Jak podaje tvn24.pl, ten rok, to dla branży technologicznej, czas przełomowych końców i zaskakujących początków. Niewątpliwie śmierć Steve'a Jobsa zakończyła pewną epokę. Ale narodziny Google+, hacktywizm i arabska wiosna w sieci rozpoczęły kolejną. Przedstawiamy 10 najważniejszych wydarzeń 2011 roku w internetowym biznesie.
1.Śmierć wizjonera
Największy wizjoner od czasów Edisona, prezes na miarę XXI wieku, ikona komputerowego przemysłu - niezależnie od tego, jak nazwiemy dziś Steve'a Jobsa, jego śmierć niewątpliwie zakończyła pewną erę w świecie technologii. Od założenia Apple w 1976, przez premierę iPhona w 2007 i po zaprezentowanie iPada w 2010 - lista jego pomysłów, które zrewolucjonizowały technologiczny rynek, ciągnie się w nieskończoność.
- Świat stracił wizjonera. To wymowne, że duża część ludzkości dowiedziała się o jego śmierci z urządzeń, które zaprojektował - mówił tuż po jego śmierci Barack Obama. Twórca marki, którą pokochały miliony na całym świecie, od kilku lat walczył z rzadką odmianą raka trzustki. Zmarł w wieku zaledwie 56 lat, ale jak podkreśla branża komputerowa - jego praca i sposób myślenia będzie inspiracją dla jej rozwoju jeszcze przez długie lata.
2. Arabskie przebudzenie w internecie
Od placu Tahrir w Kairze po place w Syrii i Libii - wszędzie tam jednym z narzędzi walki protestujących obywateli okazała się komórka lub laptop podłączony do internetu. Dzięki temu my przed ekranami swoich komputerów mogliśmy na bieżąco śledzić to co robią, czują i zamierzają protestanci z całego arabskiego świata.
Facebook, Twitter, Flickr, YouTube - po raz pierwszy te i inne narzędzia zostały na tak masową skalę wykorzystane w tym regionie m.in. do organizowania manifestacji czy pokazywania zdjęć z serca wydarzeń. O tym, jak duże znaczenie miał internet w walce z reżimami może świadczyć bezprecedensowy krok egipskich władz, które zdecydowały się w nocy 28 stycznia na zupełne odcięcie kraju od sieci na kilka dni.
3. Google+ zaostrza rywalizację serwisów społecznościowych
To może być pierwszy społecznościowy produkt od Google, który wypali - wieszczyła branża internetowa, po tym jak pierwsze opisy nowego serwisu ujrzały światło dzienne. To miał być kolejny - po nieudanych projektach takich jak Google Wave i Google Buzz - krok firmy w walce o kawałek społecznościowego tortu.
Po uruchomieniu serwisu w czerwcu, było już jasne, że Google chce takimi funkcjami jak kręgi czy spotkania rzucić rękawicę liderowi tej działki, czyli Facebookowi. Czy się udało? Na jednoznaczne podsumowania jeszcze za wcześnie, ale gigant z Mountain View jest dobrej myśli i w październiku poinformował, że nowy serwis ma już 40 mln użytkowników.
Ale i Facebook nie spoczął w tym roku na laurach. W serwisie Zuckerberga pojawiło się wiele przełomowych nowości. Nowa generacja aplikacji tworzona we współpracy ze Spotify czy Netflixem, zmiany w wyświetlaniu informacji na naszych tablicach czy wreszcie zamiana profili na oś czasu - wszystko po to, abyśmy spędzili w portalu jeszcze więcej czasu. Twitter - ciągle poszukujący swojej tożsamości i co ważniejsze, biznesowego modelu - też nie chce zostawać w tyle. Zapowiedział m.in. zmianę wyglądu kont i wprowadzenie stron firmowych.
4. Narodziny hacktywizmu
Kwietniowy atak na witryny Sony i PlayStation zablokował usługę dla milionów internautów, naraził na niebezpieczeństwo dane 70 mln abonentów, a samą firmę na koszty sięgające 170 mln dolarów. I choć do końca nie wyjaśniono czy rzeczywiście za atakiem stała hakerkska grupa LulzSec, to sytuacja po raz kolejny pokazała, że oddolne zorganizowanie się internautów, którzy są w stanie sparaliżować serwisy największych koncernów, dzisiaj nie jest już niczym trudnym.
W tym roku hakerską działalność grup takich jak LulzSec czy Anonimowi wiązano z poważnymi atakami na witryny NASA, Nintendo, rządów wielu krajów, a nawet CIA. Większość z nich odbyła się przy pomocy rozproszonych po całym świecie anonimowych internautów, którzy dobrowolnie przyłączali się do organizowanych na masową skalę ataków. Specjaliści okrzyknęli to zjawisko hacktywzimem, wskazując na polityczne lub konsumenckie pobudki wkurzonych internautów, którzy dzięki prostym wskazówkom i sile masy mogą rozłożyć infrastrukturę nawet największej firmy.
5. Co pokona iPada i czy będzie to Kindle Fire?
Tabletowe szaleństwo trwa. Firmy analityczne szacują, że w tym roku sprzedanych zostanie ogółem 64,7 mln tych urządzeń - o 273 proc. więcej niż w roku 2010. Branża podkreśla jednak, że rynek tabletów na świecie to nadal głównie rynek pierwszego masowego produktu w tej działce - czyli iPada od Apple. W tym roku zresztą premierę miał jeszcze szybszy, lżejszy i cieńszy od poprzednika iPad2, który sprzedawał się jak ciepłe bułeczki (1 mln egzemplarzy w pierwszych 3 tygodniach).
Nic dziwnego, że rynek tabletów jest dla innych producentów smacznym kąskiem. Swoimi produktami nasze serca próbują więc podbić nawet takie marki jak HP czy Microsoft. Największym potencjalnym konkurentem Apple został okrzyknięty jednak nowy sprzęt od Amazona. Kindle Fire - tak nazywa się nowe dziecko producenta popularnych czytników, które za oceanem już robi prawdziwą furorę.
6. Nowa internetowa bańka
Podczas kiedy użytkownicy testowali nowe sprzęty i serwisy, marketerzy zastanawiali się, czy 2011 rok będzie początkiem nowej internetowej bańki. Wszystko przez coraz wyższe wyceny sieciowych spółek. Firmy takie jak Facebook, Zynga czy Groupon były w tym roku wyceniane na nawet kilkadziesiąt razy więcej niż wynoszą ich rzeczywiste przychody.
Kuriozum okazała się np. kwota, którą zainwestowano w nowopowstały i nikomu bliżej nieznany serwis Color. 41 mln dolarów kazało pytać, czy aby duże firmy nie wpadły w gorączkę nieprzemyślanych zakupów i inwestycji. Ale i tak największe szaleństwo jeszcze przed nami - specjaliści podejrzewają, że w 2012 roku Facebook wejdzie na giełdę z wyceną... 100 miliardów dolarów!
7. Mobilne płatności
Specjaliści nie mają wątpliwości - drastycznie zmienia się sposób w jaki płacimy za zakupy i usługi. I wcale nie chodzi tu o zbliżeniowe karty kredytowe. 2011 rok to kolejny krok na drodze do tego, abyśmy kiedyś za wszystko mogli zapłacić naszą komórką.
Ideę wirtualnego portfela na szerszą skalę wciela w życie Google ze swoim nowym produktem Google Wallet, który stał się notabene osią konfliktu z PayPalem. Za oceanem w mijającym roku powodzenie miała też usługa Square, zamieniająca telefony w środki płatnicze. Wszystko wskazuje na to, że to może być rozwojowy kierunek dla elektronicznego pieniądza.
8. Giganci na zakupach
2011 zapamiętamy też jako rok wielkich przejęć. Nad tym, kto zakupi popularnego Skype'a zastanawiano się tygodniami, a i tak wynik transakcji był sporym zaskoczeniem. Okazało się, że nowym właścicielem lidera internetowej telefonii został Microsoft. To była największa transakcja w 36-letniej historii producenta systemu Windows - firma zapłaciła 8,5 mld dolarów.
Największego zakupu w historii koncernu dokonał też Google - za Motorolę Mobility oddał 12,5 mld dolarów. Główną motywacją giganta miał być dostęp do patentów Motoroli mogących zapewnić jeszcze szybszy rozwój systemu Android. Zaskoczył także AOL, który w tym roku został właścicielem serwisu Huffington Post - bardzo popularnego w Stanach połączenia platformy blogów i agregatora informacji.
9. Zdjęcia rządzą w sieci Kochamy robić zdjęcia
Ale jeszcze bardziej uwielbiamy się nimi dzielić, na co wskazują statystyki i analizy z tego roku. Natychmiastowe chwalenie się fotką, którą zrobiliśmy naszym telefonem, to ciągle wzrostowy trend.
Przyśpieszają też mobilne aplikacje, dzięki którym jest to możliwe. To dlatego ten rok był prawdziwym pasmem sukcesów dla takich serwisów mobilnych jak Instagram, Picplz czy Path. Choć trzeba przyznać, że pewnie nieprędko dogonią Facebooka, na którego wrzucamy ponad 250 mln zdjęć... dziennie.
10. Nasza internetowa tożsamość
Firmy i produkty sobie, ale to my, użytkownicy, jesteśmy motorem napędowym sieci. A ta stała się areną walki o naszą tożsamość. W tym roku przetoczyła się wielka debata o restrykcyjną politykę największych serwisów społecznościowych, które wymagają od użytkowników logowania się pod prawdziwym imieniem. Do Google+ powędrowały m.in. petycje , które wskazywały, że nieugiętość w tej sprawie może być niebezpieczna dla politycznych aktywistów już zarejstrowanych w innych usługach firmy.
Ale bohaterem najbardziej absurdalnej historii związanej z tożsamością w sieci stał się nieoczekiwanie pisarz Salman Rushdie. Facebook zagroził, że nie przywróci jego zablokowanego konta dopóki nie będzie on występował pod prawdziwym imieniem z paszportu. Ponieważ autor imienia Ahmed nie używał co najmniej od dzieciństwa, ruszył na wojnę z serwisem.
Konto przywrócono, a cała sprawa została okrzyknięta jako "Nym Wars" (od słów imię i wojna). Choć konflikt zdaje się dotyczyć nazwisk, tak naprawdę jest konfliktem o naszą tożsamość w zdigitalizowanym świecie, w którym użytkownik może być produktem sprzedawanym tak samo jak samochód. I wydaje się, że spór między pełną anonimowością a rozpoznawalnością w sieci szybko nie zostanie rozwiązany.
Materiał ze strony: www.tvn24.pl
Najwyzszy czas przystosowac info do wersji mobilnej, z checia bym zagladal z mojego iPhone-a, nie mowiac o czytniku rss, czy koncie np na twiterze, blipie czy google + ;]