Nie będę ukrywać, że z pewnymi obawami wybrałam się na premierę „Letników” w reżyserii Michała Kotańskiego. Elbląski Teatr postanowił uświetnić tą sztuką Międzynarodowy Dzień Teatru i zmierzył się z utworem na pierwszy rzut oka anachronicznym. Bo czym może zaskoczyć nas dramaturg ze swoim spojrzeniem na rzeczywistość sprzed wieku?
Otóż może, a ci, którzy nie byli, niech żałują. Policzek wymierzony prosto ze sceny trafiał w twarz i otrzeźwił w tempie natychmiastowym. Gorki się nie pomylił – człowiek się nie zmienia, tylko realia, a my konformiści, bezpieczni w swoich wypieszczonych, ciepłych mieszkankach potrzebujemy już tylko spokoju. Fenomenalnie spektaklowi przysłużyło się unowocześnienie dramatu, dostosowanie go do współczesnych realiów zarówno społecznych, jak i językowych. Radosławowi Paczosze należą się wielkie oklaski. Arcyciekawy tekst, fantastyczne kreacje aktorskie i wrażenie, które pozostawia spektakl, bezcenne. Choć tak do końca miło nie było.
Inteligencja - to nie my... jesteśmy letnikami w swoim własnym kraju... nic nie robimy, dużo mówimy. I tu ocieramy się o meritum sprawy... inteligencja. Czym tak naprawdę ta osławiona grupa społeczna się cechuje – udziałem w życiu kulturalnym, ambicjami sięgania po literaturę, muzykę z górnej półki, możliwością wygłaszania sądów i opinii oraz wrażeniem wpływu na otaczającą rzeczywistość. Nic bardziej błędnego. Aktorzy Teatru Sewruka pokazali w bardzo dobitny sposób, że pojęcia takie jak inteligencja i ludzie tegoż pokroju po prostu nie istnieją. To co mamy, czym się karmimy, to wyobraźnia, nagonka medialna i chęć by być kimś, bo wszyscy są. Bohaterowie dramatu Gorkiego są przerażająco autentyczni i ponadczasowi. Pod nosem można było się uśmiechać, bo sceny, jakie się działy na deskach, były wzięte czasem z naszego życia tu i teraz. Warto przede wszystkim zaznaczyć, że „Letnicy” to popis nowych twarzy w elbląskim Teatrze.
Tych nieprzekonanych widzów na pewno kupiły konsekwencją kreacji aktorskich, pomysłem na siebie i współgraniem z innymi. I nawet momentami nużąca gonitwa po scenie w ostatecznym rozrachunku stawała się zupełnie uzasadniona. Mistrzostwo reżyserskiej ręki nie pozwoliło nam się nudzić, ale także nie szarpało na części tego przecież trudnego tekstu. Powolne schodzenie aktorów dawało poczucie zatrzymania na chwilę. Kupiłam w tym spektaklu niemalże wszystko i wszystkich – scenografia przekonująca w swojej prostocie, kreacje aktorskie wymyślone od początku do końca, ale przede wszystkim przesłanie, które bardzo mocno boli.
Letnisko – żyje się tutaj bez ceregieli. I jesteśmy nad wodą w czasie lata – odpoczywamy z naszymi bohaterami od szarości blokowisk, trudów pracy. Przekrój społeczny zaskakujący – poetka, pisarz, prawnik, lekarz, młoda matka.... a wszyscy w jakimś dziwnym miejscu i jeszcze dziwniejszych realiach. Tu nic się nie liczy – romanse nawiązuje się dla zabicia czasu, ale i one z czasem nużą. Nie ma pomysłu na kolejny dzień, w związku z tym bohaterowie szukają nowych atrakcji, wrażeń, motywacji. W tej zatęchłej atmosferze nic nie dziwi, nie podnieca, nie zastanawia. Tylko pustka w środku i relacjach między postaciami. To poczucie zniechęcenia każe im prowokować to coraz bardziej wymyślne dysputy, kłótnie, bójki, strzelaniny. Osią spajająca ten cały poplątany świat poplątanych ludzi jest Warwara.
To ona prowadzi nas po absurdzie życia swoich przyjaciół, demaskując fałszywość, piętnując wady, maruderstwo, pruderię. Obnaża głupotę i zaściankowość. Małgorzata Jakubiec-Hauke w doskonały sposób poradziła sobie z postacią mocno wpatrzoną w siebie, szukającą oparcia, ale także bezkompromisową. To ona będzie z utęsknieniem czekać na Jakuba Szalikowa (Krzysztof Kolba), pisarza, który przed laty zachwycał ideałami i pewnością spojrzenia. Ze spokojem zatopi się w kolejnej lekturze, odcinając się od zepsutego świata współtowarzyszy. I tak stojąc ponad tym wszystkim, będzie wytykać innym konformizm, materializm i utratę dawnych idei.
Ona jest miła, tylko cały czas o czymś myśli. Warwara niskim, skupionym głosem wyrzuci towarzystwu średniactwo i brak odpowiedzialności za słowa. Zrezygnuje z miłości i odejdzie, by w końcu zacząć żyć. Inni też chcą oderwać się od niekochającego męża, zaborczego kochanka, niewłaściwych interesów, braku autorytetów. Warwara będzie o tym spokojnie mówić, Włas (w tej roli Wojciech Rydzio) pokaże wszystkim tyłek, pieczętując tym samym przypiętą mu łatkę błazna, a Maria Lwowa (Teresa Suchodolska) zrezygnuje z prawdopodobnie ostatniej szansy na miłość. Nie zwiąże się przecież z dużo młodszym mężczyzną. To bez przyszłości. Zachwyca Kaleria (Marta Masłowska) subtelnością poezji, natchnionym spojrzeniem na rzeczywistość.
Współtowarzysze robią z niej pośmiewisko, udając, że rozumieją wiersze i chcą jej słuchać. A to wszystko popsute, byle jakie, powierzchowne. Bohaterowie są samotni i nie potrafią sobie z tym poradzić. Niepowodzenia topią w alkoholu, coraz bardziej uciekając od życia. Pragnienie bycia kochanym, dostrzeżonym, chcianym i ważnym przewija się szczególnie w postaciach kobiecych. Obok wspomnianych Warwary i Kalerii najbardziej ekstrawagancką jest Julia (w tej roli Małgorzata Rydzyńska). Emanuje seksem, uwodzi mężczyzn, notorycznie dając mężowi powody do zazdrości. Kokietuje Mikołaja, by choć przez moment być ważną i dostrzeżoną. Energia emanująca z tej postaci to też tylko pozór. Nieszczęśliwa w małżeństwie, nie potrafi go jednak zakończyć. Nie ma odwagi strzelić do męża, bo przecież niczego by to nie zmieniło.
Rozjedziemy się i pośród murów będziemy sobie jeszcze bardziej obcy. Środowisko inteligencji ukazane w „Letnikach” jest sprane z jakiejkolwiek ideologii. Jeżeli kierowali się czymś za młodu, to w chwili obecnej osiedli na bezpiecznych laurach egzystowania. Zadowalają się substytutami, tylko po to, by nie czuć, że żyją. A może to już nie jest życie. Gorki zarzuca swoim bohaterom zerwanie z korzeniami i jednocześnie brak siły, by zbudować własne fundamenty. Dlatego właśnie są nijacy, puści, tkwiący w układach i finansowej stabilizacji.
Wszystko na świecie jest głupie, a wino cały czas dobre. Mam nadzieję, że „Letnicy” zagoszczą u nas na dłużej, bo jest to spektakl, który po prostu trzeba zobaczyć. Odbicie człowieka w krzywym zwierciadle bez moralizowania, sztuczności zagrane z lekkością i konsekwencją to atuty, których nie da się nie zauważyć. Przekonuje aktualność tematu szczególnie w obecnych coraz bardziej konsumpcyjnych czasach. Reżyser Michał Kotański stworzył wspaniały spektakl, wykorzystując potencjał aktorów i ich pracowitość.
Dominika Lewicka-Klucznik
„Letnicy” Maksym Gorki
Teatr im. Aleksandra Sewruka w Elblągu
Reżyseria: Michał Kotański
Scenografia i kostiumy: Tomasz Brzeziński
Dramaturg (opracowanie tekstu): Radosław Paczocha
Opracowanie muzyczne: Damian Neogenn-Lindner
Obsada:
Sergiusz Basow - Tomasz Czajka
Warwara Michajłowna - Małgorzata Jakubiec-Hauke
Kaleria - Marta Masłowska
Włas - Wojciech Rydzio
Piotr Susłow - Artur Hauke
Julia Filipowna - Małgorzata Rydzyńska
Cyryl Dudakow - Mariusz Michalski
Olga Aleksjejewna - Anna Suchowiecka
Jakub Szalimow - Krzysztof Kolba
Paweł Riumin - Marcin Tomasik
Maria Lwowna - Teresa Suchodolska
Sonia - Hanna Świętnicka-Grabowska
Sjemion Dwukropek - Jerzy Przewłocki
Mikołaj Zamysłow - Krzysztof Grabowski
Sasza - Beata Przewłocka