Przed elbląskimi widzami kolejna gorąca premiera w Teatrze im. Aleksandra Sewruka. „Skiz” Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Adama Marjańskiego. To utwór bardzo popularny i często grywany przez polskie teatry. Aktualny i ponadczasowy, gdyż porusza ważne dla współczesnych tematy; miłości, szalonych namiętności i wierności; dziś może nadal zachwycać lekkością stylu, świetnym poczuciem humoru i typową dla Zapolskiej psychologizacją postaci. Dziś rozmawiamy z Markiem Richterem, aktorem gościnnie występującym u Sewruka i wcielającym się w sztuce w postać Tola
„Sztuka może dobra, może zła, nie wiem! Salonowa zupełnie i nieprzyzwoita, ale psychologia!" - taką recenzję wystawiła sobie sama autorka "Skizu" Gabriela Zapolska zaraz po jej ukończeniu w roku 1908. A co w menu? Dwie małżeńskie pary – młoda: Wituś i Muszka, z dwuletnim zaledwie stażem, i starsza, zblazowana, ze stażem na oko dwudziestoletnim: Tolo i Lulu, która lekarstwa na nudę w związku poszukuje w tolerowanym obustronnie, trzymającym się wyznaczonych granic flircie – który jednak wywołując autentyczne uczucie – wymyka się im nieco spod kontroli.
Premiera „Skizu” już 14 lutego o godz. 19 na Małej Scenie. I jak na walentynki przystało będzie tu i o miłości, i głębokich i ukrytych emocjach i o wierności. Czy siła przyzwyczajenia wygra tu z wichrem namiętności, który ogarnie na scenie obydwie pary? Dziś rozmawiamy z Markiem Richterem, wcielającym się w sztuce w rolę Tola.
- W sztuce „Skiz” w reżyserii Adama Marjańskiego gra pan Tola; skupiając się na poczynaniach tego bohatera widzimy, że Tolo to trochę Casanova, kabotyn i flirciarz...
-... i arystokrata wyjątkowej delikatności, czasem histeryk bojący się nawet przeziębienia. Będzie więc po trochu taki, o jakim pani mówi. Tolo i Lulu, zaawansowane stażem, ale światowe małżeństwo, spędzają czas w majątku kuzynostwa Muszki i Witusia. Tolo, zafascynowany dziewczęco naiwną Muszką, pozwala sobie na flirt. Jego żonie, Lulu wydaje się, że panuje nad sytuacją. Te rachuby okażą się jednak mylne. Wprowadzą sporo zamieszania, humoru i uczuciowych perypetii, by na końcu wszystko wróciło do pierwotnego stanu.
- Sztuka Zapolskiej określana jest często jako komedia salonowa, ale w jej treść wpisana jest zdrada. O humorze więc trudno tu chyba mówić?
- Jednak zdrada nie jest tu pokazana wprost; ona istnieje w domyśle widza. Lulu i Tolo to para, która prowadzi wyrafinowana grę, to pewnego rodzaju niebezpieczne związki; dla Lulu i Tola gra między ludźmi jest treścią życia, doskonale znają jej reguły i są w stanie przewidzieć jej skutki. Jednak w sztuce znajdzie się moment, gdzie Lulu zda sobie sprawę, że ta gra wymyka się spod kontroli; ona być może mogłaby wybaczyć Tolo zdradę fizyczną, ale nie tę uczuciową.
- Zrobiło się bardzo poważnie. Mówimy o zdradzie, emocjach i silnych związkach międzyludzkich. A ja mam cały czas w pamięci datę premiery spektaklu - 14 luty, walentynki i święto – jednak szczęśliwych zakochanych. To data-klucz?
- Zapewne. Bo to zdecydowanie sytuacja miłosna: damsko-męska, która pokazuje różne oblicza miłości, relacje między sobą, które nie raz nie należą do prostych i przyjemnych, ale lekkość tej sztuki, wdzięk, urok i skrzyżowanie erotyczne tych par między sobą, spowoduje mnóstwo zabawnych sytuacji, więc i o radość na scenie nie będzie trudno.
- Mimo ponad 100 lat od ukazania się sztuki drukiem możemy tu mówić o wartościach ponadczasowych?
- Na pewno tak, bo to swoisty rodzaj gry, którą się uprawia od początków ludzkości, wiele relacji zostało tu przeniesionych, przede wszystkim damsko-męskich. Poza tym sztuka jest pisana pięknym językiem, z początku wieku, gdy dbałość o niego była wyjątkowo silna, co na pewno uatrakcyjni sam przekaz płynący ze sceny.
- Czyli na twarzach widzów na koniec raczej radość niż zaduma?
- Na pewno radość, ale mam nadzieję że zostanie i pewna refleksja. Tu trzeba się i uśmiechnąć i wzruszyć i wyjść z przeświadczeniem tego, że byliśmy na świetnym spotkaniu i być może wrócimy tu ponownie.
Z Markiem Richterem rozmawiała