Wczoraj przed Okręgowym Sądem Pracy w Elblągu rozpoczął się proces Katarzyny Wiktorzak z Morąga, która pracowała cztery lata w "Biedronce".
Katarzyna Wiktorzak będąc w dwunastym tygodniu ciąży straciła dziecko. Kobieta domaga się od właściciela sieci 100 tysięcy złotych odszkodowania za poronienie oraz 30 tys. zł za przepracowane nadgodziny. - Przez półtora roku, mimo że byłam zatrudniona na 3/4 etatu jako kasjer-sprzedawca, rozładowywałam towar z TIRów. Towar z TIR-a ściągał kierowca, jednak zawiezienie tonowej palety z cukrem do magazynu, należało do mnie - mówi pani Katarzyna. Jej zdaniem właśnie przez dźwiganie ciężarów poroniła.
Właściciel Biedronki nie poczuwa się do winy. - W momencie poronienia nasza była pracownica była od 40 dni na zwolnieniu, a dokumenty dotyczące ciąży zostały nam dostarczone blisko 6 miesięcy później - tłumaczy Anna Mazurek, rzeczniczka prasowa Jeronimo Martins.