Na deskach Małej Sceny Teatru Dramatycznego wczorajszego wieczoru odbyło się „przedstawienie” pt.: „Śmieci” Krzysztofa Bizio.
Troje elbląskich aktorów - Maria Makowska - Franceson (Brązowa), Krzysztof Bartoszewicz (Szary) i Wojciech Przyboś (Biały) - czytało tekst sztuki z podziałem na role, nie było też kostiumów, ani scenografii – tylko niezbędne rekwizyty. Spektakl miał charakter słuchowiska radiowego na żywo z udziałem publiczności.
Brązowa mieszka na szóstym piętrze wieżowca, całą swoją rentę przeznacza na koty, jej jedynym łącznikiem z światem zewnętrznym jest podstarzały menel - łowca śmietnikowych skarbów, Szary. Oboje udają przed sobą wzajem kogoś, kim nie są, okłamując siebie przy każdym spotkaniu. Brązowa podaje się za wspaniałą pianistkę, nauczycielkę gry na fortepianie, która dawniej, w czasach swej świetności, pracowała w filharmonii. Okazuje się jednak, że była tam tylko szatniarką i „babcią klozetową”. Szary pozuje na niezależnego człowieka, który świetnie „robi interesy”, tylko teraz chwilowo podwinęła mu się noga i musi szukać szczęścia w śmietnikach.
Bardzo często i niezwykle łatwo oboje wypadają z granej przez siebie roli – wielka pianistka „rzuca” bluzgami a „biznesmen” przyznaje się do życiowej niedoli. Tych dwoje łączy specyficzna relacja uczuciowa, potrzebują siebie nawzajem, choć nie chcą się do tego przyznać. Ich „duchowe śmietnisko” nie jest zatem takie beznadziejne, ponieważ starają się za wszelką cenę nie stracić resztek człowieczeństwa, które w nich pozostało. Obwarowują się więc pozorami i konwenansami, by do końca nie „zdziczeć”. Nieco inny charakter ma postać Białego, który już dawno zrezygnował z duszy i o niej zapomniał. Nastawiony jest na przetrwanie za wszelką cenę, wszędzie wietrzy zysk i zrobi wszystko, o co się go poprosi za symboliczne winko albo dwa.
Bizio pokazuje również naiwną wiarę społeczeństwa w Amerykański Sen, złote Eldorado, w którym wszyscy są szczęśliwi i żyją w dostatku, pomimo że już dawno Stany Zjednoczono zostały „zdemaskowane” jako kraina mlekiem i miodem płynąca. Współczesne problemy starych ludzi, którzy zagubili się w nowej rzeczywistości, autor dramatu pokazał bez ogródek. Interpretacja głosowa czytających aktorów, pozwoliła na wydobycie tych trzech ludzkich dramatów na „światło dzienne”. Poczucie krzywdy natrętnie powraca w intonowanych kwestiach. Nie jest to łatwa sztuka, a już na pewno przyjemna, ale warta uwagi przez wzgląd na swój realizm, niemal naturalizm, przekazu.