Teatr im. Aleksandra Sewruka obchodzi 40-lecie istnienia. Dyrektor Teatru, Mirosław Siedler, postanowił jubileusz uczcić z rozmachem. Przed zespołem wyzwanie jakim niewątpliwie jest spektakl “Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale”. O tym, jak wiele pracy wymaga przygotowanie do sobotniej premiery opowiedział nam reżyser i choreograf tego spektaklu - Emil Wesołowski.
Tak dużego wyzwania dla reżysera dawno nie było w elbląskim teatrze.
Zmierzyć się z Wojciechem Bogusławskim (autor tekstu) i Janem Stefanim (autor muzyki) to zawsze wyzwanie. Jak wiadomo jest to pierwsza opera narodowa. W całej historii prawie 250 lat teatru to jest dzieło, które wracało i zawsze było aktualne. Jesteśmy takim narodem, w którym zawsze są Krakowiacy i Górale. I zawsze ich trzeba godzić. Czego dowodem jest dzisiejszy stan naszego kraju. Znów jesteśmy dwoma nacjami, które są w stanie głębokiego nieporozumienia.
Jak ocenia Pan pracę nad tym spektaklem?
To jest ogromne wyzwanie. Mamy tu wybitnych aktorów, którzy nieźle śpiewają. Gwarantują dobry poziom. W spektaklu jest mnóstwo scen zbiorowych. W związku z tym sam zespół tego Teatru nam nie wystarczył. Do tego mamy wiele scen, w których trzeba troszkę zatańczyć. Zrobiliśmy nabór. Szukaliśmy tancerzy, którzy chcieliby uczestniczyć w tym spektaklu. W rezultacie udało nam się zapewnić na scenie przekrój ludzi od 16 do 50 roku życia, czyli przekrój normalnego społeczeństwa.
Bez wahania przyjął Pan propozycję wyreżyserowania tego spektaklu?
Ogromnie ucieszyłem się z tej propozycji. W tym roku mija 50 lat mojej pracy w teatrze. W 1966 r. zacząłem pracować w Operze Poznańskiej. Jestem emerytowanym artystą. Przyjmując tę propozycję zrobiłem sobie prywatny jubileusz. Podniosło to moją wartość w moich własnych oczach.
Na 35-lecie Teatru im. Aleksandra Sewruka wystawiono “Skrzypka na dachu”, który był wielkim wyzwaniem. Teraz Teatr poszedł o krok dalej. 48 osób na scenie- jak udaje się Panu okiełznać tak dużą grupę?
Są to bardzo zdyscyplinowani artyści, więc nie mam problemu. Poza tym rodzajem “cugli”, które ich trzymają jest muzyka. Nie można sobie pozwolić na jakąkolwiek dowolność. Nie mamy takich efektownych scen jak taniec z butelkami w “Skrzypku na dachu”, ale myślę, że scena przyśpiewek góralskich powinna to zrekompensować. Zwłaszcza, że aktorzy, którzy śpiewają przyśpiewki góralskie przy okazji tańczą i to wcale nie proste rzeczy. Kolejną trudnością jest słowo, które zostawił nam Bogusławski w formie wiersza. Trzeba zachować rytm wiersza, jednocześnie zachowując sens i logikę. To jest trudne wyzwanie. Tu mnie bardzo wspiera pan Mirosław Siedler ze swoim wieloletnim doświadczeniem reżyserskim i aktorskim.
Tu nie ma miejsca na błędy.
Nie ma. Nic nie może się zaciąć. Każda, minimalna pomyłka rozsypuje układankę, którą zbudował Bogusławski.
Akompaniować aktorom będzie Orkiestra Państwowej Szkoły Muzycznej w Elblągu.
Kiedy dowiedziałem się, że będzie to uczniowska orkiestra trochę mi nogi zadrżały. Po pierwszej próbie okazało się, że ta młodzież jest świetnie przygotowana warsztatowo. Wie, jak używać instrumentów, wie jak dobrze wydobywać dźwięki. I są już zespołem, co jest bardzo ważne.
Obawiał się Pan, że będą najsłabszym ogniwem tego spektaklu?
Bałem się strasznie, bo jest to spektakl muzyczny. Poza akompaniamentem są momenty czysto muzyczne. Wszystko to musi zabrzmieć, jak w sali koncertowej.
Teraz już nie ma Pan tych obaw?
Widząc zapał tych młodych ludzi i pracę, jaką wkłada w to Wojciech Karpiński, jestem spokojny, że wszystko się uda. Sądzę, że będzie to jasny element tego spektaklu.
To nie pierwsze Pana spotkanie z elbląskim zespołem.
Tu realizowałem dwa lata temu z Januszem Wiśniewskim „Balladynę”. Mam same miłe wspomnienia. Są tu w zasadzie wszyscy, którzy wtedy brali udział w spektaklu. Ania Suchowiecka, która była Aliną, tu jest Dorotą – bardzo ważną postacią. Niedużą rolę ma Ola Szejn, ale za to bardzo wyrazistą. Można powiedzieć, że wróciłem do domu. Kiedy pracuje się miesiąc czy dwa z aktorami to człowiek nie tylko ich kocha, ale czuje się jakby był z nimi od zawsze. Muszę przyznać, że bardzo mnie wspierają. Świetnie realizują spektakl, dobrze się przy tym bawiąc.
Pracował Pan w wielu teatrach w Polsce. Jak oceniłby Pan poziom elbląskiego?
Teatr jest świetny. Ma świetną scenę i widownię. Bardzo dobry zespół aktorski. Dyrektora, który trwa na stanowisku kilkanaście lat. Zna tych aktorów i poza tym, że kieruje z nimi artystycznie, to także rodzinnie. Niezmienność dyrekcji jest ważna, bo ma on szansę na budowanie wizerunku teatru. Zespół jest różnorodny. Miałem okazję pracować z wybitnymi aktorami w Polsce. I z Krysią Jandą, i Jasiem Peszkiem, i całą plejadą aktorów. Każda praca z każdym aktorem jest nowym wydarzeniem. Na przykład spotkanie z Mikołajem Ostrowskim. Jest młodym, początkującym aktorem, który musi jeszcze bardzo dużo zrobić, ale który już bardzo dużo zrobił. Bardzo się rozwija. Piotr Boratyński w tym spektaklu pokaże się w fantastycznej roli, napisanej jakby dla niego. Świetnie ją wykonuje. Nie mogę złego słowa powiedzieć o zespole aktorskim. Mam tylko same dobre doświadczenia i dobrą, zwrotną energię, która pozwala mi wytrzymywać wszystko w spokoju. Oni pracują niezwykle ciężko. Mieliśmy próby, kiedy oni danego dnia mieli dwa spektakle. Choć byli wykończeni nie dawali tego po sobie poznać i na czterogodzinnej próbie dawali z siebie wszystko. Oni są godni podziwu.
A efekty ich ciężkiej pracy będzie można zobaczyć już niebawem. Dziękuję za rozmowę.
Z Emilem Wesołowskim rozmawiała
A ten budynek Światowida nadal PRL.