W poniedziałek, 16 kwietnia, podczas 11. Elbląskiej Wiosny Teatralnej, elblążanie mieli okazję zobaczyć spektakl „O północy przybyłem do Widawy, czyli Opis Obyczajów III” w wykonaniu Teatru IMKA z Warszawy. Wystąpili w nim Iwona Bielska, Mikołaj Grabowski, Andrzej Konopka, Wojciech Błach, Oskar Hamerski, Olga Mysłowsk, Magdalena Boczarska, Tomasz Karolak i Urszula Popiel. Spektakl stworzony został na podstawie tekstów Ks. Jędrzeja Kitowicza, Henryka Rzewuskiego i cudzoziemców odwiedzających Polskę w czasach Stanisława Augusta. O tym, dlaczego Mikołaj Grabowski, zdecydował się na udział w tym spektaklu i co kojarzy mu się z Elblągiem opowiedział w wywiadzie udzielonym wyłącznie dla info.elblag.pl.
Za nami spektakl „Opis obyczajów „III”. Przedstawienie zawiera duży ładunek emocjonalny, skłania do refleksji. Widzowie mówią, że była to cenna i niezwykłą powtórka z historii. Czy dlatego wziął Pan udział w tym projekcie?
Ten „Opis obyczajów” jest trzecim opisem obyczajów. Pierwszy powstał w Teatrze STU, drugi w Teatrze Słowackiego, trzeci w Teatrze IMKA. Myślę, że to jeszcze nie koniec tych opisów. W literaturze staropolskiej, szczególnie u Kitowicza, jest bardzo dużo materiału o Polakach. Jest to materiał osiemnastowieczny, bardzo cenny dla nas. Jest on właściwie tekstem źródłowym. Kitowicz opisuje obyczaj po obyczaju. Mówi o sejmach, stanie dworskim, o stanie duchownym, o stanie żołnierskim, o palestrze itd. Opisuje detalicznie świat, w którym się obracał. Ten świat na styku świata sarmatów, którzy byli pod panowaniem Augusta III i pod panowaniem Augusta Poniatowskiego. W tym „Opisie obyczajów” i w „Historii Polskiej”, to jest drugi tytuł, jest bardzo dużo materiału drażliwego, krytycznego, ironicznego wobec Polaków. Nie wiem czy on to pisał ironicznie, czy my to tak czytamy, ale nawet jeśli pisał ironicznie, to niczego nie ukrywał. Najdziwniejsze jest to, że te czasy, do których krytycznie się odnosił, kochał nadzwyczajnie. Tu jest paradoks Polski. Dziwny świat, który trudno jest logicznie zrozumieć. Ale jest możliwe, że nas Polaków, logicznie zrozumieć się nie da.
Zastanawiające i smutne jest to, że największe emocje wśród publiczności wywołały przekleństwa, nagość, wódka. To było przedmiotem dyskusji widzów po zakończeniu spektaklu. Ich uwagi dotyczyły tych elementów, chyba jednak najmniej istotnych. Czy takie było Pana zamierzenie?
To jest prowokacja z mojej strony. Ta cielesność, biologiczność jest rzeczą w teatrze strasznie silnie przyjmowana. W tej chwili widzowie gorzej słuchają tekstu, a lepiej oglądają obrazki. Szczególnie, gdy coś jest blisko cielesności, zmysłowości. Ta sfera jest nam najbliższa, najprostsza, do tego nie trzeba myśleć. Wódka, goła pupa, nie jest tu oczywiście na serio. Tu, oprócz całej strony społecznej, udaję się w kierunku ironii, jeśli chodzi o nasze dzisiejsze media show.
Czym jest dla Pana udział w 11. Elbląskiej Wiośnie Teatralnej?
Nie wiem czym jest tak do końca. Jestem tutaj epizodem. Natomiast muszę powiedzieć, że tego rodzaju przedsięwzięcia, zapraszanie teatrów, w ogóle kultura teatralna, która w ostatnich czasach przeżywa kryzys, każdy przejaw obecności kultury teatru, jest czymś wspaniałym. Życzę, żeby te wiosny trwały i przez jesień, zimę, lato.
Na zakończenie chcę zapytać, jakie ma Pan pierwsze skojarzenie, gdy słyszy Pan „Elbląg”?
Mam różne skojarzenia w różnym okresie. W tej chwili Elbląg kojarzy mi się z Wieszczkiem, który gra u mnie Pana Tadeusza. Jest aktorem Starego Teatru w Krakowie i jednym z bohaterów „Szpilek na Giewoncie”. To Wasz ziomek, Krzysztof Wieszczek, który się cały czas chwali, że jest z Elbląga. A ja Elbląg mało znam. Byłem tu z kilkoma spektaklami. Wszystkie „Opisy obyczajów” tu były. Jak już się wjedzie do Elbląga, przez te krainy, widzi się inną Polskę, niż Małopolskę. Zbudowany przez inną mentalność, innych ludzi. Tu bardziej zaznacza się jakby rygor, porządek. Nie wiem jak tu jest naprawdę, ale tak to widzę patrząc pierwszym spojrzeniem na miasto. A publiczność, której się muszę pokłonić, jest żywiołowa. Wspaniale odczytuje to, co jest w tekście delikatnie naznaczone i ironicznie potraktowane, jak i przysłowiową gołą dupę, która tu jest też ironiczna.
"Zastanawiające i smutne jest to, że największe emocje wśród publiczności wywołały przekleństwa, nagość, wódka."- wypraszam sobie, drogi autorze.Nie wiem w jakim sektorze Autorka siedziała, ale ani we mnie ani w moich znajomych nie wywołało to największych emocji.Naprawdę, droga Autorko, Elblążanie nie są zbiorem przygłupów.
hehe cała sala żywo reagowała właśnie na tych momentach. Oklasków jakoś nie było przy okazji innych rzeczy. Elblążanie może i nie są zbiorem przygłupów, ale jednak, tak jak zdecydowana większość ludzi w tych czasach, reagują jak się im pomacha paluszkiem przed nosem. Taka prawda i nie ma się co oburzać. Też byłam na tym spektaklu i to, że się cieszyłam jak polewali wódkę nie uważam za przejaw głupoty. Ale z drugiej strony koło mnie siedziała młodzież, która mam wrażenie tylko to wyniosła z tego spektaklu. Co chwilę tylko sprawdzali w komórce, która godzina albo komentowali sobie jak aktorzy są ubrani lub w czym dobrze a w czym źle zagrali. I to jest dopiero smutne!