Kiedyś chciał zostać dziennikarzem. Swoje niespełnione marzenie częściowo jednak realizuje. Był bowiem członkiem działu prasowego Parlamentu Europejskiego, w którym pracuje od siedmiu lat. Obecnie zajmuje się gośćmi odwiedzającymi tę placówkę. Prowadzi różnego rodzaju spotkania, podczas których zdradza, jak wygląda praca w Parlamencie. W grudniu z okazji polskiej prezydencji w Radzie UE odwiedził swoją byłą szkołę III LO. Nam elblążanin opowiedział o swoich wspomnieniach związanych z rodzinnymi stronami.
Antek Rokicki: - Jak wyglądała Pana droga do pracy w Parlamencie Europejskim?
Leszek Gaś: - Na początku kwietnia minie siedem lat, od kiedy zamieszkałem w Brukseli. Jeszcze w 2003 roku, przed akcesją, unijna komórka do spraw rekrutacji zorganizowała konkurs, którego laureaci mieli stworzyć (strategicznie mówiąc) pierwszy kontyngent polskich pracowników w Radzie, Komisji i w Parlamencie Europejskim. Przed nami do Brukseli przybyła tylko garstka specjalistów oddelegowanych z ministerstw i agencji rządowych.
Zawsze chciałem być dziennikarzem, jeszcze w liceum pisałem trochę do elbląskiego wydania Dziennika Bałtyckiego, później, studiując filologię polską w Toruniu - wówczas była tam tylko jedna wyższa uczelnia - udzielałem się w studenckim Radiu Sfera.
Mój złoty wiek w mieście Kopernika zakończył się brutalnie w 2002 roku, w Polsce padł wtedy historyczny rekord bezrobocia po transformacji, a sam wylądowałem w szkole, z pensją i posadą początkującego nauczyciela. Zarabiałem 740 złotych miesięcznie, jednak bezcenne okazały się doświadczenia, jakie w ciągu zaledwie roku zdobyłem w szacownym gmachu przy ulicy Grottgera. Pierwsza praca rozbudziła we mnie intensywne zainteresowanie działalnością poza granicami kraju.
Konkurs zdałem, wcześniej zdążyłem jeszcze rok przed desantem z Polski zaliczyć epizod wyspiarski, w Londynie witałem nasz kraj w Unii Europejskiej i prosto z Anglii (z małym przystankiem w Warszawie) przeniosłem się do Brukseli. Pierwsza praca: dział prasowy Parlamentu Europejskiego, kontakty z dziennikarzami. Wylądowałem nadspodziewanie blisko licealnych planów, tyle, że po drugiej stronie. Później przez ponad dwa lata pisałem artykuły na stronę internetową Parlamentu. Powstało ponad tysiąc tekstów. Teraz, od ponad roku dbam o to, by goście z Polski mogli odwiedzić Parlament i dowiedzieć się jak najwięcej o codziennej pracy posłów.
- Jak wygląda dzień Pana pracy? Co jest w niej szczególnie wyjątkowe?
- Rano wsiadam na rower i jadę do biura. Pracę zaczynam przed dziewiątą. Później wszystko zależy od tego, ile wykładów, spotkań z grupami, znajdzie się w moim kalendarzu. Większość czasu spędzam nie za biurkiem, w pozycji siedzącej, tylko w jednej z dwunastu sal wykładowych, gdzie przez godzinę, dwie chodzę, opowiadam, wymachuję rękami, odpowiadam na dziesiątki trudnych pytań: dotyczących budżetu, pensji posłów; ślimaka, który jest rybą; o marchewce, która została owocem.
W ubiegłym roku miałem ponad 150 takich spotkań. Rozmawiałem z ponad trzynastoma tysiącami ludzi z całej Polski. Każda grupa jest inna. Studenci, licealiści, emeryci, policjanci - każdego interesują inne fakty z życia Parlamentu. Inaczej rozmawia się z sympatykami UE, inaczej z tak zwanymi eurosceptykami. Mieszkańcy Gdańska, Warszawy, czy Wrocławia mają inne oczekiwania niż mieszkańcy Gołdapi, Siedlec, czy Sanoka. Traktuję więc wszystkich indywidualnie.
Staram się jak najwięcej czytać, śledzę media - ludzie pytają o to, co wyczytają w gazetach. Parlament pracuje praktycznie bez przerwy, sytuacja jest dynamiczna: w grudniu dołączyło osiemnastu deputowanych. Niedawno trzech polskich posłów zmieniło barwy klubowe, a od wtorku, 17 stycznia, mamy nowego Przewodniczącego. Cały czas ręka na pulsie. W połowie dnia mamy przerwę obiadową, choć czasem musi wystarczyć kanapka nad klawiaturą.
Na szczęście większość formalności, rozliczeń, całej papierkowej roboty dzielnie pokonuje pani Joanna, asystentka w polskim sektorze wizyt. Czasem tylko muszę interweniować, wyjaśniać, czasami, niestety, grzecznie odmawiać. Są dni, że nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich chętnych.
- Jak wyglądają tzw. sesje plenarne w Strasburgu?
- Traktat mówi, iż siedzibą Parlamentu Europejskiego jest Strasburg. Chociaż większość czasu posłowie pracują w Brukseli, to obowiązkowo, dwanaście razy w roku, zbierają się na posiedzenie w stolicy Alzacji. Przez cztery dni ,czasem od rana do północy, trwają parlamentarne debaty i głosowania. W porównaniu z Sejmem wszystko dzieje się szybciej, bardziej intensywnie. Głosowanie plenarne zamyka rozdział pracy nad unijnym prawem.
W tym czasie składają oficjalne wizyty w Parlamencie osobistości z całego świata: koronowane głowy, prezydenci, premierzy, nobliści. Wśród stałych gości na posiedzeniu plenarnym znajdziemy przewodniczącego Komisji Europejskiej, Rady oraz przedstawicieli unijnej prezydencji, którzy regularnie zdają posłom sprawę ze swoich działań.
- Który z zawodowych sukcesów jest dla Pana najważniejszy?
- Najbardziej cenię to, że moja praca wciąż dostarcza satysfakcję. Pozwala też realizować moją pasję, jaką jest latanie. Robię w Belgii licencję pilota i może kiedyś się przekwalifikuję (uśmiech).
- Jak wspomina Pan Elbląg?
- Urodziłem się w Elblągu, moja Mama jest rodowitą elblążanką. W Elblągu chodziłem do liceum, jednak nigdy tak naprawdę w Elblągu nie mieszkałem na stałe. Z dzieciństwa wspominam wakacje w domu Dziadków przy ulicy Bema, wycieczki do Bażantarni starym tramwajem z drewnianymi siedzeniami i najlepsze w PRL serki waniliowe, które Babcia kupowała nam w "samie" przy pętli na Saperów. Dziadek, Mieczysław Ambroży, był inżynierem w Zamechu. Kiedy miałem pięć lat, zabrał mnie do hali, gdzie pełną parą pracowały gigantyczne maszyny. Teraz stoją tam boksy z ciuchami i kebabem.
Świetnie wspominam czasy III Liceum. Nasz rocznik był trzecim w historii szkoły. Mieliśmy zgraną klasę humanistów, ludzi, z którymi można było podyskutować o Witkacym, Gombrowiczu. Ostatnio, przy okazji polskiej prezydencji, odwiedziłem swoją szkołę z takim małym wykładem o Parlamencie. Wcześniej zorganizowaliśmy wspólnie z panem dyrektorem Janem Zaborowskim wyjazd uczniów do Brukseli.
- Jak często odwiedza Pan nasze strony? Czy mieszka tutaj Pana rodzina, przyjaciele?
- W Elblągu mieszkają moi Rodzice, odwiedzam ich kilka razy do roku. Czasem też wtedy uda mi się spotkać z ludźmi z klasy. Generalnie towarzystwo mocno porozjeżdżało się po świecie, taki rocznik. Mam też kilkoro przyjaciół ze studiów, z Torunia, którzy pochodzą z Elbląga i podobnie na święta zjeżdżają do rodziny. Mamy wtedy okazję skontrolować życie nocne na starym mieście albo wyskoczyć na zimowy spacer do Bażantarni.
***
"Ciekawi elblążanie" to cykl artykułów na Info.elblag.pl
Co tydzień w niedzielę prezentujemy ciekawe osoby, które były lub są związane z naszym miastem.
a ja nie mam na czysz
Pozdrowienia Lechu!! Łukasz
Wszyscy ciekawi Elblążanie odwiedzają Elbląg 2-3 razy w roku lub wcale.
Cenić należy ludzi a zwłaszcza młodych którzy tu - w Polsce - w tak skrajnie trudnych warunkach zostali i zrobili kariery. Tam - na tym Zachodzie nawet ociężały umysłowo Jankes dochodzi do jakiegoś grosza. A ten młody człowiek - jest przykładem totalnego zbiurokratyzowania struktur PE - tam są dziesiątki, a może tysiące - takich jak on - mało potrzebnych albo niepotrzebnych urzędników - przejadających pieniądze EU podatników - zwłaszcza tych z Niemiec i Francji. Praca tego młodego człowieka - to takie błędne koło w którym stoją osoby i czekają jak jakiś leiter przywiezie i wysypie im taczkę piachu i na komendę - jeden drugiemu ten piasek podaje łopatą - w kółko - i tak przez całą szychtę! Szkoda, że ten młody człowiek nie powiedział coś więcej na temat samej BRUKSELI, gdzie połowę miasta stanowią już jakieś getta, slumsowate dzielnice przybyszy z Afryki, Indii, Turcji i wszelkich innych kierunków świata. Stamtąd rdzenni mieszkańcy Brukseli uciekają, gdyż oddech islamu czuli już mocno na karkach, a ci EU-entuzjaści i biurokraci jeszcze nie. Ciekawe jak długo?
przyjedz to marzecina paralityku , czekam na ciebie
Co ty tu nam bedziesz pieprzył trzy po trzy o gombrowiczu? Jak statek tonie to gryzonie zawsze uciekają najpierw. Pomyśl o tych słowach niezdaro.