W niektórych elbląskich gimnazjach istnieje problem segregowania dzieci na lepsze i gorsze. Tworzy się w nich klasy elitarne pod względem intelektualnym i wychowawczym oraz klasy kumulujące dzieci z problemami dydaktycznymi i wychowawczymi.
Tak twierdzi elbląski radny Centroprawicy i były dyrektor jednej z elbląskich szkół Marek Pruszak. Jego zdaniem dla dzieci z klas elitarnych rozszerza się program nauczania, wprowadza dodatkowy język obcy i całą gamę zajęć dodatkowych, a dla uczniów z klas trudnych pozostają jedynie zajęcia wyrównawcze. Uważa on, że skutki tego podziału są wyraźnie widoczne podczas egzaminów gimnazjalnych, gdzie wyniki w klasach elitarnych są zawsze wysokie, a w klasach "głupich" bardzo słabe.
Czy tak jest w istocie? Postanowili to sprawdzić radni z komisji oświaty. Odbyło się spotkanie z dyrektorami gimnazjów. Omawiano sprawy tworzenia klas, kryteria podziałów, zasady przyjęć, możliwości wyboru dodatkowych zajęć itp. Zdaniem Marka Guldy, przewodniczącego komisji "temat nie został zamknięty i to zjawisko z pewnością będzie sprawdzane. Jeśli znajdziemy takie sytuacje, gdzie będzie można mówić o tego typu podziale, z pewnością będziemy reagować".
Z kolei na zlecenie ministerstwa oświaty przeprowadzane są kontrole na terenie całego kraju sprawdzające czy istnieje problem segregacji. Także pracownicy elbląskiego kuratorium badają tę sprawę. Kontrole właśnie się kończą, czekamy więc z niecierpliwością na jej wyniki.
A tymczasem zapytaliśmy nauczyciela elbląskiego gimnazjum, pedagoga z kilkunastoletnim stażem, co sądzi o całym problemie.
Czy w Pańskiej szkole istnieje segregacja?
Nie. Ale, istnieją klasy, w których osiąga się w większości dobre i bardzo dobre wyniki oraz klasy z ocenami przeciętnymi lub poniżej przeciętnej wojewódzkiej.
Z czego Pańskim zdaniem to wynika?
Klasy gdzie uzyskuje się bardzo średnie wyniki to z reguły klasy utworzone z uczniów z rejonu, które nierzadko są "przenoszone" w pełnym swoim składzie osobowym z konkretnej szkoły podstawowej. Natomiast klasy gdzie osiąga się wyniki ponadprzeciętne, to klasy utworzone na prośbę rodziców, którzy poza rejonizacją szukają dla swych dzieci "dobrej" szkoły. Oczywiście w takich klasach jest bardzo dobra atmosfera do nauki, zresztą jakże mogłoby być inaczej, skoro dzieci te pochodzą z domów, gdzie nauka jest inwestycją, o którą zabiega się. W klasach "standardowych", natomiast zdarza się więcej uczniów, którzy nie chcą się uczyć, a ich rodzice nie radzą sobie dobrze w obecnej rzeczywistości. W jednych i drugich klasach trafiają się uczniowie odbiegający od poziomu.
A co z zajęciami dodatkowymi, czy są tylko dla wybrańców?
W szkole gdzie pracuję "godziny do dyspozycji dyrektora", są przeznaczane na koła zainteresowań lub na dodatkowe godziny z określonych przedmiotów, w klasach gdzie są słabe wyniki. Natomiast dodatkowe przedmioty, np. drugi język obcy, były zapisywane w siatce godzin klasy, w momencie, kiedy rodzice uczniów zechcieli zapłacić za te godziny dodatkowo. Na takie godziny stać było z reguły klasy tworzone z uczniów spoza rejonu. Ale, mówię tu o godzinach właściwie prywatnych, ujętych w siatce godzin, a nie o godzinach, którymi dysponuje dyrektor, bo z nich korzystają i jedne, i drugie klasy.
Czy istnieje taka możliwość, że dyrekcja "segreguje" uczniów, a nauczyciele o tym nie wiedzą, czy też nie chcą wiedzieć?
Myślę, że istnieje taka możliwość. I może na pierwszy rzut oka właśnie tak to wygląda. Przynajmniej z punktu widzenia demagoga i tych, których porywa jego mowa. Jednak narastająca od kilku lat sprawa "segregacji" w szkołach jest wynikiem przełożenia się procesów rynkowych na oświatę i rodzinę. Po prostu w interesie szkoły, dyrektora, nauczycieli i rodziców jest, by poziom nauczania był wysoki. To daje gwarancję na dobre wyedukowanie uczniów. Dlatego dyrektorzy ulegają prośbom rodziców i tworzą dodatkowe klasy. Dlatego rodzice, gdy dowiadują się, że ich dzieci trafiły do klasy słabej, której uczniowie chodzili razem do szkoły podstawowej, zabierają swoje pociechy do innej szkoły. Dlatego nauczyciele chcą uczyć w klasach lepszych, bo z pracy w takich klasach ma się satysfakcję.
KApitalizm schodzi pod strzechy, ale różnym politykierom to nie na rękę. Jednak to nieuchronne.
Kto nie wierzy w "segregację klasową" może porównać sobie plan zajęć klas pierwszych elbląskiego Gimnazjum nr 8 - plan jest ogólnie dostępny i wisi na korytarzu. Klasa w której uczą się dzieci spoza rejonu ma: 2 języki obce wpisane w plan zajęć, zajęcia z WF w siedzibie szkoły, rozsądny rozkład lekcji, niektórych renomowanych pedagogów uczących także w I LO. Dla porównania klasa mieszana (dzieci spoza rejonu + dzieci o najlepszych wynikach z rejonu) ma: drugi język obcy (płatny) w tzw."okienku" i po 3-godzinnej przerwie rozpoczyna zajęcia po godz.12, zajęcia WF w Szkole Podstawowej nr 8 (za kanałem), kończy lekcje nie wcześniej niż przed 15:20, trudny nowy przedmiot nauczania (fizyka) na ósmej godzinie lekcyjnej. Obiema rękoma podpisuję się pod ideą elitarnych, PŁATNYCH szkół i wyższych uczelni, w których lepiej sytuowani rodzice mogliby zapewnić swym pociechom wysoki poziom nauczania (także z uwzględnieniem stypendiów dla najzdolniejszych, choć gorzej sytuowanych uczniów). Nie zapominajamy jednak, że za dzisiejsze, tzw."elitarne" klasy czy kierunki studiów, płacą nie rodzice tych dzieci, lecz MY - z naszych podatków.
Nie zgadzam się z pewną opinią Elblązanki, ktora twierdzi że "za naukę prywatną płaci całe społeczeństwo". Sama osobiście kończyłam 2 szkoły prywatne, gdize miałam 3 jeżyki obce, informatykę oraz zajecia dodatkowe, typu: seminaria, wykłady a nawet pisaliśmy różne projekty unijne i programy komputerowe. Za to wszystko płacili TYLKO MOI RODZICE A NIE JESZCZE KTOŚ INNY. Teraz sama paracuje w dobrze prosperujacej firmie i swoje dzieci też będę posyłać do szkół prywatnych, gdyż w szkole pańswowej byłam nie najlepszą uczenicą z powodu: braku czasu, zbyt duza liczba dzieci do przepytania z zakresu danego materiału, malo checi ze strony nauczyciela. Prowadzenie zajęć lekcyjnych jest o wiele lepsze i ciekawcze w szkolach prywattnych niż w państwowych.
Ja sama kończylam tzw. elitarne gimnazjum nr.8 i nie uwazam tego za cos zlego. Owszem mielismy mozliwosc nauki az 5 jezykow obcych, ale tylko jeden byl obowiazkowy, za reszte sie placilo, kto chcial ten sobie wybieral. Jednoczesnie uczniowie z pozostalych klas takze mieli taka mozliwosc, aby uczyc sie dodatkowego jezyka. Wybralam te szkole pozniewaz, wiem ja i wiedza to moi rodzice, ze nauka na wysokim poziomie da efekty w przyszlosci. I w gimnazjum mialam srednia ponizej 4,5, kiedy moi znajomi z innych szkol powyzej 5,0. Teraz w liceum ja nie spadlam ze swoimi wynikami, a oni owszem, teraz maja ok 3,0. Uczylam sie duzo wiecej niz moi rowiesnicy. I to wcale nie byl przymus. Podczas gdy moi rowiesnicy z innych gimnazjow bawili sie, ja pracowalam na swoja przyszlosc. Nie uwazam, ze tworzenie ttzw. "elitarnych" szkol jest czyms zlym, nie nalezy ludzi rownac w dol. I chcialam takze zaznaczyc, ze wcale nie mialam fajnego planu zajec. W-f mialam za kanalem i mialam takze po 8 lekcji. Konczylam zazwyczaj o 16 i jakos nikt nie widzial problemow. Jak nasze spoleczenstwo ma stworzyc wyksztalcona grupe ludzi, skoro juz w gimnazjum chcemy zabrac szanse tym najzdolniejszym?
Manager,a skończyłaś te prywatne szkoły, ale czytać ze zrozumieniem nie potrafisz. Kobita pisze ze wszyscy płacimy za gimanazja ( z naszych podatków), ale tylko niektórzy są wyróżniani. Nie pisze o płatnych studiach na których ty byłaś.