W piątek odbył się wernisaż Marii Wojtasiak zatytułowany „Przebudzenie”, który dostarczył przybyłym… niecodziennych wrażeń. Wystawa zorganizowana została w mini galerii „Rudy kot”, oryginalnym miejscu, gdzie poza obrazami zebrani mieli okazję posłuchać występu muzycznego oraz wziąć udział w… loterii.
Chociaż galeria „Rudy kot”, mieszcząca się w bibliotece przy ul. Ogólnej, została założona w październiku ubiegłego roku, to zdążyły się już w niej odbyć trzy wystawy.
– Galeria powstała, bo uważamy, że jest wielu artystów, którzy, niestety, nie mają okazji dzielić się swoim talentem z innym – mówi Elżbieta Zielińska, kierownik filii nr 4 Biblioteki Elbląskiej. - Dziś poza udostępnianiem książek prowadzimy działania kulturalno-edukacyjne, a organizowane wystawy są częścią tzw. cyklu „Pasje małe i duże”.
I jak się okazuje, to połączenie umożliwia elblążanom prezentowanie swych nieprzeciętnych umiejętności. A takimi pochwalić się może gospodyni piątkowego wernisażu, elbląska malarka, miłośniczka impresjonizmu, Maria Wojtasiak. Jak sama przyznaje, malarstwo towarzyszy jej od dziecka. – Można powiedzieć, że talent odziedziczyłam po moim ojcu, który pięknie rysował – mówi artystka. – Brat także jest malarzem, ma swą pracownię w Gdańsku – dodaje. Maria Wojtasiak z wykształcenia jest chemikiem, pracowała m.in. w III Liceum Ogólnokształcącym, W-M Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli. Autorka bierze udział w wielu warsztatach plastycznych, została też nagrodzona podczas Otwartego Salonu Plastycznego w Elblągu.
Co ciekawe, malarstwo w jej życiu nie zawsze było obecne. Wraz z rozpoczęciem dorosłego życia, sztuka zeszła na drugi plan. Pasja tworzenia powróciła jednak dzięki wybitnej elbląskiej artystce, zmarłej Krystynie Szostak, byłej dyrektorce W-M ODN.
– Nazwa wystawy, „Przebudzenie”, wiąże się właśnie z tą przerwą, jaka dzieliła czas dzieciństwa z czasem emerytury, kiedy mogłam znacznie więcej czasu poświęcić na pasję – mówi Maria Wojtasiak.
Niecodziennej wystawie towarzyszył mini recital Małgorzaty Zalewskiej. Artystka wykonała takie utwory jak: „Yesterday” czy też „Love is blue”, wprowadzając zgromadzonych w nieco liryczny nastrój, idealny do oglądania obrazów.
- Wszystko, co tworzą amatorzy, bardzo mi się podoba – mówi Jan Osterczuk, który otrzymał jeden z obrazów artystki, dzięki wygranej w piątkowej loterii. – Ważne, by w dziełach można było dostrzec emocje. Ja je dostrzegam. Oczywiście, nie we wszystkich obrazach, bo każdy człowiek jest inny, inaczej je odbiera. Ale cenię sam fakt, że artysta obcował ze sztuką.
- Cieszę się, że mogę podziwiać te obrazy – mówi znajomy malarki, Ryszard Bożek. – Brałem już udział w wernisażu dzisiejszej gospodyni i można powiedzieć, że tematyka prac jest podobna. Choć, na pewno, można zauważyć więcej martwej natury.
Zebrani mogli podziwiać obrazy wśród „innych obserwatorów wystawy” - sterty książek, poukładanych na bibliotecznych półkach. – Pierwszy raz jestem na wernisażu organizowanym w bibliotece – powiedział Jan Osterczuk. – To bardzo cenne zjawisko. Dobrze, że instytucje takie jak ta uzupełniają się o poboczne dyscypliny artystyczne. To stwarza klimat, nawet jeśli jest tu ciasno. Sceneria i atmosfera bardzo mi się podobają – przyznaje. – Lepszy taki kącik niż żaden. Choć jest mało miejsca, to, jak widać, kultura się nie daje! – zauważa Ryszard Bożek.
Wydaje mi się, że dzieła Marii Wojtasiak idealnie pasowały do tego miejsca. Choć obrazy mogą się wydawać pokazywać to, co jest przeciętne, to sposób ich ukazania jest, z całą pewnością, nieprzeciętny. Tak jak i te wyróżniające się elementy, które stworzyły niepowtarzalny klimat, np. wspomniany recital. Co ważne, to skromne miejsce również komponowało z osobowością artystki, spokojną i skromną…
Te niecodzienne obrazy można oglądać prawie codziennie (od poniedziałku do piątku), jak mówią organizatorzy, do końca kwietnia.
Antek Rokicki