Jeszcze zanim tereny Warmii zostały zamieszkane przez Krzyżaków, zanim powstały pierwsze osady, w puszczach mieszkali Prusowie, którzy czcili przyrodę. W ich obrzędowym kalendarzu było święto Słońca, zwane po staroprusku Ilgi czyli Długie Święta. Przypadało on na 21-22 grudnia.
Zwykło się uważać, że zupełnie inne, katolickie święto – Boże Narodzenie – zostało ustanowione właśnie na 25 grudnia, by nałożyć je niejako na pogańskie święto Słońca. Z kolei dzień narodzin Chrystusa jest uznawany za pierwszy dzień nowej ery, a także za pierwszy dzień roku czyli 1 stycznia. W pismach z II i III wieku istnieją wzmianki o narodzeniu Mesjasza właśnie w czasie święta Słońca. Okazuje się zatem, że właściwie Boże Narodzenie powinniśmy obchodzić w nasz Nowy Rok. W zasadzie jednego dnia uczcilibyśmy narodziny Boga i Sylwestra.
Pierwszy styczeń pojawił się, jednak dopiero w kalendarzu juliańskim, wprowadzonym w Imperium Rzymskim przez Juliusza Cezara w 45 r. p.n.e. Według historycznych danych, dzień, który uznano za 1 styczeń i pierwszy dzień roku, przypadał właśnie na przesilenie zimowe, zwane inaczej świętem Słońca.
Prusowie zatem nie pomylili się szczególnie hucznie obchodząc Ilgi, które można uznać, za pewnego rodzaju współczesną zabawę sylwestrową. Niestety informacje dokładnie opisujące obrzędy, jakie towarzyszyły świętu Słońca, nie zachowały się do naszych czasów. Przypuszcza się jednak, że mieszkańcy osady zbierali się w jednym z domów, w którym stała przygotowana beczka piwa. Wajdellota zwracał się z modlitewną prośbą do boga nad czarą piwa.
Odstawiał ją na stół, zębami podnosił do ust i wypijał zawartość, a potem wyrzucał. Nie wolno mu było dotknąć ofiarnej czary rękami, łapał ją inny mieszkaniec osady, ponownie napełniał i stawiał przed Wajdellotą. Kapłan powtarzał tą czynność jeszcze kilkakrotnie, zwracając się do kolejnych bóstw. Kiedy wreszcie nieprzytomny upadł, mieszkańcy zaczynali ucztę ze śpiewami, tańcem, po której następowały orgiastyczne gody.
Mężczyźni rozpalali wielkie ognisko, nad którym przerzucano placki zagniecione przez kobiety. Z każdej takiej uczty, trzecią część oddawano bogom, resztki zakopywano nazajutrz na rozstaju dróg, jak najgłębiej, by psom i zwierzętom leśnym nie udało się ich wykopać i zjeść.
A więc prawie póltora tysiąca lat temu było to samo: chlanie wódy i zabawa do upadłego, czyli nihil novi sub Sole.