Mimo, iż nie wygrali muzycznego show „Must be the Music” stali się muzycznym zjawiskiem i odkryciem polskiej sceny popowo-rockowej. Wydali debiutancki album, a ich singiel „To co nam było” nadal święci triumfy na szczytach list przebojów. Kim są RED LIPS? Przed wczorajszym (23 maja) koncertem bandu udało się nam porozmawiać z wokalistką zespołu, Joanną Czarnecką.
„Cześć, Ruda jestem” powitała mnie długonoga, ognistowłosa dziewczyna z umalowanymi na czerwono – a jakże – ustami. Niezwykle otwarta, z której emanuje pozytywna energia, trochę oszołomiona sukcesem, jaki zespół odniósł w ciągu ostatniego roku, ale pokazująca na każdym koncercie, że to co robi, sprawia jej niezwykłą przyjemność.
- Gracie ze sobą już pięć lat i jesteście półfinalistami programu muzycznego Must be the Music”. Mimo, iż nie wygraliście show szybko staliście się muzycznym zjawiskiem. Co dało Wam wzięcie udziału w show telewizyjnym?
- Zespół powstał w 2009 roku, od 2010 zaczęliśmy aktywnie pracować - pojawiły się nasze pierwsze, autorskie numery. Przeszliśmy długą drogą - pewnie jak większość zespołów w Polsce. Wydaliśmy kilka singli i szukaliśmy cały czas, metodą prób i błędów, odpowiedniej dla nas ścieżki. W 2011 roku wystąpiliśmy w programie "Must be the Music", który był dla nas bardzo ważny; był momentem utwierdzenie się w przekonaniu, że to, co robimy jest słuszne i dobre. Zostaliśmy docenieni zarówno przez jury jak i publiczność. To właśnie dzięki nim podążamy konsekwentnie tą drogą, by tworzyć muzykę, która może trafić i podobać się szerokiej publiczności.
- W zeszłym roku singiel „To co nam było” szturmem zdobył listy przebojów stając się muzycznym hitem 2013 roku. Czy spodziewaliście się tak szybko osiągniętej popularności i tego, że piosenka spodoba się takiej rzeszy osób?
- Czuliśmy podskórnie, że ten singiel ze swoją linią melodyczną, powerem, warstwą tekstową i świetną produkcją, to naprawdę dobra piosenka. I rzeczywiście, odniosła ona sukces, co nas bardzo ucieszyło. Oczywiście, marzyłam – podobnie jak reszta grupy – o tym, żeby klip się spodobał – ale mimo wszystko spadło na nas jak grom z jasnego nieba. To dowodzi jednego: determinacja i ciężka praca w końcu przynoszą efekty.
- Koncertujecie po całym kraju; przed Wami występ na TOP TRENDY, 31 maja, a potem występ na Festiwalu w Opolu, gdzie w koncercie „Superjedynek” „To co nam było” zostało nominowane jako „Przebój roku”. To chyba duże wyróżnienie, które może obrazować jaki sukces odnieśliście.
- Sama nominacja była dla nas ogromnym wyróżnieniem. Ciągle to przeżywam bo to dla nas wielkie szczęście i pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach dowiedzieliśmy się o nominacji; zaprzyjaźniony portal podesłał nam na facebooku link z jednym zdaniem „Ktoś tu chyba jest nominowany” (śmiech). Jesteśmy pretendentami do Superjedynki, wiesz jak to brzmi? Wow, przecież to jeden z ważniejszych plebiscytów muzycznych!
- Jesteś jedyną kobietą w zespole, w którym dominują mężczyźnie. Powiedz proszę, czy RED LIPS to praca grupowa, a może Ty – jako kobieta z temperamentem i wokalistka – dzierżysz tu berło?
- Z chłopakami dogaduję się bardzo dobrze, zresztą ja zawsze z facetami dogadywałam się lepiej, niż z kobietami (śmiech). Bardzo cenię sobie współprace z nimi, przede wszystkim dlatego, że są oni na maksa profesjonalni, są zawodowymi muzykami ze świetnym warsztatem. Dlatego to sama przyjemność współpracować z nimi. To prawda, że na scenie jestem jedna, ale w teamie mam jeszcze swoją bratnią duszę – menedżerkę Dorotę (Dorota Pasiewicz – red.) która mnie doskonale rozumie i zna moje wszystkie potrzeby, dzięki czemu świetnie się dogadujemy.
- Czy macie już pomył na nową płytę?
- Tak, aczkolwiek jego koncepcja jest bardzo plastyczna, gdyż cały czas intensywnie pracujemy; każdą wolną chwilę, podczas pobytu w Warszawie, w której na co dzień zamieszkujemy wykorzystujemy na to, by tworzyć nową muzę i szukać inspiracji. To nie jest łatwe, bo właśnie rozpoczęliśmy trasę koncertową po Polsce, w między czasie czekają nas występy na festiwalach, m.in. wspomnianych Top Trendach w Sopocie, czy w Opolu. Takie życie na walizkach powoduje, że ciężko jest niekiedy znaleźć czas, aby faktycznie otworzyć swój umysł i sięgnąć po pomyły, by stworzyć coś nowego. Ale wykorzystujemy każdy wolny moment i tworzymy nowe piosenki. Podczas koncertu w Elblągu premierowo wykonamy numer pt. „Szanta”, który na 99 proc. będzie naszym kolejnym singlem, który prawdopodobnie zostanie wydany jeszcze podczas tegorocznych wakacji.
- Trzech mężczyzn, jedna kobieta i „czerwone wargi”, które obok rudych włosów, są twoim znakiem rozpoznawczym. Powiedz, skąd pomysł na taką nazwę zespołu?
- Nazwa powstała dlatego, że wydaje mi się, iż w 100 proc. oddaje mój temperament, budzi pewien zestaw skojarzeń, który ma być bardzo wyrazisty. W połączeniu z brzmieniem gitar i perkusją ma spełniać główne założenie zespołu – jak najwięcej ognia na scenie!
„Cześć, Ruda jestem” powitała mnie długonoga, ognistowłosa dziewczyna z umalowanymi na czerwono – a jakże – ustami. Niezwykle otwarta, z której emanuje pozytywna energia, trochę oszołomiona sukcesem, jaki zespół odniósł w ciągu ostatniego roku, ale pokazująca na każdym koncercie, że to co robi, sprawia jej niezwykłą przyjemność.
- Gracie ze sobą już pięć lat i jesteście półfinalistami programu muzycznego Must be the Music”. Mimo, iż nie wygraliście show szybko staliście się muzycznym zjawiskiem. Co dało Wam wzięcie udziału w show telewizyjnym?
- Zespół powstał w 2009 roku, od 2010 zaczęliśmy aktywnie pracować - pojawiły się nasze pierwsze, autorskie numery. Przeszliśmy długą drogą - pewnie jak większość zespołów w Polsce. Wydaliśmy kilka singli i szukaliśmy cały czas, metodą prób i błędów, odpowiedniej dla nas ścieżki. W 2011 roku wystąpiliśmy w programie "Must be the Music", który był dla nas bardzo ważny; był momentem utwierdzenie się w przekonaniu, że to, co robimy jest słuszne i dobre. Zostaliśmy docenieni zarówno przez jury jak i publiczność. To właśnie dzięki nim podążamy konsekwentnie tą drogą, by tworzyć muzykę, która może trafić i podobać się szerokiej publiczności.
- W zeszłym roku singiel „To co nam było” szturmem zdobył listy przebojów stając się muzycznym hitem 2013 roku. Czy spodziewaliście się tak szybko osiągniętej popularności i tego, że piosenka spodoba się takiej rzeszy osób?
- Czuliśmy podskórnie, że ten singiel ze swoją linią melodyczną, powerem, warstwą tekstową i świetną produkcją, to naprawdę dobra piosenka. I rzeczywiście, odniosła ona sukces, co nas bardzo ucieszyło. Oczywiście, marzyłam – podobnie jak reszta grupy – o tym, żeby klip się spodobał – ale mimo wszystko spadło na nas jak grom z jasnego nieba. To dowodzi jednego: determinacja i ciężka praca w końcu przynoszą efekty.
- Koncertujecie po całym kraju; przed Wami występ na TOP TRENDY, 31 maja, a potem występ na Festiwalu w Opolu, gdzie w koncercie „Superjedynek” „To co nam było” zostało nominowane jako „Przebój roku”. To chyba duże wyróżnienie, które może obrazować jaki sukces odnieśliście.
- Sama nominacja była dla nas ogromnym wyróżnieniem. Ciągle to przeżywam bo to dla nas wielkie szczęście i pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach dowiedzieliśmy się o nominacji; zaprzyjaźniony portal podesłał nam na facebooku link z jednym zdaniem „Ktoś tu chyba jest nominowany” (śmiech). Jesteśmy pretendentami do Superjedynki, wiesz jak to brzmi? Wow, przecież to jeden z ważniejszych plebiscytów muzycznych!
- Jesteś jedyną kobietą w zespole, w którym dominują mężczyźnie. Powiedz proszę, czy RED LIPS to praca grupowa, a może Ty – jako kobieta z temperamentem i wokalistka – dzierżysz tu berło?
- Z chłopakami dogaduję się bardzo dobrze, zresztą ja zawsze z facetami dogadywałam się lepiej, niż z kobietami (śmiech). Bardzo cenię sobie współprace z nimi, przede wszystkim dlatego, że są oni na maksa profesjonalni, są zawodowymi muzykami ze świetnym warsztatem. Dlatego to sama przyjemność współpracować z nimi. To prawda, że na scenie jestem jedna, ale w teamie mam jeszcze swoją bratnią duszę – menedżerkę Dorotę (Dorota Pasiewicz – red.) która mnie doskonale rozumie i zna moje wszystkie potrzeby, dzięki czemu świetnie się dogadujemy.
- Czy macie już pomył na nową płytę?
- Tak, aczkolwiek jego koncepcja jest bardzo plastyczna, gdyż cały czas intensywnie pracujemy; każdą wolną chwilę, podczas pobytu w Warszawie, w której na co dzień zamieszkujemy wykorzystujemy na to, by tworzyć nową muzę i szukać inspiracji. To nie jest łatwe, bo właśnie rozpoczęliśmy trasę koncertową po Polsce, w między czasie czekają nas występy na festiwalach, m.in. wspomnianych Top Trendach w Sopocie, czy w Opolu. Takie życie na walizkach powoduje, że ciężko jest niekiedy znaleźć czas, aby faktycznie otworzyć swój umysł i sięgnąć po pomyły, by stworzyć coś nowego. Ale wykorzystujemy każdy wolny moment i tworzymy nowe piosenki. Podczas koncertu w Elblągu premierowo wykonamy numer pt. „Szanta”, który na 99 proc. będzie naszym kolejnym singlem, który prawdopodobnie zostanie wydany jeszcze podczas tegorocznych wakacji.
- Trzech mężczyzn, jedna kobieta i „czerwone wargi”, które obok rudych włosów, są twoim znakiem rozpoznawczym. Powiedz, skąd pomysł na taką nazwę zespołu?
- Nazwa powstała dlatego, że wydaje mi się, iż w 100 proc. oddaje mój temperament, budzi pewien zestaw skojarzeń, który ma być bardzo wyrazisty. W połączeniu z brzmieniem gitar i perkusją ma spełniać główne założenie zespołu – jak najwięcej ognia na scenie!
Z Joanną Czarnecką "Rudą" rozmawiała