W szpitalu przy ul. Związku Jaszczurczego dziennie dializuje się kilkadziesiąt osób. Woda, która wdarła się wczoraj (18 września) na teren placówki, mogła uniemożliwić wykonywanie tych zabiegów. Kilka godzin walczono o to, aby tak się nie stało. - Wczoraj, w tych trudnych warunkach, wykonaliśmy 77 hemodializ. Proszę sobie wyobrazić, że tych 77 chorych miałoby teraz pojechać do innych stacji. To praktycznie niewykonalne. Najbliższe stacje dializ byłyby w stanie przejąć kilku, kilkunastu chorych. Dlatego, praktycznie od godzin wczesnorannych, zanim jeszcze zebrały się sztaby kryzysowe, a do nas dotarło wsparcie ze strony straży pożarnej, moi pracownicy już działali. Od godziny 11 dostaliśmy bardzo poważne wsparcie ze strony straży pożarnej. Dopiero około godziny 17 zaczęliśmy powoli wygrywać w tych piwnicach, bo tej wody leciusieńko, ale zaczęło ubywać. Do tego czasu z trudem sobie radziliśmy - ordynator.
Zarówno prezydent, jak i służby, które wczoraj walczyły w Elblągu z powodzią, podkreślały, że jednak z miejsc, gdzie rzucono najwięcej sił, był szpital El Vita przy ul. Związku Jaszczurczego. Od godziny 11, przez wiele następnych godzin stano się zabezpieczyć szpital przed wodą tak, aby mógł funkcjonować bez przeszkód. Czy rzeczywiście sytuacja była tak groźna?
Oddział wewnętrzny z pododdziałem nefrologii jest łatwy, w sensie zapewnienia świadczeń, przekazania chorych do innych placówek, gdyby było jakieś zagrożenie. Prawdziwym wyzwaniem i problemem byłoby zapewnienie hemodializy, naszym pacjentom. My mamy 150 chorych dializowanych, którzy co drugi dzień mają zabiegi. Najbliższe stacje dializ byłyby w stanie przejąć kilku, kilkunastu chorych
- mówi Adam Majewski, ordynator oddziału wewnętrznego z pododdziałem nefrologii i stacji dializ, pełnomocnik zarządu B.Braun Avitum Poland.
Woda w szpitalnych piwnicach pojawiła się wczoraj, w godzinach rannych. W ciągu kilku godzin jej poziom drastycznie wzrósł. Problem był o tyle poważny, że to właśnie na najniższym poziomie szpitala są zlokalizowane urządzenia niezbędne do jego funkcjonowania i wykonywania dializ.
My już około godz. 9 widzieliśmy problem. Poleciłem otworzyć awaryjny dojazd od ulic Polnej, bo już wtedy Zw. Jaszczurczego wydawała się nie do przejazdu, a my dowozimy przecież zaopatrzenie, a także chorych, którzy poddawania są zabiegom dializy, to często są osoby na wózkach, na noszach. Naszym problemem jest to, że pewne instalacje są poniżej poziomu rzeki Kumieli i wybija ogromne ilości wody burzówką. Mieliśmy dwa takie bardzo wrażliwe obszary. Pierwszym z nich była stacja uzdatniania wody, która zapewnia dla stacji dializ wodę niezbędną do dializ. Drugie takie wrażliwe miejsce to rozdzielnia elektryczna. Tego chyba nie muszę komentować, gdyby te dwa punkty zalało, wiązałoby się to z przerwaniem udzielania świadczeń. Od godz. 11 dostaliśmy bardzo poważne wsparcie ze strony straży pożarnej. Chciałbym podziękować Państwowej Straży Pożarnej z Elbląga, strażakom z Krzewska, Gronowa Elbląskiego, dzięki ich sprzętowi, tutaj w pewnym momencie osiem, dziesięć pomp pracowało w piwnicach, wyrzucano ogromne ilości wody. Więc ani przez chwilę nie było zagrożenia, że nastąpi przerwa w dostawie prądu czy dostawie wody dla stacji dializ. Gdzieś tak około godziny 16.30, 17 zaczęliśmy powoli wygrywać w tych piwnicach, bo tej wody leciusieńko, ale zaczęło ubywać. Do tego czasu z trudem sobie radziliśmy
- opowiada ordynator.
Choć sytuacja w szpitalu, mimo że trudna wydawała się być pod kontrolą dyrekcja placówki przygotowała plan awaryjny.
Nie wiedzieliśmy co przyniesie noc. Rozmawiałem więc z konsultantem wojewódzkim ds. nefrologii, w obwodzie była możliwość uruchomienia nocnej zmiany w Ostródzie dla najbardziej pacjentów. W przypadku totalnej katastrofy moglibyśmy relokować pacjentów również do dwóch, najbliższych, najmniej obciążonych stacji BBraun Avitum Poland w Golubiu-Dobrzyniu i Brodnicy. Byłby to jednak ogromny stres dla chorych i personelu. W obcych warunkach, gdzie chory nie jest znany, zabieg niesie za sobą niepewność i jest dużo trudniejszy
- przyznaje dr Adam Majewski.
Szpital znajdujący się w obok Kumieli nie pierwszy raz zmaga się z wodą. Na taką sytuację, jaka miała miejsce wczoraj, nikt nie był przygotowany.
Nikt nie jest w stanie zabezpieczyć się przed wylaniem takiej rzeki. To jest żywioł. Worki z piaskiem, czy pompy w piwnicy, myślę, że to przekracza nasze możliwości, aby dysponować takim sprzętem, jaki mieliśmy wczoraj. Ma nadzieję, że gdyby pojawiło się ponownie takie zagrożenie, również otrzymamy wsparcie. To jest u nas, druga, trzecia powóź. Ta rzeka stwarza zagrożenie. Myślę, że problemem jest albo przepustowość w rejonie Grunwaldzkiej, Malborskiej. Tam się coś zatyka i ta rzeka nie płynęła, tak jak powinna, albo zabrakło po drodze zbiorników retencyjnych. Bardzo wierzyliśmy w ten basen, w latach ubiegłych otworzenie basenu powodowało, że poziom wody spadł momentalnie. Wiemy, że jakieś próby były czynione, ale okazały się nieskuteczne - dodaje ordynator Majewski.
Ale Wróblewski przecież twierdzi, że basen nie jest zbiornikiem retencyjnym. A to inzynier, zna się przeceiż na kanapkach :-). Woda nie mogła opaść.
wszystko wszystkim ale Wróblewski jaki i ten spec od bezpieczeństwa emerytowany Świniarski powinni wylecieć dziś na zbity pysk ze stołków.!!!! Wczorajsze wydarzenia to efekt nieróbstwa obu panów, siedzenie i ***zenie w stołki to za mało.!!!!