Podczas drugiego dnia I Festiwalu Polskich Seriali elblążanie mieli okazję spotkać się m.in. z aktorami serialu „Ojciec Mateusz”. Specjalnie dla czytelników info.elblag.pl Tamara Arciuch zgodziła się udzielić wywiadu.
Jesteśmy tuż po spotkaniu z elblążanami. Jak odbiera Pani elbląską publiczność?
Czasami na takich spotkaniach ludzie się krępują i są onieśmieleni, nie zadają pytań, a tutaj wszyscy są otwarci, atmosfera jest luźna, sympatyczna.
Pojawiło się parę rywalek ubiegających się o serce inspektora Oresta.
Moja rola jest już od jakiegoś czasu zagrożona, bo w serialu pojawiła się rywalka, więc moja postać chyba odpuści walkę o serce Oresta. Ale w ogóle się nie dziwię, że wszystkie Panie chciałyby zagrać z Piotrkiem Polkiem.
Nie męczy aktora, kiedy serial jest kręcony przez kilka sezonów i trzeba grać jedną postać przez kilka lat?
W „Ojcu Mateuszu” akurat moja rola nie jest aż tak wyczerpująca. Czasami wręcz chciałabym, żeby scen ze mną było więcej. Ale wątki rozkładają się różnie. Inaczej jest w serialu „M jak Miłość”. Tam rola jest większa i mam więcej pracy. Nie wszyscy wiedzą, jak to jest na planie, a to naprawdę ciężka praca. Nikt nas nie rozpieszcza. Często kręcimy bardzo dużo scen w jeden dzień. Trzeba być bardzo skupionym i skoncentrowanym, żeby wszystko dobrze wyszło. Ale taki serial daje taką stabilizację aktorowi, popularność. Każda sytuacja ma dobre i złe strony.
Daje również drugą rodzinę, jak wspomnieliście Państwo podczas spotkania z elblążanami.
Kiedyś taką drugą rodziną dla aktora był teatr, ale teraz teatry pełnią inną rolę. Teraz seriale, które trwają długo zaczynają spełniać rolę takiej organizacji, można powiedzieć, rodzinnej. Znamy się, często żyjemy swoimi problemami, zwierzamy się sobie. Czasami nie. Tak jak w każdej innej pracy - są sympatie i antypatie, ale zazwyczaj jest sympatycznie.
Najpierw w „Ojcu Mateuszu” wcielała się Pani w postać burmistrza, teraz dziennikarki. Która rola jest Pani bliższa?
Przyznam, że ja się lepiej czuję w roli dziennikarki. Jest mi bliższa energetyczna kobieta, która niczego się nie boi i wszędzie wejdzie. Burmistrz była dla mnie zbyt ograniczona tą funkcją. Myślę, że scenarzyści też to dostrzegli. Poza tym sądzę, że była trochę za młoda na tę funkcję. Lepiej się czuję w roli dziennikarki, ale rola to rola. Jakbym miała nadal grać burmistrza to bym robiła to z równie dużą przyjemnością.
Na ile ramy wyznaczone przez scenariusz ograniczają aktora w improwizacji?
W serialu nie ma miejsca na improwizację. Budowanie postaci kończy się na jej emocjonalności, na jej gestykulacji, jak się porusza, jak mówi. Natomiast tekst jest napisany, założenia sceny są z góry nadane. W serialu nie ma czasu na improwizację. Trzeba szybko i konkretnie pracować. Każdy dzień zdjęciowy jest bardzo drogi. Wszyscy liczą czas i nie ma takiego komfortu pracy, jak w teatrze, że miesiącami się próbuje i możemy się skupić na roli, „rozsiąść” się w niej. Jest tu i teraz. To uczy aktora gotowości. Ja się nauczyłam, że nawet w wielkim rozgardiaszu jestem w stanie się skupić, skoncentrować na temacie i grać.
A dzień zdjęciowy niejednokrotnie nie trwa ośmiu godzin.
Potrafimy pracować na planie do 14 godzin.
Trwa I Festiwal Polskich Seriali. Czy uważa Pani, że było na niego zapotrzebowanie?
Polacy lubią seriale. Są w Polsce cenione. Są dla nich takim drugim życiem. Bohaterowie są u nich codziennie w domu. Przybliżenie pracy aktorów, przybliżenie nas myślę, że dla ludzi jest fajną rzeczą, że to może być sympatyczne. Nie tylko festiwal filmów, gdzie tylko wielkie kino jest docenione, ale że ten Festiwal Seriali jest dla ludzi, którzy je lubią i może być ciekawe.
Na koniec chciałabym zapytać o nasze miasto. Jakie pierwsze skojarzenie ma Pani słysząc słowo „Elbląg”?
Że to Żuławy. Byliśmy tutaj dwa razy ze spektaklem. Przechadzaliśmy się po Starówce. Jest tam fajny klimat.
Współpraca medialna: Elbląski Dziennik Internetowy info.elblag.pl