Od 23 czerwca w Teatrze im. Aleksandra Sewruka trwają próby do sztuki „Matnia – sprawa elbląska”. To autentyczna historia, która miała miejsce w powojennym w Elblągu;w nocy z 16 na 17 lipca 1949 spłonęła hala produkcyjna nr 20 Zakładów Mechanicznych Zamech w Elblągu. Po pożarze, pod zarzutem sabotażu, Urząd Bezpieczeństwa aresztował ponad 100 osób. Część z nich nie miała żadnych związków z Zamechem, ich areszt miał charakter polityczny. Jaka będzie „sprawa elbląska” wystawiona na deskach Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. O tym rozmawiamy z reżyserem spektaklu, Rafałem Matuszem.
Tragiczny bilans pożaru hali produkcyjnej elbląskiego „Zamechu” to sześcioro osób skazanych na długoletnie więzienie i trzy osoby skazane na śmierć, Wiele osób zmarło podczas śledztwa lub krótko po nim. Był to najbardziej odczuwalny w Elblągu akt stalinowskiego terroru. Wydarzenie to wpisało się także w trwającą wówczas nagonkę na Polaków przebywających podczas II wojny światowej we Francji oraz obywateli i dyplomatów francuskich przebywających wówczas w Polsce.
W Elblągu zostało upamiętnione skwerem im. Ofiar Sprawy Elbląskiej oraz tablicą pamiątkową. Do Sprawy Elbląskiej wrócił po latach Mirosław Dymczak, nestor elbląskiego życia kulturalnego i artystycznego. Głównym bohaterem „Matni” jest Janek Masłowski, czyli tak naprawdę Józef Olejniczak, który otrzymał wyrok 11 lat więzienia, z czego odsiedział ponad 6 lat.
65 lat od tamtych tragicznych wydarzeń Teatr elbląski pragnie nie tylko przypomnieć samą historię, ale również mechanizmy działania Urzędu Bezpieczeństwa. O pracy nad spektaklem rozmawiamy z jego reżyserem, Rafałem Matuszem.
- "Matnia - sprawa elbląska" dotyka autentycznych wydarzeń, które miały miejsce w powojennym Elblągu w zakładzie "Zamech". Proszę powiedzieć, skąd pomysł na poruszenie akurat takiej tematyki w spektaklu?
- Wpisuje się to w pewien trend teatralny, który przechodzi przez polski teatr, a który dotyczy budowania spektakli z historii lokalnych. Tworzymy więc przedstawienia z takich tematów, czy też drążymy takie historie, które dotyczą miejsc, w których teatr się znajduje, budując historię o tzw. "lokalsach'". I to bardzo dobrze wpisuje się w potrzebę identyfikacji miasta; ono również odnajduje swoją tożsamość, przepracowuje swoją historię, by ją zrozumieć, zrewidować i zbudować na nowo.
Taką historią dla Elbląga jest słynna "sprawa elbląska" - jeden z pokazowych procesów epoki stalinowskiej. To z poszukiwania własnej tożsamości lokalnej wzięła się potrzeba zrobienia tego spektaklu. Pan Dymczak (Mirosław - red.) jest autorem tekstu; długo nad nim pracował łącznie z tym, że jeszcze kilka lat temu odradzano mu, by go nie poruszać, bo to temat, który wciąż żyje: są jeszcze świadkowie tamtych czasów, rodziny, powiązania i wspólne historie. Jednak tym bardziej tworzy się ciekawa optyka: zrobić spektakl o tym, co w jakiś sposób jest żywotne, nadal żyje.
Ale z drugiej strony można by zupełnie odwrócić sytuację i powiedzieć: a kto jeszcze w ogóle pamięta „sprawę elbląską”? Kogo to obchodzi? Kogo obchodzi stalinizm jako taki? Więc także w tym sensie jest to dla mnie ciekawe przedsięwzięcie, bo my szukamy różnych optyk patrzenia na te sprawy i na ten temat.
- Widzowie nie zobaczą więc na scenie historii dotykającej tylko jednej warstwy tej historii - autentycznej; znajdzie się tu miejsce na przedstawienie innych poziomów?
- Nie umiałbym zrobić spektaklu, który odzwierciedla jeden poziom, naśladuje, czy wiernie próbuje coś przekazać swojemu widzowi, bowiem narzędzia, jakimi dysponuje teatr prowadzą do zupełnie innych parametrów teatralnych. Wydaje mi się też, że robienie teatru 1:1, faktograficznego, ograniczałoby fantazję, jaka jest w ogóle wpisana w robienie teatru.
Owszem, my ciągle patrzymy na jeden temat związany ze sprawą elbląską, ale z różnych perspektyw: mamy np. nagrany trzy godzinny wywiad z panem Olejniczakiem, którego fragmenty też puścimy; na scenie znajdą się także inne rzeczy multimedialne np. wyświetlany obraz współczesnego Alstomu, który też ma znaczenie, bo to przecież miejsce, w którym 65 lat temu do zdarzeń doszło - to taka swoista namacalność tej historii.
Ta sztuka jest retrospekcją; my ją przywracamy, przywołujemy niektóre elementy, ale budujemy ją też własnym rozumieniem, wyobraźnią i doświadczeniem. W spektaklu jest np. scena wiecu. My budujemy ją jednak z naszą wiedzą: żyjemy dzisiaj w kulturze show, więc zastanawiamy się, jak zrobić stalinowski wiec w czasach, w których rządzi kultura show.
- Czy historię prawdziwą - i tak trudną i bolesną - jak sprawa elbląska - ciężko przenieść na deski teatru zachowując swoisty autentyzm ale i uniwersalność tego tematu?
- Ta historia jest punktem wyjścia do przypatrzenia się temu, czym był okres stalinowski, czym jest historia oprawcy i ofiary, pokazania człowieka w aspekcie kompletnego zniewolenia. Optyk jest tu tak naprawdę nieskończenie dużo; my nie chcielibyśmy się zawęzić jedynie do pokazania jakiejś jednej historii, którą znamy z zapisków: ona jest punktem wyjścia do szerszej perspektywy. Jest bowiem historia sprawy elbląskiej, ale jest też "Proces" i "Zamek" Kafki, jest " Rok 1984" Orwella, są proroctwa Witakcego o Hiper - Robociarzach. Dziś mamy także współczesne więzienia: bazę Guantanamo, gdzie torturuje się więźniów z Al-Kaidy, czy Kiejkuty. Zniewolenie jednostek czy nawet całych społeczeństw jak np. Korea Północna było, jest i będzie, a tortury, jako rodzaj opresji wobec człowieka są nadal stosowane, więc ta opowieść bardzo mocno się tu uniwersalizuje.
- Na jakim etapie są obecnie przygotowania do spektaklu?
- Kończymy właśnie pierwszy set prób, po których będziemy już mieli zbudowane wszystkie sytuacje aktorskie, a w sierpniu zaczniemy przygotowywać scenografię i instalacje multimedialne, gdyż będzie to spektakl dość urozmaicony: do naszej dyspozycji na scenie będzie rzutnik i kamera, zatroszczymy się także o przekaz na żywo: z nawarstwieniem i multiplikowaniem różnych środków. Mogę zdradzić, że na scenie będzie np. woda, basen i prysznic, czyli rzeczy atrakcyjne inscenizacyjnie.
- Bogactwo środków wyrazu na scenie zostanie także spotęgowane specjalnie kompozycją muzyczną autorstwa Hadriana Filipa Trębeckiego.
- To prawda. Muzyka została specjalnie napisana przez Hadriana do tego spektaklu i zostanie ona nagrana przez elbląski kwartet smyczkowy (muzyków Elbląskiej Orkiestry Kameralnej - red.),. co moim zdaniem też nie pozostaje bez znaczenia. Jestem bardzo zainspirowany tą współpracą: bogactwo kwartetu jest bardzo duże, bo sam dźwięk jednego smyka może przecież wnieść do przedstawianej historii bardzo dużo, nadając charakter danej scenie.
- Na koniec chciałabym zapytać o współpracę z naszymi, elbląskimi aktorami. Jak się układa?
- Z elbląskimi aktorami pracuje mi się fantastycznie; mimo, że robimy rzeczy trochę straszne i mroczne, to atmosferę mamy naprawdę świetną.
Zawsze mówię, że zapraszam ludzi, z którymi pracuję na taką swoistą wycieczkę ze mną, rodzaj podróży. Pracując z aktorami zawsze staram się ich zainspirować np. poprzez wspólne oglądanie filmów; i tak dzisiaj np. obejrzeliśmy "Midnight express" Alana Parkera, żeby móc poczuć klimat tureckiego więzienia.
Często szukam takich inspiracji wspólnie z aktorami po to, by mogli się naładować pewnymi emocjami: poczuć raczej nadmiar inspiracji, niż ich niedosyt, by przy tworzeniu sztuki, graniu, mieli z czego czerpać, brać i budować.
Tragiczny bilans pożaru hali produkcyjnej elbląskiego „Zamechu” to sześcioro osób skazanych na długoletnie więzienie i trzy osoby skazane na śmierć, Wiele osób zmarło podczas śledztwa lub krótko po nim. Był to najbardziej odczuwalny w Elblągu akt stalinowskiego terroru. Wydarzenie to wpisało się także w trwającą wówczas nagonkę na Polaków przebywających podczas II wojny światowej we Francji oraz obywateli i dyplomatów francuskich przebywających wówczas w Polsce.
W Elblągu zostało upamiętnione skwerem im. Ofiar Sprawy Elbląskiej oraz tablicą pamiątkową. Do Sprawy Elbląskiej wrócił po latach Mirosław Dymczak, nestor elbląskiego życia kulturalnego i artystycznego. Głównym bohaterem „Matni” jest Janek Masłowski, czyli tak naprawdę Józef Olejniczak, który otrzymał wyrok 11 lat więzienia, z czego odsiedział ponad 6 lat.
65 lat od tamtych tragicznych wydarzeń Teatr elbląski pragnie nie tylko przypomnieć samą historię, ale również mechanizmy działania Urzędu Bezpieczeństwa. O pracy nad spektaklem rozmawiamy z jego reżyserem, Rafałem Matuszem.
- "Matnia - sprawa elbląska" dotyka autentycznych wydarzeń, które miały miejsce w powojennym Elblągu w zakładzie "Zamech". Proszę powiedzieć, skąd pomysł na poruszenie akurat takiej tematyki w spektaklu?
- Wpisuje się to w pewien trend teatralny, który przechodzi przez polski teatr, a który dotyczy budowania spektakli z historii lokalnych. Tworzymy więc przedstawienia z takich tematów, czy też drążymy takie historie, które dotyczą miejsc, w których teatr się znajduje, budując historię o tzw. "lokalsach'". I to bardzo dobrze wpisuje się w potrzebę identyfikacji miasta; ono również odnajduje swoją tożsamość, przepracowuje swoją historię, by ją zrozumieć, zrewidować i zbudować na nowo.
Taką historią dla Elbląga jest słynna "sprawa elbląska" - jeden z pokazowych procesów epoki stalinowskiej. To z poszukiwania własnej tożsamości lokalnej wzięła się potrzeba zrobienia tego spektaklu. Pan Dymczak (Mirosław - red.) jest autorem tekstu; długo nad nim pracował łącznie z tym, że jeszcze kilka lat temu odradzano mu, by go nie poruszać, bo to temat, który wciąż żyje: są jeszcze świadkowie tamtych czasów, rodziny, powiązania i wspólne historie. Jednak tym bardziej tworzy się ciekawa optyka: zrobić spektakl o tym, co w jakiś sposób jest żywotne, nadal żyje.
Ale z drugiej strony można by zupełnie odwrócić sytuację i powiedzieć: a kto jeszcze w ogóle pamięta „sprawę elbląską”? Kogo to obchodzi? Kogo obchodzi stalinizm jako taki? Więc także w tym sensie jest to dla mnie ciekawe przedsięwzięcie, bo my szukamy różnych optyk patrzenia na te sprawy i na ten temat.
- Widzowie nie zobaczą więc na scenie historii dotykającej tylko jednej warstwy tej historii - autentycznej; znajdzie się tu miejsce na przedstawienie innych poziomów?
- Nie umiałbym zrobić spektaklu, który odzwierciedla jeden poziom, naśladuje, czy wiernie próbuje coś przekazać swojemu widzowi, bowiem narzędzia, jakimi dysponuje teatr prowadzą do zupełnie innych parametrów teatralnych. Wydaje mi się też, że robienie teatru 1:1, faktograficznego, ograniczałoby fantazję, jaka jest w ogóle wpisana w robienie teatru.
Owszem, my ciągle patrzymy na jeden temat związany ze sprawą elbląską, ale z różnych perspektyw: mamy np. nagrany trzy godzinny wywiad z panem Olejniczakiem, którego fragmenty też puścimy; na scenie znajdą się także inne rzeczy multimedialne np. wyświetlany obraz współczesnego Alstomu, który też ma znaczenie, bo to przecież miejsce, w którym 65 lat temu do zdarzeń doszło - to taka swoista namacalność tej historii.
Ta sztuka jest retrospekcją; my ją przywracamy, przywołujemy niektóre elementy, ale budujemy ją też własnym rozumieniem, wyobraźnią i doświadczeniem. W spektaklu jest np. scena wiecu. My budujemy ją jednak z naszą wiedzą: żyjemy dzisiaj w kulturze show, więc zastanawiamy się, jak zrobić stalinowski wiec w czasach, w których rządzi kultura show.
- Czy historię prawdziwą - i tak trudną i bolesną - jak sprawa elbląska - ciężko przenieść na deski teatru zachowując swoisty autentyzm ale i uniwersalność tego tematu?
- Ta historia jest punktem wyjścia do przypatrzenia się temu, czym był okres stalinowski, czym jest historia oprawcy i ofiary, pokazania człowieka w aspekcie kompletnego zniewolenia. Optyk jest tu tak naprawdę nieskończenie dużo; my nie chcielibyśmy się zawęzić jedynie do pokazania jakiejś jednej historii, którą znamy z zapisków: ona jest punktem wyjścia do szerszej perspektywy. Jest bowiem historia sprawy elbląskiej, ale jest też "Proces" i "Zamek" Kafki, jest " Rok 1984" Orwella, są proroctwa Witakcego o Hiper - Robociarzach. Dziś mamy także współczesne więzienia: bazę Guantanamo, gdzie torturuje się więźniów z Al-Kaidy, czy Kiejkuty. Zniewolenie jednostek czy nawet całych społeczeństw jak np. Korea Północna było, jest i będzie, a tortury, jako rodzaj opresji wobec człowieka są nadal stosowane, więc ta opowieść bardzo mocno się tu uniwersalizuje.
- Na jakim etapie są obecnie przygotowania do spektaklu?
- Kończymy właśnie pierwszy set prób, po których będziemy już mieli zbudowane wszystkie sytuacje aktorskie, a w sierpniu zaczniemy przygotowywać scenografię i instalacje multimedialne, gdyż będzie to spektakl dość urozmaicony: do naszej dyspozycji na scenie będzie rzutnik i kamera, zatroszczymy się także o przekaz na żywo: z nawarstwieniem i multiplikowaniem różnych środków. Mogę zdradzić, że na scenie będzie np. woda, basen i prysznic, czyli rzeczy atrakcyjne inscenizacyjnie.
- Bogactwo środków wyrazu na scenie zostanie także spotęgowane specjalnie kompozycją muzyczną autorstwa Hadriana Filipa Trębeckiego.
- To prawda. Muzyka została specjalnie napisana przez Hadriana do tego spektaklu i zostanie ona nagrana przez elbląski kwartet smyczkowy (muzyków Elbląskiej Orkiestry Kameralnej - red.),. co moim zdaniem też nie pozostaje bez znaczenia. Jestem bardzo zainspirowany tą współpracą: bogactwo kwartetu jest bardzo duże, bo sam dźwięk jednego smyka może przecież wnieść do przedstawianej historii bardzo dużo, nadając charakter danej scenie.
- Na koniec chciałabym zapytać o współpracę z naszymi, elbląskimi aktorami. Jak się układa?
- Z elbląskimi aktorami pracuje mi się fantastycznie; mimo, że robimy rzeczy trochę straszne i mroczne, to atmosferę mamy naprawdę świetną.
Zawsze mówię, że zapraszam ludzi, z którymi pracuję na taką swoistą wycieczkę ze mną, rodzaj podróży. Pracując z aktorami zawsze staram się ich zainspirować np. poprzez wspólne oglądanie filmów; i tak dzisiaj np. obejrzeliśmy "Midnight express" Alana Parkera, żeby móc poczuć klimat tureckiego więzienia.
Często szukam takich inspiracji wspólnie z aktorami po to, by mogli się naładować pewnymi emocjami: poczuć raczej nadmiar inspiracji, niż ich niedosyt, by przy tworzeniu sztuki, graniu, mieli z czego czerpać, brać i budować.
Z reżyserem spektaklu, Rafałem Matuszem, rozmawiała: