Do jakich szkół chodziła Pani w Elblągu?
Moja edukacja rozpoczęła się w Przedszkolu przy Kosynierów Gdyńskich, miałam cztery latka, ale pamiętam, że była tam bardzo miła atmosfera. Potem rodzice przeprowadzili się na nowo wybudowane osiedle Zatorze i dwa lata chodziłam do Przedszkola przy ul. Mielczarskiego, a później do Szkoły Podstawowej nr 14 przy tej samej ulicy. Jako szkołę średnią wybrałam, mimo wielkiej miłości do literatury, Liceum Ekonomiczne. Chciałam mieć od razu zawód. Jednak miłość do literatury wygrała, bo po Ekonomiku postawiłam jednak na filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Później życie ze mnie zadrwiło i przez kilkanaście lat pracowałam jako księgowa, i żeby mieć uprawnienia do samodzielnego prowadzenia ksiąg rachunkowych skończyłam również ekonomię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim.
Och, za tak wiele rzeczy, aż nie wiem, od której zacząć, ale chyba najbardziej za życzliwość mieszkańców. Ostatnio moje książki były do kupienia w placówkach Poczty Polskiej, a tak się składa, że ja też czasami potrzebuję kupić swoją książkę, by na przykład komuś podarować. Udałam się na pocztę obok mojego bloku na Zawadzie, a pani w okienku machnęła ręką i powiedziała z uśmiechem, że moje książki na tej poczcie sprzedają się w jeden dzień i już żadnej nie ma. To bardzo miłe. Są miejsca, które szczególnie kocham. Na przykład Park Modrzewia. Jak się wchodzi do parku od strony ulicy Okulickiego, to dojdzie się ścieżką do niewielkiego wzniesienia nazwanego przeze mnie „Kijkową siedzibą”. To miejsce, w którym mój piesiorek po skończonej zabawie składa kijki. Ja, mąż i nasz piesek kochamy to miejsce. Podczas spacerów w Parku Modrzewia przychodzą mi do głowy najwspanialsze pomysły. Lubię też stare miasto, ostatnimi czasy robimy sobie na Starówce „rodzinne spotkania bez okazji”, czyli spotykamy się w którejś kafejce, by po prostu miło spędzić czas. Urzeka mnie też widok kwitnących różowych drzewek wczesną wiosną na pasażu handlowym przy ul. Hetmańskiej, cieszę się, że miasto jest bogato ukwiecone. Elbląg to piękne i bezpieczne miejsce.
Kiedy odkryła Pani pasję do pisania?
Bardzo wcześnie, chyba w szóstej klasie szkoły podstawowej. Początkowo pisałam pamiętnik i bardzo dużo czytałam. Namiętnie odwiedzałam bibliotekę przy ul. Hetmańskiej i dźwigałam ciężkie torby z książkami, by za kilka dni wymienić je na następne. Długo nie wierzyłam w siebie, a tym bardziej w moje pisanie, ale mimo niewiary nie poddawałam się. Niedawno odkryłam świetną definicję sukcesu, a mianowicie sukces, to milion porażek przyjętych z entuzjazmem. Pasuje do mnie jak ulał. Na mojej pisarskiej drodze porażek i chwil zwątpienia było co niemiara.
Czy od początku wiedziała Pani, że chce pisać bajki dla dzieci?
Już podczas studiów wybrałam seminarium magisterskie z literatury dziecięcej. Od zawsze kochałam ten gatunek literacki. W swoich książkach przekazuję dzieciom ponadczasowe wartości. Przede wszystkim, by wierzyły w siebie, miały odwagę realizować swoje marzenia i potrafiły podnieść się po niepowodzeniach. Przybliżam im również poprzez biografie postawy godne naśladowania. Lubię historię i w każdej książce staram się przemycić różne ciekawostki. Pragnę, by każda z moich książek czegoś dobrego uczyła, a jednocześnie była dla czytelnika przyjemną lekturą.
Kiedy nastąpił ten moment, w którym postanowiła Pani swoją pasję przerodzić w pracę zawodową?
Właściwie całe życie pragnęłam utrzymywać się z pisania, ale na ten krok odważyłam się dopiero dziesięć lat temu. Bałam się, ale postawiłam wszystko na jedną kartę. Po rzuceniu pracy przez ponad miesiąc nie potrafiłam otrząsnąć się z wyuczonego od lat rytmu dnia, czyli wstawania o szóstej rano i wychodzenia do pracy. Przyznam, że był to trudny okres. No bo jak to? Czy ja mam teraz tylko siedzieć i pisać? W dodatku przyjaciele i rodzina nie bardzo wierzyli, że mi się uda, na szczęście się udało. My pisarze nie żyjemy wyłącznie z prowizji autorskiej za sprzedane książki, ale również, i może przede wszystkim, z honorariów za spotkania autorskie. Gdy oswoiłam się z faktem, że to moja praca i mój sukces w dużej mierze zależy przede wszystkim ode mnie, to potraktowałam moje zajęcie poważnie, wyznaczyłam sobie cele na najbliższe lata i krok po kroku z mniejszym lub większym sukcesem je realizuję.
Wydała Pani 29 książek dla dzieci. Teraz zdecydowała się Pani wydać książkę dla dorosłych. Dlaczego?
Kilka lat temu zamarzyło mi się napisanie książki dla dorosłych. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze namawiały mnie na tę powieść zarówno rodzice, a szczególnie mamy moich czytelników, jak i panie bibliotekarki podczas licznych spotkań autorskich. Po drugie zatęskniłam za bezpośrednim kontaktem z czytelnikami w mediach społecznościowych, a wiadomo, że z dziećmi takiego kontaktu nie będzie, ale po trzecie i najważniejsze, chciałam nieco odpocząć od przesadnej poprawności politycznej w książkach dla dzieci i ważeniem każdego słowa.
Czy książką dla dorosłych rozpoczyna Pani nowy rozdział czy nadal będzie Pani pisać bajki i spotkać się z młodszymi czytelnikami?
Książkę "Przyjdzie pogoda na miłość" pisałam w wolnym czasie między kolejnymi książkami dla dzieci, a spotkaniami autorskimi. Zaczęłam ją pisać kilka lat temu, od czasu do czasu pisząc po parę stron. Jednak w ubiegłym roku wzięłam się do pracy i skończyłam w zaledwie kilka miesięcy. Powieść ma 400 stron i znalazła wydawcę w jeden dzień. To wielki sukces. Mam nadzieję, że trafi do rąk i serc czytelników. Ta książka po prostu płynęła. Zasypiając, myślałam o dalszych losach moich bohaterów. Już mam pomysły na następne powieści, jednak nie zarzucę pisania dla dzieci. Mam pomysł na serię książeczek o dziewczynce i jej malutkim czworonogim przyjacielu. Nie rozmawiałam jeszcze z wydawnictwem NIKO na ten temat, porozmawiam podczas Targów Książki w Krakowie, bo teraz, przez pandemię, jest trudny czas dla wszystkich. Mam nadzieję, że Targi Książki dojdą do skutku i że obecna sytuacja wróci do normy.
Z możliwych rzeczy do spełnienia, to zdrowia i żeby życie spokojnie płynęło bez większych raf, a z niemożliwych, to marzy mi się po cichu, żeby którąś z książek zekranizowano. Korzystając z możliwości, pozdrawiam wszystkich Elblążan i dziękuję za serdeczność, z jaką się spotykam w moim ukochanym mieście.
Kiedy odcinek z jedynym piwowarem rzemieślniczym tego modelu miasta Absztyfikantem???
I to jest właściwa pasja. Gratulacje. Pięknym podziękowaniem za taką pasję są najpierw szeroko otwarte oczy słuchacza a następnie jego spokojny, pełen marzeń, sen. Dziękują za to mali odbiorcy, ich rodzice, babcie i dziadkowie. Elbląg rzeczywiście jest piękny, ale to trzeba odróżnić od jakości gospodarowania i zarządzanie nim. Zna Pani bajki więc wie, że każda jaskinia jest pałacem - rola wyobraźni i indywidualnych potrzeb widzenia.Bajkopisarz w zarośniętym basenie, Dolince, rozkopanej Bażantarni znajdzie swoich bajkowych bohaterów a czytającemu o tym opadnie żuchwa. Zjadaczowi chleba potrzeba czego innego. Ale jest pięknie - z wyobraźnią. Poprzednia "pasja" pewnej grupy z Jezusem i chochlą na Placu Dworcowym z daleka capi siecią do połowu naiwnych i zagubionych na własne życzenie.
Dzisiaj to samolot nie lata i mam nadzieje, ze tak bedzie do konca dnia. Ale wczoraj to byl koszmar. Warczal od rana do wieczora. Ale wladze naszego miasta nie widzs problemu.
Pani Wioletto niezmiennie trzymam kciuki:)