Dziś miało dojść do spotkania przedstawicieli "Solidarności" w PKS Elbląg z prezesem Władysławem Brachunem. Prezes jednak się nie pojawił. Związkowcy dają czas dyrekcji na podjęcie rozmów do jutra do 9.00.
- Ustaliliśmy termin spotkania na dziś. Mieliśmy zacząć rozmowy o podwyżkach dla pracowników PKS - mówi Bogdan Łęga, szef "Solidarności" w PKS Elbląg. - Niestety, prezes nie pojawił się.
Związkowcy zapowiadają, że jeśli do wtorku, do godz. 9.00 nie zostanie ustalony konkretny termin następnego spotkania, oflagują zakład.
Przypomnijmy, że związkowcy z „Solidarności” domagają się podwyżki pensji o 300 zł. Dyrekcja chce im dać po 70 zł i zasłania się rosnącymi cenami paliwa. „Solidarność” zgłosiła spór zbiorowy z pracodawcą.
Związkowcy rozpoczęli konsultacje w sprawie przeprowadzenia ewentualnego strajku w zakładzie. Akcja, rozłożona na dwa dni, została przerwana ponieważ prezes Władysław Brachun wyraził gotowość do negocjacji. Jednak wcześniej związkowcy już alarmowali, że dyrekcja PKS utrudnia im prowadzenie referendum wśród załogi.
- Ustawiliśmy punkt zbierania podpisów przy stacji obsługi pojazdów — mówił Bogdan Łęga, przewodniczący „Solidarności” w PKS Elbląg. — Jednak pracownicy biura bali się zejść do nas. Poszliśmy do nich. Tylko dwie osoby wyraziły chęć wzięcia udziału w strajku. Jedna z pracownic powiedziała nam, że dyrekcja zabroniła im strajkować. Podpisy od pozostałych pracowników będziemy zbierali jeszcze dziś przy stacji obsługi pojazdów.
Bogdan Łęga liczył, iż w referendum weźmie udział połowa z 418 zatrudnionych w PKS Elbląg, jeśli połowa z nich poprze strajk, to "Solidarność" taką akcję przeprowadzi. Tymczasem, według związkowców z „Solidarności”, dyrekcja firmy już rozpoczęła własne kontrdziałania.
- Pracodawca też zbiera podpisy wśród pracowników PKS — informował nas Bogdan Łęga, szef „Solidarności” w PKS Elbląg. — Oczywiście jest to deklaracja nie uczestniczenia w strajku. Na terenie zakładu mamy trzy związki zawodowe. Dwa są kontrolowane przez dyrekcję.
Andrzej Olejnik, dyrektor ds. transportu PKS Elbląg mówił, że jeśli zarząd zgodziłby się na żądania związkowców, firma padnie w przeciągu kilku miesięcy.
- Przy obecnych cenach paliwa nie możemy sobie pozwolić na takie podwyżki. Musielibyśmy wtedy przeprowadzić redukcję zatrudnienia — mówi Andrzej Olejnik. — Cały czas prowadzimy rozmowy ze związkami zawodowymi na ten temat. Dwa związki branżowe, które skupiają ponad 260 pracowników, nie weszły w spór zbiorowy ani nie poparły prowadzonego referendum w sprawie strajku.
Fot. Milan