W cyklu „Kino konesera,”„Światowid” od dnia 5.11. poleca film pt. „Nie wracaj w te strony” niemieckiego reżysera Wima Wendersa. Cena biletu - 10 zł.
Historia opowiada o aktorze, Howardzie Spencerze, który przez całą karierę grywał role twardzieli w westernach. Prowadził hulaszcze i bezmyślne życie ograniczając je do pijatyk, narkotyków i przelotnych romansów. W trakcie kręcenia zdjęć do jednego z filmów, zniknął nagle z planu zdjęciowego i wyruszył w drogę. Bodźcem, który skłonił bohatera do podróży, była wiadomość, że ma syna. Howard postanowił odnaleźć dziecko, ale okazało się, że spotkał więcej swoich potomków. Powrócił również do domu rodzinnego, by odnowić więź emocjonalną z matką. Studio zatrudniające aktora do filmu, z którego zniknął, postanawia odnaleźć Howarda. W ślad za nim wyruszył wynajęty agent, bardzo zdeterminowany i komiczny Sutter.
Sam film jest nieco Jarmuschowy, ale nie wolno dać się zwieść, to stanowczo nie jest klimat „Broken flowers”. Dotyczy odnajdowania ojcostwa i podróży pełnej przemyśleń, ale epatuje ciepłem, daje nadzieję, że wszyscy główni bohaterowie przeżyją cudowną metamorfozę i zupełnie zmienią swoje życie. Istotne w filmie są zdjęcia, ponieważ Wenders od czasów „Paryż, Teksas” szczególnie czaruje widza obrazami amerykańskich bezdroży i miejscowości rodem z westernów. Reżyser powrócił do pokazywania samotnego bohatera, nieporadnie zmagającego się z życiem. Niestety momentami ten powrót Wendersa do klimatów znanych z „Paryż, Teksas” wprowadza pewną schematyczność i banał. Odczucia po obejrzeniu filmu „Nie wracaj w te strony” są mieszane. Widz może odnieść wrażenie, że czegoś zabrakło temu obrazowi. A czego zabrakło, tego można dowiedzieć się z „Broken flowers” Jima Jarmuscha.