Sędzia Marta Wiśniewska zdecydowała, że w sprawie o pobicie ze skutkiem śmiertelnym pod Bowling Clubem potrzebna będzie wizja lokalna. W ten sposób sąd chce zweryfikować różnicę w zeznaniach świadków.
We wtorek w Sądzie Okręgowym w Elblągu odbyła się kolejna rozprawa w sprawie o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Pawła M. Tragedia rozegrała się w lipcu 2007 r. pod Bowling Clubem. Tym razem przed sądem zeznania składały dwie kobiety, które 22 lipca ub. r. znalazły skatowanego Pawła. W ich zeznaniach jednak pojawiły się pewne różnice. Potrzebna była nawet szybka konfrontacja zeznań świadków.
Michał N., który fatalnej nocy bawił się razem z Pawłem M zeznał, że przed budynkiem dyskoteki spotkał poszkodowanego Marcina M. Ten powiedział mu, iż napastnikami były osoby narodowości ormiańskiej.
- Był pobity - mówił świadek. - Poszliśmy do mnie do domu. Tam zadzwonił do nas kolega, który powiedział iż Paweł M jest w szpitalu. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że podobno został pobity przez ochroniarzy z Bowling Clubu.
Michał N. zeznał, że Marcin M. miał rozciętą wargę, poszarpaną koszulę i podrapane plecy. Obrońca oskarżonych, adwokat Stanisław Borzdyński chciał wiedzieć, dlaczego świadek we wcześniejszych zeznaniach nie mówił, że Marcin M. miał rozbitą wargę. Świadek stwierdził, że widocznie policja wcześniej go o to nie pytała, więc nie ma tego w zeznaniach.
Dorota K. zeznała, że niewiele już pamięta z tamtej nocy.
- Wyszliśmy przed klub - zeznawała. - Staliśmy chwilę przy postoju taksówek. Zauważyliśmy, że od strony budynku ZUS idzie grupa ludzi. Jeden z nich to Marcin P. Drugi mężczyzna miał w dłoni skórzany pasek. Zaczęliśmy iść w stronę ZUS-u z Magdą S. i Tomaszem K. Przed budynkiem firmy ubezpieczeniowej znaleźliśmy nieprzytomnego Pawła. Wezwaliśmy karetkę pogotowia. W tej grupie nie widziałam oskarżonego Jacka B. Przynajmniej część wracających osób była pochodzenia ormiańskiego.
Według Magdaleny S., pod koniec trwania imprezy w Bowling Clubie, doszło do "jakichś nieporozumień". Nie potrafiła stwierdzić, o co chodziło, jednak jak zeznała, czuła iż coś się dzieje niedobrego. Postanowili zmienić szybko lokal.
- To było około czwartej nad ranem - mówiła Magdalena S. - Paweł M. powiedział mi, że idzie na dół zapalić papierosa. W pewnym momencie zauważyłam, jak większa grupa osób nagle zbiega schodami na dół. Kiedy wyszliśmy przed dyskotekę, to nikogo jednak nie zauważyliśmy.
Trójka świadków postanowiła szukać Pawła M.
- Zaczęłam pierwsza iść w kierunku budynku ZUS - mówiła. - Dorota K. i Tomasz K. ruszyli po chwili za mną. Szliśmy w pewnym odstępie od siebie. Zza rogu budynku ZUS wyszło kilku chłopaków. Jeden z nich to Marcin P. Zaraz później znaleźliśmy leżącego Pawła. Miał poważne obrażenia. Przykryłam go moją kurtką. Wezwaliśmy pogotowie, karetka przyjechała po 40 minutach. Zjawiła się też policja.
Sędzia Marta Wiśniewska przypomniała Magdalenie S. jej wcześniejsze zeznania. Wtedy nie mówiła, że widziała grupę mężczyzn i Marcina P., jak wracali z kierunku budynku ZUS.
Magdalena S. zeznała, że wcześniej nie wspominała o tym, że widziała grupę mężczyzn, ponieważ wtedy bała się.
- Teraz już się nie boję. Nikt też mnie nie straszył - zeznała Magdalena S. - Znam z widzenia Marcina P. i Varhuzana M. Jacka B. nie widziałam nigdy wcześniej.
Jednak zeznające kobiety nie były w stanie jasno wskazać, gdzie zobaczyły grupę mężczyzn i Marcina P i skąd ci mężczyźni szli. Dlatego potrzebna była szybka konfrontacja zeznań obu kobiet. Magdalena S. i Dorota K. zeznały, że niewiele pamiętają i nie potrafią wytłumaczyć różnic w swoich zeznaniach. Przyznały tylko, że grupę mężczyzn widziały na odcinku od postoju taksówek do rogu budynku ZUS.
- Mogło być tak, jak mówi Magdalena S. Nie pamiętam już teraz - przyznała Dorota K.
Sędzia Marta Wiśniewska zarządziła na 3 kwietnia br. przeprowadzenie wizji lokalnej z udziałem świadków w miejscu tragedii. W wizji nie wezmą udziału oskarżeni.
Obrońca oskarżonych złożył wniosek o uchylenie aresztu. Adwokat Borzdyński stwierdził, że ponieważ wszyscy świadkowie zostali już przesłuchani, nie zachodzą już podejrzenia o próbę matactwa z ich strony.
Sędzia Marta Wiśniewska odrzuciła wniosek obrony.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że obaj oskarżeni byli sprawcami tego zdarzenia. To zaś jest przestępstwo zagrożone wysoką karą - argumentowała sędzia. - Odbędzie się jeszcze wizja lokalna z udziałem świadków, która będzie istotna dla dalszego toku rozprawy.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 22 lipca 2007 r. nad ranem. Fakty są takie, że pod dyskoteką Bowling Club zostali zaatakowani Marcin M. i Paweł M. Marcin został pobity przez Vruzhana M., który zeznaje z wolnej stopy. Paweł M. został skatowany i z poważnymi obrażeniami pozostawiony obok budynku ZUS-u. Po kilku dniach zmarł w szpitalu nie odzyskawszy przytomności. Podejrzenie padło na ochroniarza z Bowling Clubu Marcina P. i Jacka B., który bawił się tej nocy w dyskotece. Obaj zgłosili się sami na policję i przyznali, że wzięli jedynie udział w bójce z Pawłem M. Jednak stanowczo zaprzeczają, aby doprowadzili do jego śmierci. Varhuzan M. został zatrzymany na przejściu granicznym, gdy wracał do Polski z Armenii. On jest jednak podejrzany o pobicie Marcina M.