Był współzałożycielem trójmiejskiego stowarzyszenia rozwijającego utalentowaną aktorsko młodzież. Jedną z jego podopiecznych była Julia Kamińska. Obecnie elblążanin współpracuje z młodymi z całego świata, jest też prodziekanem Wydziału Nauk Społecznych UG. Należy do elitarnej Ashoki - amerykańskiego stowarzyszenia innowatorów społecznych.
Antek Rokicki: - Kiedy opuścił Pan Elbląg i jaka była przyczyna tej decyzji?
Adam Jagiełło-Rusiłowski: - Jak większość elbląskich maturzystów w latach osiemdziesiątych wyjechałem, by studiować na uniwersytecie. Wtedy w Elblągu była jedynie filia Politechniki Gdańskiej nastawiona na kształcenie inżynierów. Ja chciałem studiować anglistykę…
- Jak miasto zapisało się w Pana pamięci? Czy są to jakieś szczególne miejsca lub też wyjątkowi ludzie? A może nauka w I Liceum Ogólnokształcącym?
- Oczywiście I LO to ważne miejsce i wspaniali pedagodzy. Profesor Barbara Fitas nauczyła mnie angielskiego, którego używam częściej niż własnego w toku swojej kariery zawodowej. Najwięcej zawdzięczam profesor Gryszce – mojej polonistce, która nauczyła mnie zadawać dobre pytania. Do tej pory to moja najmocniejsza strona (uśmiech)! Najserdeczniej wspominam jednak elbląski MDK i Ninę Dziwniel, moją guru od teatru i dramy, charyzmatyczną instruktorkę i mentora elbląskiej ówczesnej nastoletniej śmietanki intelektualno-artystycznej. Zresztą z niektórymi absolwentami Ninki spotykam się teraz na gorących kolegiach rektorsko-dziekańskich, bo, tak jak ja, chcą zmieniać uniwersytet od środka (uśmiech). Rozrywkowo udzielałem się w elbląskim pałacyku – małej przytulnej „tantz-budzie” znajdującej się za rogiem I LO (uśmiech)! Tam się wyszalałem, dzięki czemu na studiach z nauką mogło już być „dojrzalej”!
- Czy w Elblągu mieszka Pana rodzina? Jak często udaje się ją Panu odwiedzić? Jakie zmiany zauważa Pan w naszym mieście?
- W Elblągu mieszka mama, jej siostra, kuzynostwo i moi siostrzeńcy. Obawiam się, że częściej to oni mnie odwiedzają w Trójmieście… A na Wydziale Nauk Społecznych UG, gdzie właśnie prodziekanuję, można spotkać przynajmniej raz w miesiącu znajomych z I LO i innych sympatycznych elblążan spragnionych dokształcania i samorozwoju.
- Jak długo działało Stowarzyszenie Teatralno-Edukacyjne „Wybrzeżak”, którego to był Pan współzałożycielem? Jaki był cel tej grupy, kim byli jej członkowie? Czy obecnie ktoś z nich jest jakoś związany z teatrem?
- „Wybrzeżak” to kawał mojego życia: 1995-2008, w pewnym sensie moje dziecko. Ja byłem mózgiem edukacyjnym i menedżerskim, guru artystycznym była Marzena Nieczuja-Urbańska, aktorka „Wybrzeża” i pieśniarka FADO. Mówiąc najkrócej, chodziło nam o zestawienie młodzieży zdolnej z tą naznaczoną wykluczeniem, biedą, przemocą i innymi patologiami. Płaszczyzną ich spotkań i wzajemnego uczenia się było robienie teatru, który inspirował do wolności, kreatywności, zmieniania świata i „takie tam” (uśmiech). Pomysł trafił w dziesiątkę i zapełnił ogromną lukę na rynku organizacji dla młodzieży. Przez program przewinęło się ponad 6 000 nastolatków, a spektakle obejrzało ponad 300 tysięcy widzów. Pod względem profilaktyki alkoholowej nie mieliśmy konkurencji. Podobnie było z Szekspirem – „Romeo i Julia” zagraliśmy blisko 250 razy, więcej niż jakikolwiek trójmiejski teatr zawodowy. Tam debiutowała właśnie, nasza najsłynniejsza obecnie, Julka Kamińska, późniejsza Ula-brzydula (główna bohaterka serialu „Brzydula”, emitowanego w stacji TVN – przyp.red.), zwyciężczyni „Tańca z gwiazdami”. Zresztą Filip Bobek, z którym dzieliła się Telekamerą, to też Wybrzeżak. Mikołaj Krawczyk, gwiazda polsatowkich telenowel, jako dziecko wspaniałych aktorów „Wybrzeża” zagrał po raz pierwszy w super produkcji „Piotruś Pan”, gdzie asystowałem brytyjskiemu reżyserowi, który nie miał cierpliwości do amatorów. Kręciła się u nas też Marta Żmuda-Trzebiatowska. Moje ulubione dzieciaki - Wybrzeżaki to jednak komedianci: Abelard Giza, Ewa Błachnio, Wojtek Tremiszewski i Szymek Jachimek znani przede wszystkim z Kabaretu LIMO. Wschodzącą gwiazda polskiego stand-upu jest Kacper Ruciński, nieco młodszy Wybrzeżak. Z teatrem i sztuką związanych jest więcej osób np. Kuba Roszkowski jest szefem literackim Teatru Wybrzeże, Natalia Cyrzan kuratorem najważniejszych trójmiejskich wydarzeń awangardy artystycznej itd. Wielu Wybrzeżaków rozjechało się po świecie. Przykładowo, Fryderyk Ovcaric jest producentem filmowym gdzieś między Paryżem, Dubajem a Hollywood. Piotruś Ślężak robi karierę mima w europejskich kurortach, a w wolnych chwilach dzieli się swoją historią byłego narkomana podczas wspaniałych warsztatów profilaktyki w Krakowie. Krzysiu Dziwny (Gojtowski) po sukcesach w Gardzienicach, prowadzi warsztaty w Bergen. Większość absolwentów programu to liderzy wspaniałych organizacji pozarządowych, edukacyjnych, biznesowych a pilot F16! „Wybrzeżak” był dla nich szkołą inicjatywy, wiary w swoją kreatywność i społecznego sieciowania. Jestem z ich wszystkich tak dumny, że opowiadań starczyłoby jeszcze na 10 takich wywiadów (uśmiech).
- Wiem, że teatr zafascynował Pana już w czasach licealnych, kiedy to brał Pan udział w warsztatach teatralnych...
- Gdy byłem elbląskim licealistą, to teatr i scena dawały mi pretekst do skupiania na sobie uwagi. Jak większość nastoletnich chłopców chciałem zaistnieć, a skoro z powodu problemów ze zdrowiem nie miałem szans w sporcie, to padło na sztukę wychodzenia poza swoje „ja”, poza tu i teraz. Szybko zrozumiałem, że wchodząc w różne role, nauczę się więcej i moje życie stanie się wielką przygodą. Już na studiach pragnąłem podzielić się tym odkryciem z innymi, najpierw z uzdolnionymi studentami anglistyki w ramach założonego przeze mnie Maybe Theatre Company, gdzie oprócz „gwiazdowania” w musicalach organizowałem warsztaty improwizacji teatralnej, a później z defaworyzowaną młodzieżą w „Wybrzeżaku”.
- Pracuje Pan z młodzieżą w Europie, ale też z USA czy Palestyny. Proszę powiedzieć coś o tej współpracy. Jakie projekty międzynarodowe były dla Pana najważniejsze i dlaczego? Czy są one związane z członkostwem w Ashoce?
- Członkowstwo i prestiżowe stypendia w Ashoce, czyli amerykańskim stowarzyszeniu innowatorów społecznych zyskałem właśnie dzięki swoim sukcesom w „Wybrzeżaku”. Moja organizacja była bowiem wzorowym przedsiębiorstwem społecznym. Fundusze, które pozyskiwałem na pracę z młodzieżą, przynosiły podwójny zysk. Ten ekonomiczny, dający zatrudnienie setkom ludzi w stowarzyszeniu, ale także społeczny: ograniczenie cierpienia i strat powodowanych nałogami, przemocą i poczuciem bezsilności ludzi dopiero co wchodzących w życie. Model Wybrzeżaka wdrażałem w wielu miejscach, głównie podobnych do siebie gettach: od blokowisk po komunie w Rosji i krajach bałtyckich, przez dzielnice romskie na Bałkanach, klimaty kolorowego Bronx’u w Nowym Jorku po obozy uchodźców w Strefie Gazy. Praca z Palestyńczykami zawsze była największym wyzwaniem ze względu na ich specyficzne położenie. Młodzież, zwłaszcza ta z Gazy, to desperaci: albo potencjalni terroryści albo roszczeniowcy, ofiary losu, którzy oczekują od świata, że załatwi wszystkie problemy za nich. Prawie nikt z nich nie wierzy już w moc indywidualnego czy zespołowego działania. Z badań, które tam przeprowadziłem, powiało optymizmem. Teatr dla młodzieży jest doświadczeniem sprawstwa, pomaga w motywacji do nauki, a później przedsiębiorczości rozumianej jako tworzenie nowej wartości dzięki własnej inicjatywie ekonomicznej lub społecznej. Do pracy z Palestyńczykami przygotowywałem się przez długie lata i właśnie te stypendia na Uniwersytecie Columbia czy INSEAD. Obecnie pracuję z czołowymi uczelniami europejskimi od Politechniki w Turku (fińska kolebka Nokii) po Oxford nad pedagogiką innowacyjności, czyli wspieraniem takich kompetencji społecznych u młodych ludzi, które odwrócą złe proporcje w globalnym społeczeństwie 99% roszczeniowych konsumentów i tylko 1% innowatorów. Jeśli mój udział w tych projektach przysporzy za kilkadziesiąt lat choć o procent więcej tych, co chcą zmieniać świat na wykorzystujący pełniej swoje zasoby, to Elbląg powinien mi postawić pomnik (śmiech).
***
"Ciekawi elblążanie" to cykl artykułów na Info.elblag.pl
Co tydzień w niedzielę prezentujemy ciekawe osoby, które były lub są związane z naszym miastem.
Na Boga - prawie 40 lat jestem w Elblągu, znane mi jest środowisko TD od dyr. Maja, Tyma, kier. literackiego Franczaka, po obcnego dyr., ale o tym człeku pierwszy raz słyszę. Skromność jest cechą nieznaną dla tego absolwenta I LO... a jeżeli chodzi o budowanie pomników, to rektorowi UG - prof. J. Włodarskiemu powinni w takiej sytuacji już ze dwa postawić...
No widzisz chlopie, w Elblągu urodziło się wielu ciekawych ludzi, którzy robią coś ważnego
Niewiedza nie czyni z Pani (Pana) osoby kogoś uprawnionego do wydawania osądu o na prawdę znanym w Świecie specjaliście. jeśli Pan(i) nie wie co to był ,,Wybrzeżak'' i jaką działalność prowadził to gratuluję ignorancji, a ,, ściągnij człeku cugle'' proszę z pełna odpowiedzialnością zastosować do siebie. To, że nie słyszało się o kimś w Elblągu, może znaczyć wyłącznie o tym, że jest się nie do informowanym i należy sięgnąć choćby do internetu. Pan Rusiłowski to wszechstronny specjalista do pracy przez teatr z dziećmi, młodzieżą. proszę poszukać o nim informacji.
Każde LO elbląskie może się poszczycić wieloma równie ciekawymi absolwentami. Pan Rokicki jednak permanentnie uprawia lokowanie I LO.
Jeżeli Pani Fitas uczyła Pana agola,a Pani Gryszka polaka - to wielki szacun,że doszedł Pan do czegoś w życiu i to na niwie humanistycznej.
Pani Fitas to za fajna nie była niestety.