W sobotę, 9 listopada, w Teatrze im. Aleksandra Sewruka niezwykła premiera rozpoczynająca cykl międzynarodowych spektakli. Przez kolejne dni elblążanie będą mogli zobaczyć sztukę "Romeo i Julia" w czterech różnych odsłonach. Przygotowany w ramach projektu "Dialog multikulturowy - multikulturowe teatry - wzmocnienie integracji społecznej i kulturowej obszarów granicznych" przy współpracy Teatrów w Elblągu, Rosji i Kłajpedzie, zaowocował powstaniem spektaklu wyjątkowego pod każdym względem. Choć utwór Szekspira znany jest doskonale, to w tym przypadku każde przedstawienie będzie inne. Każdego dnia w obsadzie wystąpi bowiem inny skład aktorski, a żeby nie było zbyt prosto, to będzie on międzynarodowy. Na scenie pojawią się aktorzy z trzech krajów, odgrywający swe role w ojczystych językach. Dziś rozmawiamy z reżyserami sztuki i pytamy każdego z nich o ich wspólną pracę nad projektem, wizję i spojrzenie na najbardziej znany dramat Wiliama Szekspira.
- Prace przygotowawcze do spektaklu toczyły się w trzech miejscach: w Polsce, w Rosji i na Litwie. Czy taka forma współpracy jest nową jakością w teatrze?
- Mirosław Siedler (Polska): Prace przygotowawcze do spektaklu trwały kilka lat - ruszyły w 2009 roku, najpierw między nami (reżyserami - przyp. red.). Częste i wielogodzinne rozmowy, konsultacje, ustalanie tekstu, wariantów, koncepcji nie tylko scenicznej, ale również zasad współpracy. O rozpoczęciu głównego etapu realizacji programu transgranicznego, w ramach którego sztuka została zrealizowana równolegle w trzech miastach: w Kaliningradzie, w Kłajpedzie i w Elblągu, mogliśmy mówić w momencie rozpoczęcia prób w trzech teatrach. Teraz jesteśmy już w punkcie kulminacyjnym, spotkaliśmy się wszyscy w Elblągu i musimy te trzy wersje narodowe połączyć w jedną całość międzynarodową. Próby przebiegają bardzo sprawnie i dynamicznie, wszyscy aktorzy są rewelacyjnie przygotowani i elastyczni; potrafią się dopasować do naszego projektowego wariantu spektaklu. I niewątpliwie całe przedsięwzięcie jest nową wartością w teatrze - aktorzy, którzy spotykają się na scenie mówią przecież w swoich ojczystych językach; muszą być skoncentrowani bardziej niż zazwyczaj, czujni, uważni i wrażliwi na partnerów. Wszystkie elementy niezbędne do naszej pracy mamy; są tu trzy świetne zespoły aktorskie, które, mam nadzieję, stworzą wspólnie w sumie aż osiemnaście doskonałych premier.
- No właśnie. Spektakl jest grany w różnych językach. Czy nie obawiacie się państwo, że gra aktorska na scenie w różnych językach będzie stanowiła niejaką trudność w odbiorze dla widzów?
- Rūta Bunikytė (Litwa): Oczywiście zawsze jest trudność w zrozumieniu warstwy werbalnej do końca, ale przecież wszyscy znają historię Romea i Julii. A nasi aktorzy ciągle mają we wnętrzu swoje role i grają niezwykle emocjonalnie. A tak naprawdę to, czy ktoś płacze po litewsku, po polsku, czy po rosyjsku, czy cieszy się i śmieje - w każdym języku zawsze brzmi tak samo; emocje są międzynarodowe.
Ramūnas Kaubrys (Litwa): Ja myślę też, że to, jak widzowie odbiorą te spektakle będzie można podsumować dopiero wtedy, gdy zagramy je wszystkie i zostanie zamknięty cały projekt.
- A jakie są plusy międzynarodowej gry aktorskiej?
- Michaił Andreev (Rosja): Według mnie najważniejsza rzecz, którą także widać na scenie, to przyjaźń. Wszystko pozostałe jest bardzo złożone i rzeczywiście, to co przedstawiamy to duży eksperyment - przede wszystkim dla widzów. Dla rosyjskiego widza będzie to bardzo skomplikowane, ale też i bardzo interesujące. Dlatego proponuję, żebyście przyjechali w kwietniu 2014 roku do Kaliningradu i zobaczyli ten spektakl u nas i reakcję widowni.
Michaił Abramowicz Sales (Rosja): Dla mnie mają znaczenie przede wszystkim pozytywne strony, te które tworzą ten międzynarodowy projekt; trzech reżyserów, z trzech różnych krajów, trzy grupy producentów, którzy razem tworzą jedną dzieło i jego reguły. Bezwzględnie w tych warunkach, każdy z naszych teatrów uzyskuje doświadczenie, które później może zaprocentować. I tutaj tak naprawdę wygrywają wszyscy - bo kompozytor i choreograf są z Polski, specjalista od fechtunku - z Litwy, a scenograf i kostiumolog - z Rosji. I to jest bezcenne doświadczenie, bo łączymy tu wszystkie tradycje trzech krajów - także te, które funkcjonują w każdym z naszych teatrów: w Kaliningradzie, Kłajpedzie i w Elblągu.
Mirosław Siedler (Polska): W tym projekcie spotykają się nie tylko aktorzy, ale również zespoły techniczne; w sumie ponad 100 osób, dla nas to także bezcenna wymiana doświadczeń i tradycji teatralnych.
Ramūnas Kaubrys (Litwa): Dokładnie tak - wszyscy razem działamy wokół jednej idei. "Romeo i Julia" to bardzo dobry i elastyczny materiał i powód do tego, by wszystkie cele i idee skoncentrować właśnie w tym jednym spektaklu. Mirosława nazywamy „naszym generałem”, to on jest motorem napędowym całości; tak jak wszyscy dyrektorzy w swoich teatrach, którzy dają impuls ludziom do pracy międzynarodowej - trudnej, bo na początku wszyscy nie bardzo wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać.
- Michaił Andreev (Rosja): Uważam, że jesteśmy wręcz zobowiązani żyjąc nad Bałtykiem pracować wspólnie dla sztuki i dawać sobie możliwość wspólnej pracy. I myślę, że "Romeo i Julia" to poważny początek dla innych projektów i naszej wspólnej pracy.
- Mówicie Państwo o warstwie emocjonalnej, która będzie przekazywana widzom w tym spektaklu. Czy właśnie dlatego wybraliście Dramat "Romeo i Julia" - bo znają go prawie wszyscy?
- Mirosław Siedler: Wybrałem "Romeo i Julia" bo utwór ten daje szanse podziału obsady na trzy grupy: Kapuletich, Montekich i grupy składającej się z pozostałych postaci występujących w sztuce, umownie nazywanej grupą Księcia Escalusa. W projekcie, w którym biorą udział trzy kraje i aktorzy z trzech krajów mają być jednocześnie na scenie, istnieje możliwość połączenia tych grup w różnych konfiguracjach. Stąd właśnie wybór tego najbardziej znanego z szekspirowskich dramatów. W tym miejscu chciałbym też zwrócić uwagę na pewną zasadność - nie chciałbym powiedzieć, że gramy polityczną sztukę lecz pacyfistyczną - ale proszę zauważyć, że zarówno między Polakami, Rosjanami i Litwinami w historii, na przestrzeni wieków były, nazwijmy to różnego rodzaju relacje - a my dajemy dowód na to, że te trzy nacje są w stanie współpracować ze sobą zgodnie i stwierdzić, że nieporozumienia nie były nic warte, ponieważ przyniosły jedynie straty. Podobnie jest w sztuce, którą gramy.
- Spektakl jest jeden, ale reżyserów ma trzech. Co dla każdego z Państwa było najważniejszym przy jego tworzeniu?
- Michaił Abramowicz Sales (Rosja): To bardzo złożone pytanie. Ja już widziałem trzy spektakle: swój, litewski i przez ostatnie dwa dni oglądam w kawałkach spektakl wyreżyserowany przez Mirosława (Siedlera - przyp. red.). Wszystkie one są bardzo różne, bo i my jesteśmy różni i każdy nasz spektakl jest inny. Myślę, że każdy z reżyserów będzie inaczej odczytywał tę sztukę i według mnie na tym też polegał ten eksperyment. Dla mnie osobiście najważniejszym było, żeby pokazać tu tragedię tych młodych ludzi. Bo według mnie w dzisiejszych czasach takiej miłości, jak w "Romeo i Julii" nie ma.
Ramūnas Kaubrys (Litwa): Dla mnie to spektakl o miłości i nienawiści. Uważam też, że historia opisana w szekspirowskim dramacie jest bardzo współczesna; dzisiaj też przecież ludzie kłócą się między sobą, a na porządku dziennym są np. sąsiedzkie waśnie i sprzeczki. Dlatego traktuję ten spektakl i jego temat przewodni bardzo współcześnie.
Mirosław Siedler (Polska): Dla mnie natomiast "Romeo i Julia" to jest spektakl o miłości: czystej, pięknej i niczym nie skażonej, ale także tragedii wynikającej z nieuzasadnionej nienawiści. Na początku sztuki Książę Eskalus, powstrzymując bijatykę między zwaśnionymi rodami mówi "Od czasu kiedy stary Monteki z Kapulettim o coś tam się przemówili, trzy burdy między waszymi domami zdołały wzniecić w mieście niepokoje". Dlatego też próbuję w swoim spektaklu skupić się na małym studium konfliktu i tego, skąd się on bierze - a zazwyczaj iskrą zapalną jest błahy, wręcz banalny powód. Udowadniamy tu, że głupota rodzi wielkie tragedie.