Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym 24 letniego Pawła pod Bowling Clubem w lipcu ub. r. Na ławie oskarżonych zasiadła trójka podejrzanych o ten czyn - Marcin P., Jacek B. i Varuzhan M.
Oskarżeni w sprawie o śmiertelne pobicie 24 letniego Pawła pod Bowling Clubem w Elblągu przyznają się jednak tylko częściowo do winy. Przyznają, że brali udział w bójce pod Bowling Clubem 22 lipca 2007r. Jak twierdzą jednak, nie chcieli nikogo zabić. Każdy z oskarżonych wyraził żal z powodu śmierci Pawła.
Prokuratura zarzuca Marcinowi P. i Jackowi B., że 22 lipca 2007 r., działając w porozumieniu doprowadzili do pobicia ze skutkiem śmiertelnym skutkiem 24 letniego Pawła. Chłopak zmarł w szpitalu 4 sierpnia 2007 r.
Varuzhan M. usłyszał natomiast zarzut pobicia kolegi Pawła - Marcina. Prokuratura zarzuca mu, że mógł tym narazić go na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia.
Marcin P. częściowo przyznał się do winy. Zeznał, że uderzył Pawła dwa razy w głowę. - Zostałem przez pokrzywdzonego sprowokowany. On mnie pierwszy uderzył w twarz. Goniłem go, a w pewnym momencie on się zatrzymał i przyjął pozycję do walki. Dlatego uderzyłem go dwukrotnie w głowę. Zauważyłem, że pokrzywdzony próbuje się podnieść z chodnika. Jestem bokserem. Moi przeciwnicy z ringu po uderzeniach podnosili się zawsze. Myślałem, że Pawłowi nie stało się nic złego. Może po moich ciosach upadł na chodnik i wtedy coś mu się stało w głowę - mówił Marcin P. - Dostałem informację, że pod klubem jest bójka. Wybiegłem na dół, aby podjąć interwencję. Nie kopałem pokrzywdzonego, nie skakałem mu po głowie, nie chciałem nikogo zabić. Poszkodowany mnie sprowokował. Gdyby mnie nie uderzył, to ja bym na pewno za nim nie pobiegł.
Marcin P. wyraził skruchę za całe zajście. Przeprosił ojca i rodzinę zmarłego. Stwierdził, że do tej pory nie może się pogodzić z tym, że Paweł nie żyje. Ubolewa, że zrobiono z niego mordercę. Odmówił dalszych zeznań i odpowiedzi na pytania. Sędzia Marta Wiśniewska przytoczyła jednak wcześniejsze zeznania Marcina P.
Marcin P. wcześniej zeznał, że w nocy 22 lipca 2007 r. jako ochroniarz w Bowling Clubie, zwrócił uwagę Marcinowi, koledze Pawła, aby nie tańczył na kolumnie z piwem. Kiedy ten nie posłuchał, doszło do szarpaniny. Wtedy Marcin P. kazał mu opuścić lokal. Jak zeznawał Marcin P., ktoś mu powiedział, że pod klubem doszło do bójki. Oskarżony pobiegł na dwór, aby podjąć interwencję. Tam podobno poszkodowany - 24 letni Paweł uderzył go w twarz i zaczął uciekać.
Również Jacek B., pseudonim "Jazon" nie przyznaje się do winy. Na rozprawie zeznał, że pomógł w interwencji Marcinowi P. pod Bowling Clubem. Zobaczył, że ktoś uderza w twarz Marcina P. Chciał pomóc koledze. - Wtedy ktoś mnie uderzył w głowę od tyłu. Nie wiem jednak kto to był. Pobiegłem za nim w kierunku stacji benzynowej, jednak go nie dogoniłem. Po tym wróciłem pod Bowling. Tam spotkałem Marcina P., który kazał mi iść do domu, ponieważ dyskoteka się skończyła. Nic więcej nie widziałem i nie mam nic wspólnego z pobiciem Pawła.
Varuzhan M. oświadczył w sądzie, że pobił Marcina, kolegę Pawła, ponieważ został sprowokowany przez pokrzywdzonego. - Nazwał mnie "czarnuchem" - przyznał Varuzhan. - Mówił, że mnie "załatwi".
Feralnej nocy oskarżony chwilowo zastępował w Bowling Clubie kolegę, który był ochroniarzem. Zaczęło się od tego, że Varuzhan interweniował, gdy Marcin tańczył na podeście z aparaturą muzyczną z kuflem piwa. Pokrzywdzony miał go wtedy złapać za ręce, odepchnąć. Doszło do szarpaniny. Wtedy właśnie pojawił się Marcin P. i wyprosił poszkodowanego z lokalu.
Na zewnątrz doszło do ponownej konfrontacji.
- Szarpałem się z nim, jednak to była zwykła bójka a nie skakanie po głowie czy kopanie. Nie wykluczam, że mogłem go uderzyć. Nie skakałem mu jednak po głowie, ani go nie kopałem - zeznał Varuzhan M. - Bardzo przepraszam, że go uderzyłem.
Świadek, Marcin M. potwierdził, że razem z Pawłem i innymi kolegami bawili się w Bowling Clubie 22 lipca ub.r.
- Tańczyłem na podeście z butelką piwa. Wiem, że tam można było tańczyć. Nikogo nie obrażałem, ani nie szarpałem się z nikim. W pewnym momencie Varuzhan M. kazał mi zejść z podestu i opuścić lokal - zeznawał świadek. - Zaczął mnie szarpać. Doszło do przepychanki. Wtedy, Marcin P. uderzył mnie w twarz. Rozciął mi wargę. Wyszedłem na schody. Za mną wybiegł Paweł i wyszliśmy przed klub. Postanowiliśmy jechać taksówką do domu. Przedtem jednak zapaliliśmy papierosy.
Wtedy zauważyli, że z Bowling Clubu wybiegła grupa osób. Ruszyli w ich stronę.
- Kazałem Pawłowi uciekać i sam też zacząłem biec - zeznawał. - Dogoniło mnie kilka osób i zaczęli mnie bić, kopać po głowie. To trwało jakieś pół minuty. Kiedy się podniosłem, widziałem jak Paweł ucieka, a za nim biegną cztery osoby. Do domu odwiózł mnie kolega Tomasz i opatrzył mi głowę. Dopiero później, przez telefon dowiedziałem się, że Paweł został pobity i w stanie ciężkim jest w szpitalu.
Ojciec zmarłego wystąpił w sądzie w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Przed rozprawą mówił, że liczy na sprawiedliwy proces i adekwatną do czynu karę. Jak mówi, do tej pory nie może się pogodzić ze śmiercią syna.
- Chciałbym, aby oskarżeni otrzymali surowy wymiar kary, aby nie skończyło się na wyroku 2-3 lat pozbawienia wolności dla nich - mówi ojciec zmarłego Pawła.
Jeszcze w tym miesiącu odbędzie się kolejna rozprawa w tej sprawie.
Chłopak miał duże obrażenia głowy. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że powstały po upadku głową na chodnik. Jak ochroniarz może kogoś bić? Uciekł, to trzeba mu bylo dać spokój, nie byłoby problemu.
Ale taniec z piwem na podeście ze sprzetem nie nalezy do najrozsadniejszych... taki sprzet kosztuje sporo kasy wiec uwazam ze uwagi ochroniazy byly jak najbardziej na miejscu! wogole co to za pomysl zeby tanczyc z piwem...od tego sa stoliki i bar!!! Nie dosc ze oblewasz innych to jeszcze mozesz komus niechcacy zrobic krzywde. A w bowlu na parkiecie jest przewaznie straszny tlok. Ludzie zastanowcie sie czasem...
ale jak mozna sie tlumaczyc ze ktos sie bije pod klubem. przeciez od tego jest policja. bramkarze maja przeciez chronic dyskoteke a nie martwic sie tym co sie dzieje na zewnatrz. od tego jest policja. proste
Żyjemy w takich czasach, kiedy sylwetki "macho" są doceniane bardziej niż intelekt. Z psychologicznego punktu widzenia, a także medycznego wiadomo, że często "pakerzy" faszerują się sterydami i równym innym badziewiem, masa mięsniowa rośnie, ale nie inteligencja, efekty są widoczne- zryte berety mięsniakow, ktorych rozpiera energia i agresja. Trzeba ją na czymś/kimś/ wyladować, mamy więc efekty. szkoda, że nie szukają sobie równych do takich własnie smiercionośnych treningów, może jakby się powybijali między sobą, byłby spokój i dyskoteki bezpieczniejsze.