W 16 Batalionie Remontowym w Elblągu odbędzie się dziś uroczysta zbiórka kadry, żołnierzy i pracowników cywilnych z okazji obchodów Święta Wojska Polskiego, a wczoraj rozmawialiśmy z majorem Zbigniewem Tuszyńskim o misji a Iraku.
Podczas obchodów zostaną wręczone odznaczenia państwowe i resortowe, wyróżnienia, nagrody finansowe i akty mianowań na kolejne stopnie. W skali dywizji, która liczy ponad 10 tysięcy osób, możemy te gratyfikacje wyliczać w setkach – podkreślał rzecznik 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej.
W tym samym czasie w Warszawie wyróżnieni wpisem do „Księgi Honorowej Ministra Obrony Narodowej” zostaną dwaj żołnierze 16 PDZ. Pośmiertnie st. sierż. Tomasz Murkowski z 13 Elbląskiego Pułku Przeciwlotniczego, który zginął 10 listopada 2006 roku podczas ataku na polski konwój w Iraku. Pamiątkowy dyplom otrzyma także st. kpr. Mariusz Sawicki z Giżycka, który w październiku 2006 roku został ranny w czasie ostrzału śmigłowca podczas VII zmiany w Iraku.
W środę – 15 sierpnia – o godzinie 10.00 odbędzie się w Kościele Garnizonowym przy ul. Beniowskiego uroczysta msza święta w intencji żołnierzy Dywizji z udziałem władz lokalnych, kombatantów i mieszkańców Elbląga.
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej mieliśmy okazję porozmawiać z żołnierzami uczestniczącymi w działaniach na Bliskim Wschodzie, którzy opowiadali o tym, jak misja wygląda z bliska.
Czy łatwo było podjąć decyzję o pierwszym wyjeździe?
Zdecydowanie nie było to łatwe, ale z natury jestem spokojnym człowiekiem i nie było najgorzej – wspominał major Zbigniew Tuszyński. Teraz, gdy myślę o udziale w kolejnej zmianie to po ponad dwóch latach od mojego pierwszego wyjazdu nie mam już takich obaw, bo wiem, co mnie tam może czekać.
Jak wyglądały pierwsze chwile w Iraku?
To był szok, bo tak naprawdę to dopiero, gdy wydano nam kamizelki kuloodporne i amunicję zrozumiałem, że to jest wojna. Teraz mówię o tym z uśmiechem, ale początek wyglądał, jak na filmie. Wylądował taki żółtodziób, który o wszystko pytał, nie wiedział co, jak, gdzie... Pamiętam pierwszy czwartek w bazie, kiedy to usłyszałem strzały z broni. Odruchowo zacząłem ubierać kamizelkę, chciałem wziąć karabin, a ci żołnierze, którzy byli tam dłużej patrzeli na mnie, jak na wariata. Ja z resztą na nich też – ktoś strzela, a oni nic sobie z tego nie robią – pomyślałem. Dopiero później wytłumaczyli mi, że czwartek jest w Iraku dniem ślubów i ludzie ciesząc się i świętując strzelają z tego, co mają pod ręką.
Czy na misji faktycznie jest tak ciężko, jak pokazuje to telewizja – ciągłe ostrzały, ranni, wybuchy, czy może jednak nieco spokojniej?
Na pewno jest trudno psychicznie. Żyje się tam z ciągłą świadomością, że za chwile może nastąpić atak, czy ostrzał, a to nie wpływa pozytywnie na psychikę. Tak samo było podczas wyjazdów w teren. Każdy spokojny kilometr to był luksus, bo w człowieku cały czas jest taka niepewność, napięcie i wyostrzenie wszystkich zmysłów, żeby nie trafić na jakąś minę czy zasadzkę.
Drugą istotną rzeczą jest świadomość, że trzeba działać kolektywnie. One team, one mision – jeżeli zaczyna dziać się coś złego to zawsze można liczyć na innych. Taka pewność bardzo pomaga, ale to działa także w drugą stronę - pozostałe osoby muszą mieć oparcie we mnie.
Co czuje się podczas ostrzału?
Na początku całe życie przed oczami, chwila zastanowienia i strzela się do wroga, ale tak naprawdę później trudno dokładnie odtworzyć w którą stronę. Pojawia się także zdziwienie ile zużywa się amunicji, ale wszystko robi się automatycznie. Machinalne przekładanie magazynków, wybór sektora, gdzie prowadzi się ogień i ogromna adrenalina. Później przez dłuższą chwilę nie można trafić papierosem o ust, bo dziwnie trzęsą się nie tylko ręce. Po jakimś czasie emocje opadają i człowiek zastanawia się, że to mogła być ostatnia chwila. Czasami ma się wrażenie, że to był sen.
Jak po takim ataku wyjeżdża się kolejny raz?
Mogę mówić za siebie, ale na pewno spokojniej, bo już wiadomo, co robić. Z każdym kolejnym razem jest łatwiej, każde doświadczenie wzbogaca i powoli człowiek przestaje się bać – choć obawy zawsze pozostają. Przed wyjazdem na misję nie wiedziałem na przykład, jak to jest podczas ostrzału z moździerzy, aż do lipca kiedy zaatakowano bazę Babilon. Pierwsze dwa pociski były dla mnie, jak wybuch jakiegoś gazu i dopiero przy trzeciej eksplozji dotarło do mnie, że to ostrzał z moździerzy. Pod koniec zmiany czuliśmy się w Iraku już pewniej i to, co dziwiło nas na początku stało się normalnością.
Jak na wojnie spędza się czas wolny?
Ja większość czasu spędzałem na siłowni, ale w bazie było wiele innych rzeczy, którymi można było się zająć w czasie wolnym. Oczywiście o wyjściu na „dyskotekę” poza bazę nikt nawet nie myślał, ponieważ żadne ubranie nie uchroniłoby nas przed kulami – dodał na koniec major Zbigniew Tuszyński, który w Iraku spędził ponad 7 miesięcy i powoli nastawia się na kolejny wyjazd.
foto. d-ave