- Jestem piosenkarką, która zwraca szczególną uwagę na tekst. Słowa powinny nieść treść, wzruszyć, poruszyć, obrazić - mówi Katarzyna Groniec. Z jedną z najbardziej znanych śpiewających aktorek, tuż po koncercie, który odbył się w ramach XIII Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa, rozmawiała Karolina Śluz.
Jak Pani ocenia ideę Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa?
Idea jest fajna, ale całego festiwalu nie znam. Nie wiem dokładnie, co się tutaj dzieje, jakie koncerty przyjeżdżają. Przypuszczam, że ten Festiwal jest organizowany po to, żeby pokazać młodych ludzi.
Na większości zdjęciach, które obrazują Pani piosenki podczas koncertu „Listy Julii” pojawia się kolor czerwony. Czy ma on dla Pani szczególne znaczenie?
To jest kolor, który niesie ze sobą dużo wibracji, dużo energii. Czerwień jest symbolem agresji, miłości i ognia.
Motywem tegorocznego festiwalu jest kobieta. Dlatego spytam, jaka jest Pani definicja kobiecości?
Najprościej mówiąc. To, co najczęściej jest spostrzegane u kobiety to czułość i delikatność. Mnie się wydaje, że kobiecość to też siła. Kobiety psychicznie są dużo silniejsze od mężczyzn. Dużo więcej rzeczy muszą unieść. Muszą pogodzić pracę zawodową, jeżeli chcą się rozwijać, z macierzyństwem. Kobieta jest postrzegana jako osoba, która ma pilnować ciepła domowego ogniska. W dzisiejszych czasach bardzo porozmywały się te role. Więc myślę, że przede wszystkim istotą kobiecości jest wewnętrzna siła.
Podczas dzisiejszego koncertu mieliśmy okazję zobaczyć różne oblicza, różne portrety kobiet i mężczyzn. Który z tych obrazów jest Pani najbliższy?
Oczywiście wariat, który był w drugiej piosence, któremu się ucho zaświeciło na czerwono. Lubię tę postać. Zresztą każdą z tych postaci bardzo lubię. Robiąc zdjęcia, szukając charakteru postaci, które się pojawiały, te poszukiwania pomogły mi w interpretacji. Wyobraziliśmy sobie jako może wyglądać osoba wypowiadająca właśnie taki tekst, kto to może być? Ile ma lat?
Ale jak wspomniałam, najbardziej lubię tego wariata. To jest takie zdjęcie, które niemalże „ubrzydatnia” nas, uświadamia nam ile pudru musimy nałożyć, żeby wyglądać ładnie, zainteresować. Jeżeli gdzieś tam w środku nie jesteśmy upudrowani, nie wyretuszowani, „nie wyładnien” i nie udający niczego to ta postać jest taka prawdziwa i twarda.
delikatność..hm..nikt tak jak ona nie łamie męskich serc...mozna sie od niej uczyć jak deptać uczucia..