Śmierć towarzyszy nam co dnia, głównie w postaci czarnych statystyk. Przed świętem zmarłych rusza policyjna akcja znicz, a programy informacyjne podają kolejne ofiary przerwanych tragicznie podróży na groby bliskich. Dlaczego z narażeniem życia pędzimy w odległe zakątki kraju, by postawić znicze na grobach naszych zmarłych?
Jest to na pewno okazja, żeby spotkać się z rozsianą po kraju rodziną, wypełnienie swoistego obowiązku wobec tych, którzy odeszli, ale również rozrachunku naszych uczuć i emocji.
Smutnym aspektem tego święta jest poczucie żalu. Tego oczywistego, związanego z tęsknotą za nieobecnymi, i tego głęboko skrywanego, związanego z niedokończonymi bądź niewyjaśnionymi ze zmarłym konfliktami. Czy zatem obchodzenie dnia zmarłych to tylko oddawanie czci bliskim, których nie ma już z nami, czy również rekompensata za nasze niewłaściwe wobec nich postępowanie?
Ze szkoły pamiętamy hasło „memento mori” . Wiemy, że zachęca ono do pamiętania o śmierci, ale czy pamięć jest istotą rzeczy? Pozdrowienie to, używane przez wiele zgromadzeń zakonnych, miało na celu zwrócenie uwagi na sens życia, przypominać o jego tymczasowości, nawoływać do przeżycia go w sposób godny, bez koncentracji na sprawach przyziemnych.
Niestety z pięknych sentencji niewiele pozostaje w głowach i sercach. Często rodziny żyją ze sobą jak pies z kotem, nie akceptując odmienności jej członków, ich indywidualizmu, narzucając swoje poglądy i zasady postępowania. Oddalają się od siebie pielęgnując żal, złość, poczucie niesprawiedliwości. Trauma zaczyna się, gdy śmierć zapuka do drzwi zabierając kogoś z rodziny. Wtedy przychodzi zastanowienie, przekonujemy się, jak nieistotne były nasze swary, przychodzi refleksja po niewczasie.
Odwiedzając miejsca pochówku bliskich spójrzmy zatem na tych, którzy wraz z nami stoją przy grobach. Zastanówmy się, co możemy naprawić w naszych relacjach, zanim będzie za późno. Jest nadzieja, że wtedy to święto nabierze wymiaru nie tylko symbolicznego.
Brawo autor ,słowa mądre i skłaniające do refleksji oby nie tylko z okazji święta zmarłych
A ja mam to gdzieś - nie jeżdżę 1 listopada na groby, bo nie lubię tej pokazówki jesienno-zimowych kolekcji ubrań i butów, prezentowanych w pakiecie z nowo nabytymi samochodami. Nie lubię spotkań ze znajomymi i rodziną, które nie mają nic wspólnego z charakterem tego rzekomego Dnia Zmarłych - o nich się w ogóle nie wspomina - ważniejsze są narzekania, szpan, rozmowy o polityce i pieniądzach, a cmentarz jest tylko dekoracją. No i ostatnie dwa powody dla których nie odwiedzam cmentarzy w ten dzień - stada idiotów za kierownicą, a wśród nich Policja szukająca pretekstu do skasowania kasy i wykazania się w statystyce - nie wiem czy są jeszcze tacy durnie, którzy wierzą, że te policyjne akcje na drogach służą czemukolwiek innemu niż kasowaniu pieniędzy od zawsze wszystkiemu winnych kierowców. Chociaż sądząc po wpisach niektórych komentatorów, to chyba tych durniów jest jeszcze spora grupa - chyba, że jak zwykle wypowiadają się głownie ci, którzy nigdy nie siedzieli za kierownicą, oraz stado tych, dla których nadłuższą podróżą w ciągu roku jest wyprawa na zakupy do hipermarketu w pobliskiej siedzibie powiatu. Reasumując - na cmentarz pojadę spokojnie pod koniec tygodnia i nie sądzę, żeby to zaszkodziło pamięci o moich bliskich. Bo pamiętając o zmarłych nie wolno zapominać o żywych, no i o tym, żeby jak dziesiątki corocznych ofiar wypadków, podróżą na Wszystkich Świętych nie uczynić tego dnia swoim świętem.