O tym dlaczego codzienność kręci, jak literatura ją odzwierciedla i czy robi to lepiej niż media oraz o języku codziennym w literaturze z Sylwią Chutnik, autorką „Kieszonkowego atlasu dla kobiet”, „Dzidzi”, Prezeską Fundacji MaMa, laureatką Paszportów Polityki oraz gościem konferencji „Codzienność kręci – kultura codzienności, codzienność kultury” rozmawiała Karolina Śluz, dziennikarka info.elblag.pl.
Po tym, co i jak Pani pisze widać, że codzienność Panią kręci. Dlaczego?
Codzienność jest najbardziej interesująca, najłatwiejsza, a zrazem najtrudniejsza. Najłatwiejsza, bo możemy z niej czerpać. Wystarczy, że przejdziemy się autobusem czy wyjdziemy na bazar, podsłuchamy ludzi, nie tylko tego, co mówią, ale w jaki sposób i praktycznie mamy tekst. Z drugiej strony jest najtrudniejsza, bo nie wystarczy przywołać tę codzienność w literaturze i kulturze, ale trzeba zadać pytanie: dlaczego to się robi? W przeciwnym razie każdy mógłby napisać to, co słyszy. Najważniejsze jest, żeby codzienność mówiła coś o nas samych.
Po co nam wiedza o codzienności? W szkole na lekcjach prawie w ogóle się nie uczy, jak wyglądała codzienność minionych wieków.
Rzeczywiście, historia codzienności jest traktowana jako historia alternatywna, wspomina się o niej pięć minut przed dzwonkiem. Głęboko wierzę w to, że codzienność, tak naprawdę, tę historię buduje. O wiele ciekawsze jest to, co działo się w kuchni niż to, co działo się na polu bitwy. Z tego względu, że to tamte zdarzenia - niedocenianie i niewidoczne - tworzyły historię dzień po dniu i sprawiały, że stawała się ona bardziej ludzka, a mniej martyrologiczno – bojowa. Ten drugi prąd historyczny właściwie wcale mnie nie interesuje.
Słyszy się narzekania na dziennikarzy, na media, że nie odzwierciedlają rzeczywistości, że ukazują ją w krzywym zwierciadle. Sądzi Pani, że polska literatura współczesna lepiej wywiązuje się z tego zadania?
To trudne pytanie, bo zależy o jakich mediach myślimy. W polskich tabloidach codzienność jest codziennością grozy. W tabloidach, tanich magazynach dla Pań często znajdują się historie z „życia wzięte”, pisane prostym językiem, nawet ocierającym się o kolokwializmy, o slangowe wyrażenia. Moglibyśmy pomyśleć, że jest to pewnego rodzaju opisywanie rzeczywistości. Pytanie, jaka to jest codzienność?
Literatura też nie zawsze robi laurki. Ja sama przetwarzam codzienność, trochę ją przekrzywiam nawet do karykaturalnych sformułowań, efektów czy obrazów, po to, aby uwypuklić te rzeczy, które wydają mi się szczególnie ciekawe albo straszne.
Ważne jest nie tylko to, co my robimy z codziennością, ale też w jaki sposób odbijamy ją do siebie. Nie o to chodzi, żeby ją na klęczkach odwzorowywać, bo to nie miałoby sensu.
Wydaje się, że spośród współczesnych młodych polskich pisarzy to Michał Witkowski, Dorota Masłowska i Pani, piszecie najbardziej „codziennym” językiem. Uważa Pani, że ten język jest językiem polskiej rzeczywistości?
Mam nadzieję, że nie (śmiech). Paradoksalnie, dla mnie język nie jest najistotniejszy. Używam takiego, a nie innego języka, bo trochę tak mówię, trochę się językiem bawię, trochę go wyśmiewam, a z drugiej strony doceniam tę niesamowitą składnię, którą ludzie są w stanie naprędce stworzyć, gdy chcą coś szybko powiedzieć w codziennej, nieoficjalnej sytuacji.
Język jest po to, żeby wplatać w niego tę najbardziej poważną historię i próbować ją zderzyć z życiem codziennym. Każdy z nas potrzebuje języka codzienności i posługujemy się nim do własnych celów. Michał Witkowski zazwyczaj w swoich książkach charakteryzuje bardzo konkretne, charakterystyczne środowiska. Tu język tworzy tożsamość tych grup. Myślę, że mistrzem codziennych wyrażeń jest Sławomir Shuty. Totalnie wyśmiewa się ze wszystkiego, najbardziej jedzie po bandzie. Doskonale wychwytuje rzeczy, które ludzie robią z językiem, na które my – pisarze, byśmy nie wpadli.
Czasem zastanawiam się, jak język codzienności traktować. Jeżeli miałby być oddany jak jeden do jednego, to co chwilę padałoby słowo „kurwa”. Niektórzy w swoich tekstach stosują wulgaryzmy i to jest okej. Lecz w nadmiarze byłoby to nieznośne. Z drugiej strony wykorzystujemy język po to, żeby pokazać jak bardzo jesteśmy koślawi, koślawo mówimy i odczuwamy.
Ostatnio na swoim blogu napisała Pani, że zdarza się jej spotykać postaci wymyślone przez siebie. To jest dowód na to, że Pani teksty są blisko codzienności?
Tak, niestety. Gdybym tworzyła bardzo odjechane opowieści, które byłyby tylko troszkę zakorzenione w tym, co jest naprawdę, to nie miałabym takich sytuacji, że przeżywam coś, jestem świadkiem jakiejś sceny i myślę sobie: „Boże, albo to się nadaje do książki, albo już ktoś to napisał”. Kiedy zaczyna się być bardziej wrażliwym na to, co nas otacza w przychodni, sklepie, w tramwaju to - tak jak już powiedziałam – ma się gotowy materiał, a z drugiej strony jest to straszne i śmieszne. To jest sytuacja podobna do tej, gdy wielu moich znajomych chodziło pod krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Początkowo, żeby się trochę pośmiać, a potem się okazywało, że to wszystko tak wieje grozą, że właściwie nie wiadomo, co z tym można zrobić dalej. Coraz częściej mam poczucie, że ta codzienność wymyka się spod kontroli.
Zapytam teraz Panią mniej jako pisarkę, a bardziej jako mamę i prezeskę fundacji MaMa. Jakie aspekty codzienności polskich mam należałoby zmienić natychmiast?
Tu mogłabym mówić bardzo długo. Począwszy od systemu, który byłby dobry do monitorowania rzeczywistej sytuacji materialnej w polskich rodzinach, szybkiego reagowania - nie tylko, gdy dzieje się coś patologicznego, ale gdy zaczyna się dziać coś złego w rodzinie, po kwestię samotnych matek, które nie są w stanie wyegzekwować należnych im alimentów, brak miejsc w żłobkach i przedszkolach po problemy na rynku pracy. Kobieta jest na cenzurowanym, bo albo jest młoda i w każdej chwili może urodzić dziecko, albo jest za stara na pracę. I właściwie nigdy nie ma czasu na to, żeby być docenianą pracownicą.
W związku z tym, że rozmawiamy o codzienności, zapytam: jak wygląda codzienność Sylwii Chutnik?
Nie odbiegam od moich koleżanek, które mają dziecko, pracę i chcą się realizować życiowo. Moja codzienność jest naszkicowana kreską. Jest to jeden wielki szamot i balansowanie na cienkiej linii. Nie ma tutaj komfortu, relaksu, skupienia pisarskiego. Wręcz przeciwnie.
Sylwia Chutnik będzie gościem konferencji „Codzienność kręci - kultura codzienności, codzienność kultury”, która odbędzie się w Bibliotece Elbląskiej w dniach od 28 do 30 września. Lista uczestników konferencji jest już zamknięta. Wszystkie osoby, które wypełniły formularz zgłoszeniowy na konferencję, a nie otrzymały potwierdzenia rejestracji, prosimy o kontakt mailowy: b.branicka@bibliotekaelblaska.pl lub telefoniczny: 55-611-31-54.