15 sekund dla wyobraźni, tak można określić doświadczenie, jakie można było zdobyć korzystając z symulatora dachowania. Podczas sobotniego (20 września) festynu „Bezpieczna Zawada”, zorganizowanego przez Stowarzyszenie Przyjaciół „Zawada”, każdy mógł sprawdzić jak to jest, gdy auto koziołkuje.
Mimo ogromnego zainteresowania, nie każdy miał odwagę wsiąść do samochodu, który wprawdzie krótko i bezpiecznie, jednak obracał się wokół własnej osi. Zapięte pasy niewiele pomagały, a grawitacja była bezlitosna.
- Zupełnie nie panowałem nad kończynami – mówi nieco zaskoczony postawny mężczyzna, który po raz pierwszy siedział w symulatorze dachowania. – Aż strach pomyśleć jak to jest, gdy auto rzeczywiście obraca się, po drodze uderza o przeszkody, blachy się gną, szyby tłuką. Daje do myślenia.
- Na pewno nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji w realu – zapewnia poruszona 35-letnia Ewa. – Tu była tylko chwila, samochód się obracał, ale nic się nie tłukło, nie uderzyłam się, musiałam tylko panować nad żołądkiem i nogami, które nagle nie wiedziały gdzie jest podłoga. Pasy na szczęście dobrze trzymały, więc mimo, że bezwładne ciało leciało na boki, nie spadłam z siedzenia. Jednak wyobraźnia podpowiadała, że w rzeczywistości nie byłoby tak ulgowo.
Do symulatora wrzucono kilka piłeczek ping pongowych, które podczas każdego obrotu obijały się m.in. o pasażerów. To pokazało, jak niebezpieczne mogą być przedmioty przewożone bez zabezpieczenia. Według znawców tematu zwykły telefon komórkowy, który najczęściej leży w zasięgu ręki kierowcy, podczas zderzenia waży kilka kilogramów, a butelka z wodą osiąga wagę nawet kilkudziesięciu kilogramów.
- Wszystkie przedmioty, których nie potrzebujemy podczas podróży, najlepiej schować do bagażnika, a te, które chcemy mieć „pod ręką” powinny znaleźć się w schowkach albo kieszeniach na drzwiach czy fotelach – radzi obsługujący symulator.
Jak wykazują crash testy i samo życie, leżąca na tylnej półce parasolka może pozbawić życia, podobnie jak niezapięty w pasy pasażer czy zwierzę. Ich masa potrafi wzrosnąć podczas zderzenia nawet do 1,5 tony.
Symulator zderzenia, który również był do dyspozycji uczestników festynu, dawał możliwość doświadczenia doznań, jakie towarzyszą uderzeni samochodu w przeszkodę. Zapięte pasy co prawda przytrzymują tułów w fotelu, jednak głowa i kończyny, niczym nieskrępowane, podążają nadal w kierunku jazdy, by następnie gwałtownie cofnąć się pod wpływem gwałtownego zatrzymania pojazdu.
- Prędkość na symulatorze jest niewielka, ale szarpnięcie na końcu do przyjemnych nie należy – przyznaje p. Edyta. – Kto ma odrobinę wyobraźni ten zgadnie jak to może być podczas prawdziwego zderzenia.
Choć dzieci zjazd na symulatorze traktowały jako zabawę, miejmy nadzieję, że nie będą grymasiły przy zapinaniu pasów jeżdżąc z rodzicami, a może nawet same upomną się o pasy, gdy rodzice zapomną je zapiąć.
Proponuję, aby taka symulacje uwzględniać w kursach na prawo jazdy.
Brawo dla Stowarzyszenia Przyjaciół "Zawada" za zorganizowanie tego festynu, brawo dla Prezesa Wojciecha Rudnickigo, Wiesława Wiewiórki, Joanny Pietraszewskiej i Ali Sobeckiej i innych organizatorów. Dobrze, że powstało takie stowarzyszenie , prosimy o więcej takich imprez.
Pomysł super i zabawa, tylko przy prawdziwym dachowani odbywa się to "troszkę" szybciej ;)