(...) i tak patologię i szkodnictwo, bo włodarz się obrazi. Cyrk zwykły.
Po zmasowanej (choć w pełni uzasadnionej) krytyce "szkolnego" Budżetu Obywatelskiego zawiadywanego przez ratuszowe, słynne już tzw. "słupy wyborcze" doszło do pewnych, kosmetycznych zmian. Z puli budżetobiorców zostały częściowo (!) wyłączone placówki szkolne, co stanowi pewien postęp, jednak w dalszym ciągu nie likwiduje skandalicznych nierówności i zwyczajnej manipulacji w kwestii zdobywania poparcia dla proponowanych przez te placówki projektów. Nie pomyślano niestety o patologii związanej z okręgami wyborczymi, które są zaprzeczeniem jakiejkolwiek demokracji, nie zainteresowano się też dysproporcjami przy składaniu projektów przez np. spółdzielnie mieszkaniowe, które podobnie jak szkoły (...)
(...) (choć w mniej skandalicznym stopniu, jeśli chodzi o sposób wymuszania poparcia) korzystają wciąż - moim zdaniem bezzasadnie - z pieniędzy BO, choć powinny zaspokajać potrzeby mieszkańców z własnych środków. Najnowszą patologią obecnej edycji BO jest umożliwienie głosowania niemowlakom, co nie tylko kłóci się z porządkiem prawnym RP, ale przede wszystkim ze zdrowym rozsądkiem. O sprawie konsultacji społecznych wśród mieszkańców, do czego przecież sprowadza się cała idea BO, nie ma oczywiście mowy. Nie wyłączono również możliwości składania swoich projektów przez obecnych urzędników i radnych miejskich, którzy powinni kategorycznie zostać wykluczeni z tego procesu, na zasadzie, że "nie można być sędzią we własnej sprawie" - radni i urzędnicy mogą przecież składać takie projekty (...)
(...) przez osoby popierające ich ew. pomysły, dla transparentności całego procesu jednak nie muszą i nie powinni być w niego formalnie angażowani.
Krótko mówiąc, obecną edycję elbląskiego BO można podsumować znaną sentencją włoskiego szlachciury, czyli "ileż to musi się zmienić, żeby nic się nie zmieniło". Albo też krótkim - patologia i kolesiostwo.
(...) i tak patologię i szkodnictwo, bo włodarz się obrazi. Cyrk zwykły. Po zmasowanej (choć w pełni uzasadnionej) krytyce "szkolnego" Budżetu Obywatelskiego zawiadywanego przez ratuszowe, słynne już tzw. "słupy wyborcze" doszło do pewnych, kosmetycznych zmian. Z puli budżetobiorców zostały częściowo (!) wyłączone placówki szkolne, co stanowi pewien postęp, jednak w dalszym ciągu nie likwiduje skandalicznych nierówności i zwyczajnej manipulacji w kwestii zdobywania poparcia dla proponowanych przez te placówki projektów. Nie pomyślano niestety o patologii związanej z okręgami wyborczymi, które są zaprzeczeniem jakiejkolwiek demokracji, nie zainteresowano się też dysproporcjami przy składaniu projektów przez np. spółdzielnie mieszkaniowe, które podobnie jak szkoły (...)
(...) (choć w mniej skandalicznym stopniu, jeśli chodzi o sposób wymuszania poparcia) korzystają wciąż - moim zdaniem bezzasadnie - z pieniędzy BO, choć powinny zaspokajać potrzeby mieszkańców z własnych środków. Najnowszą patologią obecnej edycji BO jest umożliwienie głosowania niemowlakom, co nie tylko kłóci się z porządkiem prawnym RP, ale przede wszystkim ze zdrowym rozsądkiem. O sprawie konsultacji społecznych wśród mieszkańców, do czego przecież sprowadza się cała idea BO, nie ma oczywiście mowy. Nie wyłączono również możliwości składania swoich projektów przez obecnych urzędników i radnych miejskich, którzy powinni kategorycznie zostać wykluczeni z tego procesu, na zasadzie, że "nie można być sędzią we własnej sprawie" - radni i urzędnicy mogą przecież składać takie projekty (...)
(...) przez osoby popierające ich ew. pomysły, dla transparentności całego procesu jednak nie muszą i nie powinni być w niego formalnie angażowani. Krótko mówiąc, obecną edycję elbląskiego BO można podsumować znaną sentencją włoskiego szlachciury, czyli "ileż to musi się zmienić, żeby nic się nie zmieniło". Albo też krótkim - patologia i kolesiostwo.