Światowej sławy trębacz, uczeń Krzysztofa Komedy oraz gwiazda minionego już Jazzbląg Festiwalu. Specjalnie dla info.elblag.pl opowiada w wywiadzie o unifikacji jazzu, specyfice Nowego Yorku, potrzebie inwestycji w kulturę i festiwale muzyczne.
Panie Tomaszu, jakie są Pańskie wrażenia po koncercie?
Przepiękna sala, wspaniała publiczność, w związku z tym stworzyła się atmosfera zachęcająca do grania i naprawdę jestem pod wrażeniem waszego miasta, ale i też i kościoła, w którym się znajdujemy- w istocie jest świątynią sztuki.
Czy to miejsce jest wymagające dla muzyka pod względem akustyki?
Ten kościół jest wygodną przestrzenią do grania. Przy pustej sali były pogłosy, ale zniknęły po wejściu publiczności. Wole grać właśnie w takich salach niż w klubach. Muszę się przyznać, że nawet pamiętam to wnętrze, grałem tu kilka ładnych lat temu, bodajże w okolicach roku 2000.
Jeżdżąc po całym świecie zauważył Pan różnicie w sposobie grania jazzu? Czy możemy stwierdzić, że każdy kraj czy szerokość geograficzna ma wypracowaną intuicyjną interpretację tego gatunku muzycznego?
Świat jest coraz bardziej jednakowy i nie ma już takich podziałów jak kiedyś. Każdy dziś z pewnością zauważył, coraz więcej produktów zostaje poddanych unifikacji: począwszy od napojów do sposobu ubierania. Osobiście uważam to za piękne i pozytywne zjawisko, że „kula zaczyna się łączyć”, bo to sprawi, ze mankamenty ludzkości w postaci ksenofobii czy rasizmu, oddalą się. Trochę innym przypadkiem jest Nowy York, to trudne i wymagające miasto, gdzie jest bardzo duża konkurencja wśród muzyków, jest dużo indywidualności i by przetrwać, trzeba być „kimś”.
W takim razie czy można stwierdzić, że jazz zaciera bariery w muzyce?
Niekoniecznie, bo ta granica powali zaczyna przesuwać; muzyka klasyczna jest już gatunkiem niszowym; nie trudnym, bo sztuka nie zna takiego stwierdzenia, że „coś jest trudne”. Jeśli ktoś chce celebrować tego rodzaju muzykę, to poczuje atmosferę koncertu, kontakt między muzykami a publicznością. Jednak jeśli ktoś chce czerpać przyjemność z jakiegokolwiek gatunku, musi się z nim najpierw osłuchać. Jeśli wciągnie Cię jakość grania, będziesz więcej czerpać z tego, co dobre.
Leszek Sarnowki powiedział, że Jazzbląg jest dzisiejszego wieczoru najmłodszym Festiwalem na świecie. Czy ten Festiwal może stać się marką Elbląga?
Jak najbardziej. Zawsze warto inwestować w tego typu przedsięwzięcia. Sztuka jest najtańszą formą promocji i takie projekty się zwracają. Oczywiście wymaga to pewnego nakładu kosztów, ale publiczność zawsze wyczuje wysoki poziom Festiwalu, nawet jeśli przoduje muzyka niszowa czy bardziej wyrafinowana.
Astrid Jarosławska