Zdjęcia niepełnosprawnych, chorych dzieci to najczęściej czarno-białe, emocjonalne fotografie. Dzieci spoglądają na nas z nich wielkimi, smutnymi oczami. Chciałam je pokazać inaczej, takie, jakimi są. To normalne, fajne, mające wiele pomysłów dzieciaki - mówi Kamila Bannach - Kądziałko, fotografka, oligofrenopedagog. "(Nie)zwyczajne zdjęcia" dzieci z zespołem Downa, autorstwa elblążanki, od wczoraj możemy oglądać w Galerii Na Wyspie.
Wczoraj w galerii Młodzieżowego Domu Kultury odbył się wernisaż wystawy zdjęć Kamili Bannach "(Nie)zywczajne zdjęcia". Autorkę fotografii pytamy o jej prace, pomysł na projekt i relaje z (nie)zwyczajnymi modelami.
Niesamowite są te fotografie. Spokojne i radosne zarazem.
Dobrze. Zależało mi na tym, żeby były naturalne. Zabawa, bez zbędnego pozowania sztucznych min. Scenerię też tak wybrałam, żeby kojarzyła nam się z dzieciństwem. Jest plaża, podwórko. Każde zdjęcie jest jednak inne. Kolory zależą też trochę od ciuchów, które dzieci mają na sobie. Chciałam, żeby pokazały, że dzieci z zespołem Downa, też mogą się modnie ubierać, że nie muszą mieć za dużych ubrań. Mogą być fajne, modne i zadowolone z życia.
Skąd w ogóle pomysł na taką wystawę?
Powstał podczas rozmowy z koleżanką. Zastanawiałyśmy się, dlaczego ludzie tak bardzo boją się tej niepełnosprawności, dlaczego przed tą inności, kiedy i ona i ja mamy takie dobre doświadczenie z osobami niepełnosprawnymi, takie bogactwo doświadczeń. Pomyślałam, kurcze. Muszę się jakoś odwdzięczyć, za to, co dostałam. Stwierdziłam, że jako ologofrenopedagog z wykształcenia, a zamiłowania i z zawodu fotografka, połączę to. Zdjęcia to jest taki mój sposób na oswajanie tej niepełnosprawności. Chciałam, choć to czy mi wyszło muszą inni ocenić, żeby te dzieciaki nie były takie stereotypowo niepełnosprawne, tylko żeby były sobą.
Rzeczywiście, zaskakuje, że w tych zdjęciach nie ma nic smutnego, a chyba do takich fotografii niepełnosprawnych jesteśmy przyzwyczajeni.
Prawda? Z reguły są czarno-białe, bardzo emocjonalne, dzieci mają wielkie, smutne oczy, a na dole jeszcze jest numer konta, na które można wpłacać pieniądze. Stwierdziłam, że chcę pokazać te dzieci z drugiej strony. One mają bardzo fajnych rodziców, którzy nie zawsze proszą o pieniądze, choć wiadomo, że takie wsparcie w terapii i rehabilitacji jest im potrzebne, a same dzieci są normalnymi, fajnymi dzieciakami, które się bawią, mają wiele pomysłów, normalny, wiele emocji. Myślałam, niech będą kolorowe, niech to światło będzie naturalne, a nie sztuczne lampy w studio, niech będzie przestrzeń, żeby one mogły się wyzwolić, pokazać, jakie są, żeby odbiorca, który ogląda te zdjęcia, stwierdził: Kurcze, jaka ta dziewczynka jest przebojowa, podoba mi się, jakie te dzieciaki mają słoneczne nastawienie...
Jak pani znalazła modeli, modelki do tego projektu? Trudno było namówić ich rodziców, bo rozumiem, że z dziećmi tego problemu nie było.
Rzeczywiście było trudno znaleźć te dzieciaki. Dlatego zaczęłam poszukiwać przez Facebooka. Znajomi przesyłali wiadomość swoim znajomym i tą drogą udało mi się dotrzeć do tych rodzin. Jak już zaczęłam robić sesje, udostępniać pierwsze zdjęcia, zaczęli się zgłaszać ludzie z całej Polski, chcieli, aby ich dzieci też wzięły udział w projekcie. Mówiłam. Wspaniale, ale niestety nie mogę... Zaszłam w ciąże, dlatego też w pewnym momencie musiałam zrezygnować z projektu.
Udało się pani jednak sporo zrobić?
Odbyło się sześć sesji. Na zdjęciach jest siedmioro dzieci.
Czy ich rodzice mieli jakieś opory, bali się co inni powiedzą na te zdjęcia?
Nie. Z reguły najpierw rozmawiał z nimi przez telefon, tłumaczyłam, o co mi chodzi i słyszałam: Dziękuję, tego mi brakowało. Kiedy mamy przyjechać. To było fajne. Dostałam od tych ludzi naprawdę gigantyczny kredyt zaufania. Ci rodzice okazali się fascynujący. Do tej pory utrzymujemy kontakt, oni mnie wspierają, to jest piękne. Mówią wszystkim o tym projekcie, pokazują zdjęcia. Mam też fajną relację, z niektórymi z tych dzieci.
Jak się z nimi pracowało?
Świetnie. Podczas tych sesji miałam koleżankę, która mnie wspierała. Zaczynaliśmy od etapu poznania się, później opowiadałam im o tym, co chcę robić, pokazywałam aparat - mogły go podtykać, posprawdzać, dopiero później rozpoczynałam sesję. Na początku bawiłam się razem z nimi, gdy zaczynałam fotografować, zastępowała mnie koleżanka, która dalej się z nimi bawiła. Ja mogłam się skupić już tylko na zdjęciach. To była nieoceniona pomoc, bo trudno byłoby robić zdjęcia, gdy dzieci się do mnie przytulały czy trzymały za rękę.
Te dzieciaki musiały być bardzo otwarte.
Dlatego wybrałam dzieci z zespołem Downa, bo one według mnie, z natury są bardzo otwarte. Jeszcze nigdy nie poznałam ani jednej osoby z zespołem Downa, która byłaby zamknięta.
Mówiła pani, że chce, aby te zdjęcia były prezentowane w wielu miejscach. Po Elblągu, gdzie będzie można je zobaczyć?
Chciałabym, żeby powędrowały dalej. W styczniu odbyła się wystawa w Warszawie, Tam odbył się pierwszy wernisaż. Później pojawiły się Żurominie. Teraz są w Elblągu. Nie wiem, gdzie pójdą dalej. To zależy od tego, kto będzie je chciał pokazać. Jestem otwarta na propozycje. Nie ukrywam, że chciałbym, żeby były wszędzie, w każdym mieście, żeby jak najwięcej osób je zobaczyło, żeby jak najwięcej osób powiedziało: Przecież to są zwyczajne zdjęcia, to po prostu normalne dzieci.
Jak ludzie reagują na te fotografie?
Wydaje mi się, że bardzo pozytywnie. Dostałam, co prawda jedną wiadomość, bardzo niefajną, od jakiegoś mężczyzny, który bardzo skrytykował fotografie, wyzywając mnie i dzieci. Skasowałam tę wiadomość. Mnie to zabolało, nie chciałam, aby zabolało również rodziców. Na szczęście przeważają pozytywne reakcje. Choć przyznam, że ta jednak szpila boli. Zastanawiam się, jakim prawem człowieku oceniasz niepełnosprawnych, te konkretne dzieci, skoro ich w ogóle nie znasz.
Zapewnia pani, że to nie ostatni taki projekt? Jakie ma pani plany na kolejne sesje?
To jest mój temat, więc nie rezygnuję z niego. Chciałabym teraz poruszyć niepełnosprawność u osób dorosłych. Stwierdziłam, że dzięki tym zdjęciom przełamałam pierwsze lody. Teraz chciałabym wejść w trudniejszy temat.
Stawia sobie pani wyzwanie?
Tak. Z dorosłymi, będzie trudniej. Te dzieci są po prostu wspaniałe. Tak jak wszystkie dzieci.
Teraz po prostu chce pani sobie utrudnić pracę?
Trochę tak, po to, żeby się rozwijać. Lubię wyzwania.
Wystawę "(Nie)zwyczajne zdjęcia" Kamili Bannach - Kądziałko można oglądać w Galerii Na Wyspie przy ul. Warszawskiej 51 (siedziba Młodzieżowego Domu Kultury).
dumna mama Kamili też była :) śliczne zdjęcia
W poniedziałek Info Elbląg wspierał "czarny marsz" ktory jest za aborcja eugeniczna tych wspanialych dzieci. Co za hipokryzja tego portalu internetowego. Pani Kamilo, piękne zdjęcia, ludzi o pięknych sercach. POZDRAWIAM..