Zbliżają się Mistrzostwa Świata Formacji Standardowych, (Przypomnijmy: Elbląg, 23 października). O początkach tańca formacyjnego w Elblągu, o treningach i przygotowaniach do Mistrzostw, opowiada trener Formacji Standardowej LOTOS-Jantar, Antoni Czyżyk.
Kiedy po raz pierwszy pomyślał Pan o stworzeniu formacji standardowej?
To było po ośmiu, dziesięciu latach mojej pracy jako trener tańca towarzyskiego w Elbląskim Klubie Tańca „Jantar”, w połowie lat 90. Miałem świetnych tancerzy, efekty pracy były wysokie, a nasz klub stawał się znaczącym klubem w Polsce. To był fenomen, byłem „człowiekiem znikąd”, miałem, owszem, wieloletnie doświadczenie w tańcu ludowym, natomiast towarzyskiego uczyłem się razem z młodzieżą. Żeby jej nie stracić, wymyśliliśmy z przyjacielem, Jerzym Miotk (ówczesny wiceprezes Polskiego Towarzystwa Tanecznego), że stworzymy zespół formacyjny.
Jakie były te początki?
To była pierwsza formacja w Polsce tańcząca standard. Owszem, wielkie sukcesy odnosiła grupa Mirage Olsztyn, ale w łacinie. My ambitnie postawiliśmy sobie za cel, że zdobędziemy Mistrzostwo Polski. Okazało się jednak, że nic nie wiedzieliśmy o budowaniu formacji. Poprosiliśmy więc o pomoc trenerkę z Mołdawii, Swietłanę Gozun. Zdobyła ze swym zespołem medale Mistrzostw Świata i Europy. Wydawało nam się wtedy, że tanecznie i kondycyjnie tak świetnie sobie radzimy, że pod jej okiem wystarczą trzy, cztery dni treningów. Rzeczywistość niestety okazała się bardziej brutalna. Treningi po osiem, dziesięć godzin, sposób prowadzenia zajęć ostry, bardzo stanowczy – do czego moi tancerze nie byli przyzwyczajeni, poobcierane stopy, nerwy, łzy tancerek – wychodziłem z sali, bo nie mogłem na to patrzeć. Na dodatek spadło na mnie wiele rzeczy logistycznych – stroje, muzyka, wyjazdy na turnieje… Momentami to wszystko przytłaczało.
W 1995 roku po raz pierwszy wystąpiliście na Mistrzostwach Polski…
Tak, to była ciężka praca, żeby zdążyć się przygotować. Mistrzostwa odbywały się w Elblągu, organizowaliśmy je jeszcze jako Wojewódzki Ośrodek Kultury. Nasza formacja była jedyną tańczącą standard, więc wiedzieliśmy, że zdobędziemy pierwsze miejsce. Nie wiedzieliśmy jednak, czy sędziowie uznają, że już reprezentujemy na tyle wysoki poziom, by przyznać nam tytuł Mistrza Polski. Pamiętam, że ogłoszeniu wyników towarzyszyły olbrzymie nerwy, a gdy jednak otrzymaliśmy ten tytuł – wielka radość, bo oznaczało to, że reprezentujemy Polskę na Mistrzostwach Europy i Świata. Dziś wiem, że decyzja sędziów to był taki kredyt zaufania, tytuł może trochę na wyrost na tamten moment – ale z perspektywy czasu wiem, że nie zawiedliśmy.
Pierwszy zagraniczny wyjazd?
To był Stuttgart. Trenowaliśmy do nocy. Na dodatek to były czasy obowiązkowych wiz. Wiele osób po raz pierwszy wyjeżdżało na Zachód, więc emocje były wielkie. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Autokar, którym jechaliśmy, w Słubicach musiał mieć wymienioną chłodnicę. Po 100 km pękł jakiś wąż, więc znowu przymusowy postój. W końcu dotarliśmy. Zakwaterowano nas w czterogwiazdkowym hotelu – luksusy, których w Polsce nie znaliśmy. Próba parkietu była rankiem. Wchodzimy na halę, a moi tancerze totalnie zdezorientowani – była bowiem olbrzymia, na 7000 widzów. Podczas prób tracili orientację.
Jak formacja wypadła podczas tamtych Mistrzostw?
To był sukces i mieliśmy jego świadomość. Zaledwie dwa miesiące intensywnych treningów i weszliśmy do półfinału zajmując ex equo z inną drużyną IX – X miejsce. Bardzo się cieszyliśmy. Szybko jednak rzeczywistość wylała nam kubeł zimnej wody na Mistrzostwach Świata. Nie weszliśmy do półfinału. Po prostu „nie przycisnęliśmy” treningów.
To zmotywowało wszystkich do cięższej pracy?
Tak, na pewno… Ale i po tych mistrzostwach ja jako trener byłem mądrzejszy. Wiedziałem już, że bez wsparcia najlepszych, nie damy rady, a ambicje mieliśmy duże. Wtedy dominowały niemieckie formacje. Pomyślałem, że dobrze byłoby nawiązać kontakt z trenerem, ale nie pierwszej czy drugiej formacji, bo trudno byłoby od nich oczekiwać pełnego zaangażowania w naszą, ale z trenerem trzeciej czy czwartej drużyny. Tak poznałem Ariane Schiessler, z którą od 1997 roku nieprzerwanie współpracuję. Efekty przyszły szybko. Tego roku weszliśmy do półfinałów zarówno Mistrzostw Europy, jak i Świata. Pamiętam, że w niemieckich gazetach pojawiły się recenzje, że nasza formacja to bardzo młodzi ludzie, ale… następny w ich karierze będzie finał…
I tak się stało…
Tak. Okupione to było bardzo ciężkimi treningami. Zorganizowaliśmy specjalne zgrupowania w Niemczech, pomogli nam sponsorzy i w 1998 roku byliśmy w finale Mistrzostw Europy i po raz pierwszy z Mistrzostw Świata przywieźliśmy brąz.
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu formacji?
Hmmm… myślę, że zbudowanie wysokiego poziomu dziewięciu, dziesięciu par, które postawią sobie ten sam cel. Siła formacji tkwi również w rezerwie. Zdarzają się nieprzewidziane sytuacje i muszę mieć dobre pary rezerwowe, które bez problemu wejdą do podstawowego składu, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Czy dobry tancerz formacyjny to też dobry tancerz indywidualny?
Niekoniecznie. Niestety w Polsce nie mamy ligi tanecznej i formacja w naszym kraju prezentuje się raz, podczas Mistrzostw Polski. Dla przykładu - w Niemczech funkcjonuje ponad tysiąc formacji, które rywalizują miedzy sobą w lidze. W związku z tym, że u nas nie ma takiej możliwości, stawiam, jako trener, na rozwój indywidualny moich tancerzy. Dzięki temu przynajmniej sześć par naszej formacji to ścisła czołówka najlepszych par w Polsce. Pozostałe nasze pary jeszcze muszą indywidualnie sporo popracować.
Jak przygotowuje ich Pan do Mistrzostw Świata?
Do tej pory byłem trenerem tańca, trenerem-psychologiem, logistykiem…. Teraz staram się korzystać z pomocy fachowców, choćby psychologów. Wprowadzamy więc zajęcia relaksacyjne, wykłady o walce ze stresem, o mentalnych sposobach motywacji. Uważam też, że bardzo ważne są spotkania integracyjne. Organizujemy więc wspólne wypady choćby na pizzę. Oczywiście do każdego tancerza muszę podchodzić indywidualnie, muszę go znać. Do jednego uwagi kieruję spokojnie, innemu trzeba słów pocieszenia, a inny zareaguje na stanowcze słowa.
Tancerze tak po prostu lubią się? Czy pojawiają się w formacji jakieś konflikty?
Lubią. Nie ma konfliktów, jest rywalizacja o dominację. W takich sytuacjach już moją rolą jako trenera jest, by tonować nastroje. Nieszczęściem Elbląga jest to, że nie mamy zbyt wielu uczelni. Po maturze tancerze rozjeżdżają się. Wtedy pojawia się kłopot z dojazdami na treningi. Gdy mają rozterki, powtarzam im – nie zawsze taniec musi być najważniejszy. Ważne jest wykształcenie.
Co Pan czuje, gdy już tańczą na prestiżowych zawodach? Gdy nie można przerwać występu?
Czuję się jak dyrygent wychodzący przed orkiestrę. Moje emocje przekładają się na tancerzy. To wielka dla mnie odpowiedzialność. Kontynuując to porównanie – moje spojrzenia są dla nich jak batuta. Szukają wsparcia, pomocy, gdy mają chwile zwątpienia. Należy pamiętać, że takie zawody, jak Mistrzostwa Świata to dla nich wielka presja. A tegoroczne tym bardziej, bo odbywają się w Elblągu. Tańczyć więc będą przed swoimi bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi. To trudne. Dlatego tuż przed prezentacją nie dopuszczamy do garderoby nikogo z zewnątrz. Wtedy jesteśmy tylko my – zespół. Nie ma czasu na długie pogadanki. Są krótkie komunikaty, proste zdania. Zamykamy się w swoim gronie, w kręgu, by pozytywna energia została w nas.
Formacja Standardowa LOTOS-Jantar ma szansę na Mistrzostwo Świata?
Zrobimy wszystko, by tak się stało. Jesteśmy dobrze przygotowani. Wprowadziliśmy niezwykle nowoczesne rozwiązania choreograficzne, tancerze potrafią bardzo szybko wykonywać skomplikowane figury. Mam nadzieję, że sędziowie to docenią.
element kampanii wyborczej ?
CZYZYK-REKA REKE MYJE CO?
Gdzie ta przebudowa budynku Światowida ,kiedy zaczniecie organizować imprezy dla zwykłego mieszkańca Elbląga.Bo to co się dzieje w tym budynku to tylko wydawanie pieniędzy na czyjeś wzięte z sufitu pomysły.DLACZEGO NIC SIĘ NIE ROBI BY MŁODZI LUDZIE CHCIELI DO TEGO BUDYNKU WALIĆ DRZWIAMI I OKNAMI.Pamiętam że kiedyś tętniło życie w tym miejscu obecnie więcej urzędników jak zmuszanych do odbioru tej pseudo kultury.Dlaczego kamera internetowa ustawiona jest na takie miejsce że nie pokazuje piękna naszego miasta.I na koniec macie dofinansowanie wojewódzkie a wydajecie na pierdoły i szmiry.I kiedy wreszcie pojawi się herb Elbląga w instytucjach w tym budynku.Jest wrona mazurska a przecież te instytucje są w Elblągu,na stronie internetowej też wstydzicie się herbu Elbląga.To tacy jesteście Elblążanie.
wybory, wybory i jeszcze raz wybory............ tragedia