Przemysław Zamojski to koszykarz, który m.in. został dziesięciokrotnym Mistrzem Polski, wywalczył brązowy medal na Mistrzostwach Świata i awans na Igrzyska Olimpijskie. We wrześniu 2021 r. w meczu o brązowy medal na Mistrzostwach Europy w koszykówce 3x3, w ostatniej sekundzie elblążanin wykonał rzut, który w mediach opisywany był jako „legendarny”.
Jako 19-latek otrzymał Pan stypendium sportowe w Independence Community College. Decyzja o wyjechaniu do Stanów Zjednoczonych wymagała odwagi i wiary we własne możliwości. Co Pana do tego przekonało?
Przede wszystkim możliwość rozwoju. Otrzymałem stypendium sportowe na Independence Community College, ale miałem też propozycję, aby zacząć profesjonalną karierę w Sopocie w Prokomie Trefl. Jednak perspektywa Stanów Zjednoczonych, gdzie narodziła się koszykówka ostatecznie mnie przekonała. Chciałem też nauczyć się lepiej angielskiego. Zdecydowałem, że na początek to będzie dla mnie najlepsza droga rozwoju. W głowie miałem ułożony plan, że rok w Stanach Zjednoczonych poświecę na wzmocnienie mojego ciała i przygotuje je do seniorskiej koszykówki.
Jak bardzo koszykówka w Polsce rożni się od tej w Stanach?
Bardzo. Przede wszystkich 16-letni, 18-letni zawodnicy są już fizycznie przygotowani. Wyglądają jak prawdziwi mężczyźni. Umiejętnościami spokojnie dorównywałem kolegom z zespołu, ale fizycznie odstawałem. Musiałem bardzo dużo czasu spędzić na siłowni i bardziej wzmocnić ciało, by w rywalizacji mieć szansę jak równy z równym.
Po dwóch latach wrócił Pan do Polski i rozpoczął karierę w drużynie Prokom Trefl Sopot. Bez problemu udało się Pan odnaleźć w polskich realiach?
Na początku nie było łatwo. Dołączyłem do drużyny, która była etatowym Mistrzem Polski. Kontraktowała zawsze najlepszych zawodników, a budżetem odstawała od reszty drużyn. Ciężką pracą, z sezonu na sezon, wywalczyłem sobie coraz większe zaufanie u trenera i widać było, że coraz bardziej na mnie stawia. Dzięki temu mogłem się jeszcze bardziej rozwijać, a w pewnym momencie mogłem zapukać do reprezentacji Polski. Na pewno w przystosowaniu się bardzo pomogli mi polscy zawodnicy. Filip Dylewicz zdradził mi wiele wskazówek, dzięki którym mogłem lepiej funkcjonować w seniorskiej koszykówce. Rola starszych zawodników w drużynie jest bardzo ważna, bo mogą odpowiednio poprowadzić młodszych zawodników.
Te dobre wskazówki i ciężka praca spowodowały, że w 2019 r., w Amsterdamie, wywalczył Pan brązowy medal na Mistrzostwach Świata. Czy to był jeden z Pana zawodowych celów?
Jeżeli jesteś sportowcem to zawsze chcesz osiągnąć najlepszy wyniki i walczyć o medale. Przez 8-9 lat reprezentowałem Polskę w reprezentacji 5x5 i nigdy nam się to nie udawało. Wygrywaliśmy kwalifikacje, ale nigdy nie doszliśmy dalej niż do pierwszej ósemki. To było frustrując, bo reprezentacja miała potencjał, a nie było wyniku sportowego, który wszyscy sobie życzyliśmy. W 2019 r. podjął decyzję, że nie będę już grał dla reprezentacji 5x5 tylko przeniosę się na koszykówkę uliczną 3x3.
I sprawy potoczyły się błyskawicznie...
Dokładnie tak. Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem Mistrzostw Świata dołączyłem do moich kolegów z reprezentacji. Udało nam się wtedy zdobyć ten historyczny brązowy medal. To było jak spełnienie marzeń.
Wtedy przekonał się Pan, że nie ma rzeczy niemożliwych, a Igrzyska Olimpijskie to tylko kwestia czasu?
Tak. Po tym jak byliśmy trzecią drużyną na świecie czemu by nie wywalczyć awansu na Igrzyska Olimpijskie? Spróbowaliśmy swoich sił. Pandemia wszystko przesunęła o rok (Igrzyska odbyły się na przełomie lipca i sierpnia 2021 r. - przyp. red.). Podczas turnieju kwalifikacyjnego, z meczu na mecz, się rozkręcaliśmy. Ostatecznie byliśmy najlepszą drużyną na turnieju i udało nam się zdobyć kwalifikacje do Igrzysk.
Kilka dni temu w meczu o brązowy medal na Mistrzostwach Europy w koszykówce 3x3 wykonał Pan rzut, który opisywany był jako legendarny.
To są słowa, które zostaną ze mną do końca życia. Całe życie trenowałem, wylewałem pot i krew na parkiet, żeby dojść do tego momentu. Podczas tego meczu byliśmy w beznadziejnej sytuacji, ale udało nam się doprowadzić do remisu. Później zawodnik z Rosji nie trafił z dystansu. Zabrałem piłkę, zobaczyłem, że jest nieco ponad cztery sekundy i wiedziałem, że będzie jeszcze chwila, żeby wykozłować piłkę i poszukać sobie pozycji do rzutu. Idealnie to wymierzyłem i udało się oddać rzut równocześnie z syreną kończącą wygrywając przy tym brązowy medal Mistrzostw Europy. Dla sportowca chyba nie ma lepszych emocji, które by mu towarzyszyły. Radość, ekscytacja. To był najważniejszy rzut w mojej karierze. Cieszę się, że był to historyczny rzut, który zapewnił nam medal na Mistrzostwach Europy, bo tego jeszcze nie było w dorobku naszej reprezentacji.
Śledząc Pana karierę nasuwa się myśl przewodnia – kto nie ryzykuje, ten nie ma. Warto ciężko pracować i wierzyć w siebie.
To najważniejsze cechy każdego sportowca – nigdy w siebie nie zwątpić i nigdy nie oglądać się za siebie. Należy podejmować odważne decyzje i iść tam, gdzie podpowiada serce. Każdego dnia należy ciężko pracować, bo gdy nadarzy się okazja musisz być na nią przygotowany. Oddałem tysiące takich rzutów, jak ten, który oddałem na Mistrzostwach Europy, co tylko utwierdziło mnie w tym, że trzeba wierzyć w swoje siły.
Jak pandemia koronawirusa zmieniła Pana życie?
Gdy wybuchła pandemia z turnieju w Rosji musieliśmy w pośpiechu wracać do kraju. N szczęście pandemia wpłynęła na rozgrywki nie aż w takim stopniu, że były one odwoływane. Odbywały się, ale bez udziału publiczności. Pandemia nauczyła mnie przede wszystkim pokory. Kiedy się zaczęła wyjechałem do domu nad jeziorem i zacząłem budować swoją siłownię. Wiedziałem, że będzie ciężko z dostępnością siłowni, a jednak spędzam na niej bardzo dużo czasu. Pandemia przesunęła wszystko o rok, ale myślę, że dzięki temu mogłem się jeszcze lepiej zgrać z moimi kolegami z reprezentacji i poświęcić ten rok na przeszlifowanie naszego całego systemu.
Na koniec nie mogę nie zapytać o Elbląg. Czy chętnie wraca Pan do rodzinnego miasta?
Oczywiście! Bardzo lubię Elbląg. Lubię wracać do Elbląga. Do 19 roku życia byłem cały czas w Elblągu. Praktycznie w ogóle się z niego nie ruszałem. Ostatnim razem w Elblągu byłem w niedzielę odwiedzić rodziców. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane, żeby zrobić w Elblągu projekt odnośnie koszykówki.
Trzymam za to kciuki i dziękuję za rozmowę.
Z Przemysławem Zamojskim rozmawiała
Przestań jarać!!! :D :)