W Elblągu jest ich kilku. Spotykają się z różnymi sytuacjami, próbują studzić emocję, namówić osobę, aby zeszła z mostu bądź dachu. Zdarzają się też wyjazdy na teren całego województwa. O swojej pracy opowiada jeden z elbląskich policyjnych negocjatorów.
Dlaczego podjął Pan decyzję o byciu negocjatorem policyjnym?
– Było to kilka lat temu, jeździłem wówczas w tzw. patrolówce. Dostaliśmy zgłoszenie o mężczyźnie, który zabarykadował się w garażu i chciał się podpalić, wysadzić. Miał w tym garażu butlę z gazem i jakieś paliwo. Pamiętam, że wtedy rozmawiałem pierwszy raz z kimś takim, kto chce coś sobie zrobić. Dowiedziałem się jeszcze w trakcie interwencji, że ten mężczyzna zostawił list pożegnalny i że myśli poważnie o tym, co sobie zamierzył. „Poprzeszkadzaliśmy” mu trochę i wtedy siłowo rozwiązaliśmy sytuację. Strażacy, którzy też byli na miejscu musieli wyważyć drzwi od tego garażu. Pamiętam, że rozmawiałem z tym mężczyzną przez drzwi garażu i chyba to właśnie zdecydowało. Uznałem, że jest to coś takiego, co chciałbym robić.
Jak długo trwały szkolenia?
– Było kilka takich szkoleń, w których uczestniczyłem. Jedno było w Szczytnie, trwało dwa tygodnie. Mieliśmy dość ciekawe szkolenie przed EURO, kiedy to symulowaliśmy uprowadzenie autobusu przez terrorystów. Chcąc urealnić taką sytuację, daliśmy się zamknąć w tym autobusie na dość długo, bo to było chyba około 12-14 godzin. Na koniec będąc w tym autobusie zobaczyliśmy, jak wygląda szturm na autobus z użyciem pirotechniki, wybiciem wszystkich szyb, z petardami, granatami hukowymi i z wyprowadzeniem nas z tego autobusu przez grupę realizacyjną BOA.
Na czym właściwie polega praca negocjatora policyjnego?
– Praca policyjnego negocjatora polega na łagodzeniu, wyciszaniu emocji. Na rozmowie, na rozwiązywaniu danego problemu, ale właściwie na rozwiązywaniu danej sytuacji. Czasami jest tak, że my problemów nie rozwiążemy, ale możemy wpłynąć na daną sytuację, która zaistniała a która jest np. niebezpieczna.
Dlaczego potencjalnym samobójcom zależy na publiczności?
– To nie jest tak, nie zależy im na publiczności. Samobójstwo, samobójców możemy podzielić na kilka kategorii, możemy mówić o czymś takim, jak manifestowanie próby samobójczej, wtedy mamy do czynienia z kimś, kto chce pokazać, jak to Pani nazwała publiczności. Jednak jest to bardziej takie zamanifestowanie do otoczenia, że coś się dzieje: „Zróbcie coś, pomóżcie mi”. Ta manifestacja czasami jest odbierana w taki sposób, że ktoś może chcieć zrobić coś na pokaz. Czasem to jest właśnie taki krzyk, wskazanie, że coś się dzieje.
Czy wówczas nie lepiej byłoby wezwać żonę, męża, kogoś bliskiego takiej osoby?
– Być może tak, różne są sytuacje i różne sytuacje są przez nas rozwiązywane. Czasami możemy, że tak to nazwę, dopuścić do takiej osoby kogoś bliskiego, koleżankę, matkę, siostrę, przyjaciółkę, bo w większości tych prób to są mężczyźni. Jednak to negocjator decyduje o tym, czy tak będzie czy nie. Może się zdarzyć taka sytuacja, kiedy ktoś powie „To teraz patrz, jak ja umieram” i może właśnie w tej manifestacji chodzić o to, żeby sprowadzić kogoś takiego bliskiego na miejsce i na jej oczach sobie coś zrobić. Dlatego też staramy się mieć to wyczucie, sytuację taką powinien rozwiązywać zespół negocjacyjny i to on decyduje kto się znajdzie w pobliżu takiej osoby.
Jak wygląda „walka” z potencjalnym samobójcą? Trzeba się z nim zaprzyjaźnić w pewnym sensie?
– To nie jest walka, to nie polega na tym, że my walczymy i my wygrywamy albo zaprzyjaźniamy się z kimś. To nie jest na takiej zasadzie. Naszą rolą jest przede wszystkim obniżenie emocji takiej osoby, sprawienie, żeby zaczęła trochę trzeźwiej myśleć. Te emocje są bardzo często podwyższone, rozbudzone, to logiczne myślenie jest zachwiane w pewien sposób i jeżeli uda nam się do takiej osoby dotrzeć, to możemy starać się ustabilizować jej stan. Później ona już może podjąć decyzję o tym co zrobi.
Czy emocje tych potencjalnych samobójców udzielają się negocjatorowi?
– Coś w tym jest. Ja mówię, że jak się wraca do domu po takim zadaniu, to na drugi dzień jeszcze są te emocje w człowieku. To takie pozytywne emocje, mówię każdy z nas jest człowiekiem i w mniejszym lub większym stopniu działa to na psychikę, ale to specyficzna sytuacja i te emocje gdzieś tam krążą. My też musimy nad tym panować, a przede wszystkim myśleć logicznie, w czasie rozmowy trzeba ważyć każde słowo. Każdy krok w kierunku takiej osoby, jest naprawdę ciężki i trudny, czuć wartość słów kierowanych do odbiorcy. Na jednym ze szkoleń, nasz instruktor, negocjator, który udzielał nam rad, mówił „ Co trzymasz w ręce? Powiedz mi co trzymasz w ręce? Trzymasz w ręce jego życie”. To jest ta wartość, która tak naprawdę ciąży.
Z jakimi ludźmi spotkał się Pan podczas negocjacji?
– To ludzie, którzy są na jakimś skraju, na jakimś zakręcie życiowym, który spowodował, że znaleźli się w takim, a nie innym miejscu. Czasem są to ludzie młodzi, czasem w wieku średnim, którzy mają najróżniejsze problemy, bo coś musiało zadecydować o tym, że ktoś wchodzi np. na most czy barykaduje się w mieszkaniu z nożem. Próba samobójcza jest konsekwencją tego co się działo wcześniej, bo jakiś problem narasta i narasta, człowiek sobie z nim nie radzi, a później przychodzi już takie skrajne rozwiązanie.
Najtrudniejszy, najcięższy przypadek z jakim się Pan spotkał to...
– Trudno powiedzieć, ja myślę, że każdy przypadek jest inny, szczególny i my za każdym razem zakładamy i myślimy, że może się coś złego stać, więc bardzo poważnie podchodzimy do takich sytuacji. Ostatnia sytuacja całkiem niedawna, wyjeżdżaliśmy pod Olsztyn, tam był mężczyzna który zabarykadował się w mieszkaniu, miał nóż, groził, że się zabije. Ta sytuacja trwała kilka godzin. Jechaliśmy na miejsce i prowadziliśmy z nim rozmowę przez telefon, udało się to zażegnać.
Czy są w Pana karierze negocjatora policyjnego takie sytuację, kiedy nie udało się uratować kogoś? Negocjacje nic nie dały?
– Nie podchodzimy do tego, że udało się kogoś uratować, bo to ta osoba podejmuje decyzję tak naprawdę, co dalej zrobi. Za każdym razem jak jechaliśmy na negocjacje, kończyły się one powodzeniem. To ta osoba decyduje co dalej zrobi, my możemy ją powiedzmy poprowadzić na jakiś tor, wpłynąć na sposób racjonalnego myślenia.
Jeżeli jednak taka osoba popełni samobójstwo, nie boi się Pan wyrzutów sumienia, że jednak mógł Pan zrobić coś więcej, aby ją od tego odwieść?
- Ja myślę, że zawsze jest ryzyko, że ktoś może skoczyć, że może coś zrobić, mimo że przyjedziemy na miejsce, zaczniemy rozmawiać. Może być tak, że gdzieś sytuacja wymknie się spod kontroli i się to zakończy tragicznie, ale my nie jesteśmy od tego, żeby próbować działać, żeby coś robić. Tak jak powiedziałem my działamy zawsze jako zespól negocjacyjny, jest to kilka osób, które prowadzi negocjacje z osobą i jesteśmy w stanie wymyślić sensowne rozwiązanie sytuacji, aby ona się dobrze skończyła.
Czy negocjator policyjny jest zmuszony czasem kłamać? Udawać kogoś kim nie jest?
– Nie, my nie kłamiemy. Nie kłamiemy dlatego, że jak mówi przysłowie „kłamstwo ma krótkie nogi” i to przeważnie się sprawdza. Poza tym z osobą, z którą rozmawiamy, rozmawiamy szczerze, normalnie, w taki sposób żeby nie kłamać. Nie kłamiemy, bo to kłamstwo może wyjść bardzo szybko. Wierzy mi Pani, że osoba, która jest pobudzona, na którą działają te emocje, albo np. która ma zaburzenia psychiczne, mogłaby to szybko zauważyć. Wbrew pozorom nasz rozmówca może bardzo szybko i łatwo wyczuć jeżeli ktoś próbuje kłamać. Jeżeli ktoś pyta kim jestem, to mówię, że jestem policjantem, negocjatorem, przyjechałem, aby porozmawiać. Nigdy nie kłamię
Dziękuję za rozmowę
Z negocjatorem policyjnym rozmawiała
"Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie." Friedrich Nietzsche
Gratuluję trafnego komentarza, a nie jak zazwyczaj coś w stylu "pierwszy:)"
Takie artykuły to ja lubię. Poruszony konkretny temat, treściwie ujęty. Oby takich wartościowych artykułów więcej! :)