławem Pietrasikiem.
Panel dyskusyjny z udziałem Krystyny Jandy nie mógł być o niczym innym, tylko o teatrze. Powszechnie znana jest miłość artystki do bezpośredniego i mądrego kontaktu z widzem, co znalazło odzwierciedlenie m.in. w otwartych przez aktorkę teatrach. W rozmowie z dziennikarzem w zajmujący sposób opowiedziała, z jakimi przeciwnościami spotyka się na co dzień chcąc tworzyć dobry teatr, w jaki sposób pozyskuje fundusze na nowe wydarzenia artystyczne i jak „środowisko” próbuje jej to utrudnić.
Ta twórcza kobieta, którą znamy przede wszystkim jako aktorkę, pisze książki, dużo czyta i walczy o to, by widz przychodzący do teatru otrzymał „towar” najlepszej jakości.
- Mówię do reżysera słuchaj, ci nie widzą z tej strony. Oni zapłacili pieniądze, wyreżyseruj tak, żeby i oni widzieli – wyznaje Krystyna Janda. – Ja pilnuję, żeby każdy, kto przyszedł do tego teatru dostał wszystko. Oni chcą widzieć, słyszeć i rozumieć, do cholery!
Tę jakość zapewnia również poprzez wybór ambitnego i mądrego repertuaru, poprzez angażowanie często zapomnianych, wybitnych aktorów polskiego kina i telewizji. Podczas spotkania przypomniała dawno nie widzianych aktorów, m.in. Ignacego Gogolewskiego, Jana Kobuszewskiego, Wiesława Gołasa, Jerzego Trelę, którzy w jej teatrze występują pokazując starą, dobrą szkołę gry aktorskiej. Teatr „Polonia” i „Och” Teatr wystawiają bardzo różnorodny repertuar, dzięki czemu każdy może znaleźć coś dla siebie.
- Jutro mamy premierę „Kopciuszka” Brzechwy, za chwilę premierę Gombrowicza – wymienia Krystyna Janda. - Czarek Żak debiutuje jako reżyser i robi „Trzeba zabić starszą panią” z Barbarą Krafftówną i Jerzym Pokorą. Za chwilę będzie premiera. Ja się szykuję do O'Neilla . Na moje sześćdziesiąte urodziny postanowiłam zagrać w „Zmierzchu długiego dnia”. Morfinistka i trzech alkoholików, to będzie szampańska zabawa.
Ilość projektów realizowanych przez teatry Krystyny Jandy jest imponująca. Jak powiedziała jedna z uczestniczek panelu – Kiedyś jeździłam do Warszawy, żeby obejrzeć sztuki grane przez tamtejsze teatry. Teraz śledzę tylko repertuar Teatru „Polonia” i „Och” Teatru, i to mi wystarcza.
„Odkurzanie” aktorów, którzy od lat nie otrzymywali propozycji grania, celebrowanie jubileuszy kolegów, o których macierzyste teatry często zapomniały, to tylko niewielki skrawek działalności tej energiczne kobiety, której z przyjemnością można słuchać godzinami.
Dobra mina do złego przedstawienia
Aktorka szczerze przyznała, że często nudzi się w innych teatrach, a nie opuszcza widowni tylko przez grzeczność. Niepochlebnie wypowiadała się o współczesnych sztukach awangardowych, których nikt nie rozumie, a większość robi tylko mądre miny.
- Sama idę do teatrów i nie rozumiem, nie wiem co grają, nie rozumiem spektakli, które oglądam - przyznaje aktorka. – Nie mogę wyjść, bo jestem znana i muszę się czasem tak męczyć… Ale tak, że czasem myślę, że zwariuję. Coś mi takiego podchodzi i myślę, że jak jeszcze 15 minut będę to coś oglądać to oszaleję. Kiedyś zwariuję na spektaklu awangardowego reżysera.
Marzy, by zagrać Marię Curie-Skłodowską
Zapytana o plany filmowe Krystyna Janda opowiedziała o projekcie, który niestety nie doszedł do skutku. A szkoda. Sądząc z opowiadań film zapowiadał się ciekawie, a do tego miał pokazać naszą rodaczkę, Marię Skłodowską Curie w nieco innym świetle. Odbrązowioną. Trochę śmieszną, trochę złośliwą, trochę zakłamaną, ale wybitnego naukowca, patriotkę i feministkę.
- Spędziłam ostatni rok pracując nad Marią Curie-Skłodowską – mówi Krystyna Janda. - Napisałyśmy z Martą Meszaros bardzo autorską wersję scenariusza o moralności naukowców. Akcja filmu miała się dziać w ciągu trzech dni, kiedy Maria przyjeżdża do Warszawy otworzyć Instytut Radowy. Założyłyśmy, że skoro znała się z Einsteinem, wyjeżdżała z nim na wakacje, wiedziała co się dzieje na świecie, musiała też przypuszczać, że powstanie bomba atomowa. Przyjechała otworzyć Instytut Radowy, a wszyscy znamy jej przemówienie, w którym nie powiedziała ani słowa o tym, że rad jest szkodliwy, że ona sama umiera od radu na białaczkę. Nie miała nawet odwagi powiedzieć o dawkowaniu.
Miejscem akcji miała być miejscowość, w której Maria Skłodowska pracowała jako guwernantka, i z której to pracy ją wyrzucono. Odwiedza Kazimierza Żurawskiego, wybitnego polskiego matematyka, swojego byłego pracodawcę, z którym kłócą się o miejsce kobiet w świecie. Żurawski nie pozwalał żonie – pianistce grać, nie pozwala córce się kształcić, a Skłodowskiej zarzuca, że bez męża nic by nie osiągnęła. Ostatecznie Skłodowska buntuje córkę matematyka radząc jej, by uciekła od ojca i poszła na studia.
- Zagrałam trochę postaci historycznych, ale pierwszy raz trafiłam na najbardziej charakterystyczną ze wszystkich tych postaci – opowiada z pasją Janda. - Ona była tak śmieszna… Mówiła po francusku dokładnie z takim akcentem jak ja. Poza tym była mała, nic nie mówiła, była złośliwa, miała te cyngle (okulary – przyp. red.), nic nie widziała i ciągle, gdzie mogła to siadała, bo nie miała siły stać. Cieszyłam się, że zagram ją taką. jaka była. Taką twardą zapiekłą, dumną i śmieszną.
Śmieszność naukowca i noblistki Janda upatruje w niecodziennym zachowaniu Skłodowskiej, którym kierowała ciekawość badacza.
- Wiecie państwo, że Skłodowska, kiedy wsiadła na statek płynący do Ameryki zauważyła, że w szafie świeci się światło? Była ciekawa, czy po zamknięciu drzwi światło nadal się świeci, więc zawołała kogoś, żeby ją w tej szafie zamknął. To jest natura naukowca! Ja ją pokochałam. No, ale filmu nie będzie dlatego, że nie ma pieniędzy. Będą różne inne gówna.
Kolejny raz, na drodze realizacji ciekawego projektu, stanęły przyziemne przeszkody – negatywna opinia kolegów reżyserów oraz brak środków finansowych potrzebnych do wyprodukowania filmu.
- Z czego wynika ta zawiść kolegów, że nie dają pieniędzy na nowe przedsięwzięcia? – zapytał Zdzisław Pietrasik.
- Z natury – odparła Krystyna Janda.
a fotek z tłumami nie ma?
Wspaniałe spotkanie, cudowny spektakl. Formuła, że panele są z wykonawcami, to bardzo trafiony pomysł. Gratulacje, impreza na super poziomie