Bambino. Ta nazwa zdecydowanie kojarzy się z czasami PRL-u i prywatek, podczas których przygrywał legendarny adapter. Innym może kojarzyć się ze specyficznym, śmietankowym smakiem lodów. Z całą pewnością są to pozytywne skojarzenia. Jednak książka pod tym samym tytułem, autorstwa Ingi Iwasiów nie jest afirmacją poprzedniego systemu. Nie ma także na celu – jak zapewnia autorka - pocieszania kogokolwiek. Spotkanie z autorką „Bambino” rozpoczęło czwartą edycję „Tygodnia z Rzeczpospolitą”. A już dziś, 26 lutego o godz. 19.00 w CKiWM Światowid w ramach cyklu odbędzie się projekcja filmu „Rysa” oraz spotkanie z reżyserem Michałem Rosą, które poprowadzi redaktor Barbara Hollender.
Złośliwi mówią, że krytykiem literackim zostaje się wtedy, gdy chce się pisać, ale nie wychodzi. Właśnie wtedy takiej osobie pozostaje krytykowanie innych. Nie sprawdziło się to w przypadku Ingi Iwasiów profesorki Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni, krytyczki literackiej, poetki i prozaiczki oraz redaktor naczelnej dwumiesięcznika literackiego „Pogranicza”. Jej najnowsza powieść pt. „Bambino” została nagrodzona „Zachwytem 2008”, przyznawanym przez dziennik Rzeczpospolita. Gdy książkę napisze krytyk literacki, zdarza się, że sięgamy po nią głównie po to, by sprawdzić jak pisze ktoś kto zawodowo zajmuje się ocenianiem twórczości innych. Lecz odłóżmy na bok złośliwości. Trochę o wczorajszym spotkaniu.
Spotkanie, które poprowadził redaktor Krzysztof Masłoń nie cieszyło się dużym zainteresowaniem, obecnych było nie więcej niż piętnaście osób Było więc kameralnie i przyjemnie, trochę tylko „gryzły” te puste krzesła, których liczba przeważała nad zajętymi. Pomijając ten fakt – bo nie o liczenie obecnych na spotkaniu przecież chodzi – nurtuje tylko pytanie. Dlaczego tak niewielu ludzi przyszło? Przecież są ludzie w Elblągu, którzy interesują się dobrą literaturą.
Wracając do „Bambino”. Można powiedzieć, że jest to opowieść, w której przeplatają się historie różnych ludzi. Są to smutne historie, powiązane z tytułowym barem. Są to historie po części prawdziwe, a także fikcyjne albo zaczerpnięte z opowieści rodziny, znajomych, studentów oraz powojennych pamiętników.
- Uważam, ze należę do ostatnich roczników, które może dotknąć tamtej historii – mówiła Iwasiów – Nie przez źródła i kamienie, lecz przez losy innych ludzi. Zauważam, że starzy ludzie mówią więcej i szczerzej niż to miało miejsce w przeszłości. Zresztą historie z czasów powojennych nie nadawały się do tego, żeby opowiadać je dzieciom.
Jak krytykuje siebie krytyk?
Pisarstwo w moim wykonaniu jest staroświeckie – przyznała wczoraj Inga Iwasiów– Mam wrażenie, że piszę pod wpływem intuicji czy natchnienia, a to obecnie są kategorie wstydliwe. Współcześni znawcy mówią, że pisarstwo jest rzemiosłem i, że autorzy pracują nad tekstem, posiadają wiedzę, konstruują świat literacki. I ja też to wszytko mówię, kiedy mówię o innych pisarzach. Natomiast, kiedy piszę to się czuję, tak jakby działo się to poza mną.
Jedna z czytelniczek „Bambino” zarzuciła autorce, że postaci opisywane w książce są dekadenckie. Inga Iwasiów zapewniła, że jest to celowy zabieg.
W literaturze ostatniej dekady nie ma powieści, która zapadłaby mi głęboko w pamięć – mówiła autorka- Jest dużo literatury, zwłaszcza tej kobiecej, która ma pocieszać. Mam wrażenie, że tej „pocieszającej” literatury jest za dużo. W związku z tym przestają pełnić swoją funkcję. Autorki powieści popularnych, mówią, że piszą takie powieści, żeby oderwać kobietę od ich smutnej rzeczywistości, żeby każda mogła się poczuć dobrze nad garnkiem z zupą. Ja tego nie rozumiem. To odwraca uwagę od tego, że w życiu jest też czasem smutno.
Rzeczywiście księgarnie przepełnione są książkami, łatwymi i przyjemnymi, które spełniają funkcję eskapistyczną, a za mało jest literatury ambitnej zmuszającej nas do refleksji.