Po dwóch dniach od pojawienia się informacji o nieznanym sprawcy, który dokonał dwóch rozbojów w elbląskich sklepach, policjanci zatrzymali podejrzanego. Mieszkańcy zastanawiają się nad motywami sprawcy, sprzedawcy nad własnym bezpieczeństwem.
Mężczyznę podejrzanego o dokonanie dwóch rozbojów w elbląskich sklepach monopolowych, policjanci zatrzymali wczoraj, 12 lipca. 21-letni Mateusz L. jest mieszkańcem okolic Tczewa, w Elblągu przebywał od 2 tygodni.
Do rozbojów w małych osiedlowych sklepach na terenie Elbląga doszło 5 i 7 lipca. Według informacji elbląskiej policji, sprawca czekał aż ekspedientka zostanie sama, po czym zastraszał przedmiotem przypominającym broń i żądał wydania pieniędzy, które znajdowały się w kasie.
W miniony wtorek elbląskie media obiegły zdjęcia z monitoringu z wizerunkiem podejrzanego mężczyzny. Do zatrzymania doszło dwa dni później. W mieszkaniu, które zajmował funkcjonariusze znaleźli butelki po skradzionych alkoholach oraz inne przedmioty, pochodzące z rozbojów. - Gdy policjanci, dziś (12 lipca -przyp. red.) około godziny 12.00 przyjechali pod jego mieszkanie, mężczyzna był akurat poza budynkiem, ale w jego pobliżu. Próbował nawet oddalić się z miejsca, został jednak rozpoznany przez policyjny patrol prewencji, który wspólnie z kryminalnymi „obstawiał” to miejsce – informował mł. asp. Krzysztof Nowacki, oficer prasowy KMP w Elblągu.
21-latek w chwili zatrzymania miał przy sobie pistolet z wkładem gazowym, najprawdopodobniej ten sam, którego użył w czasie napadów. Mateusz L. musiał wiedzieć o poszukiwaniach policji, o czym świadczą podejmowane przez niego próby zmienienia wyglądu. Mężczyzna ściął włosy i zrezygnował z noszenia okularów. Za dokonanie rozboju grozi mu kara nawet do 12 lat pozbawienia wolności.
Wśród elblążan nie dało się wyczuć atmosfery niepokoju w związku z ostatnimi wydarzeniami. Częściej niż nad własnym bezpieczeństwem, zastanawiają się, co mogło skłonić młodego mężczyznę do napadania na sklepy. - Wie pani jak mówią, że w dzisiejszych czasach tylko głupi nie kradnie – mówi pani Halina, emerytka z Elbląga. - Wcześniej nic nawet nie wiedziałam o tych rozbojach, ale teraz tak sobie myślę, że chłopak przez własną głupotę zepsuł sobie życie – zamyśla się kobieta.
Więcej tematów do przemyśleń mają jednak elbląscy sprzedawcy. - O wydarzeniach dowiedzieliśmy się od policjantów, którzy informowali pracowników okolicznych sklepów - opowiada pan Adrian, pracownik jednego z osiedlowych sklepów w centrum miasta. - Nie zastanawialiśmy się nad tym, co robić w podobnej sytuacji. Monitoring sklepowy tak naprawdę nie działa, pozostałoby mi tylko zrobić cokolwiek, żeby nie skradziono utargu i towaru.
Niewielkie sklepy osiedlowe są znacznie bardziej narażone na rozboje. Nie prowadzi się w nich monitoringu, zazwyczaj nie zatrudnia się też zewnętrznych firm ochroniarskich. Co innego w sklepach popularnych sieci. - W razie jakiegokolwiek zajścia ochrona pojawia się w sklepie w ciągu kilku minut - zapewnia pani Iwona, sprzedawca w jednym ze sklepów na ul. Słonecznej. - Na co dzień jednak nie myśli się o tym, co może się wydarzyć. Przecież gdyby tak się zastanowić, to i idąc ulicą może nas coś spotkać – dodaje.
teraz się wyedukuje, uświadomi i nowy s..syn za parę lat będzie całkiem gotowy
Dziękuję Pani Olu za kolejny pouczający ( no i jak zwykle poetycki ) wpis.Dotąd nie wiedziałem,że w osiedlowych sklepach monitoring i te nalepki o ochronie to zwykła ściema.Teraz pojadę już po bandzie.Pozdrwaiam serdecznie.
elblaska milicja po raz kolejny próbowała brutalnie zatrzymać i osadzić w areszcie niewinnego chorego człowieka. Gdzie jest BSW, PROKURATURA i MSW? http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/olsztyn/fatalna-wpadka-policji-w-elblagu-rodzina-chce-prze,1,5187697,region-wiadomosc.html
W jednej z poznańskich parafii młoda dziewczyna urodziła dziecko… księdza. On go nie chciał. Wezwał karetkę, gdy stwierdził, że niemowlę już nie żyje. Sprawa ujrzała światło dzienne dopiero, gdy opisał ją "Głos Wielkopolski". Poznali się na rekolekcjach. Wkrótce zamieszkała z księdzem na plebanii i zaszła w ciążę. Jak opisuje "Głos Wielkopolski", podczas przesłuchań kapłan nie ukrywał, że nie chce dziecka. Zgodnie z informacjami "Głosu Wielkopolskiego", ksiądz miał przygotować jej posłanie, a sam poszedł... słuchać muzyki. Dziewczyna prosiła go o wezwanie karetki dopiero nad ranem, gdy krwawiła. Ksiądz zignorował jej prośbę. Zrobił to dopiero, gdy uznał, że dziecko jest martwe.
w roli biegłego w sprawie występował doktor Krzysztof Kordel, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. Początkowo uznał, że niewezwanie karetki nie stanowiło bezpośredniego zagrożenia dla życia. Później zdanie zmienił. Skontaktowaliśmy się z nim, ale doktor nie chciał się na ten temat wypowiadać. – Niemowlę miało węzeł pępowiny i nie miało prawie żadnych szans na przeżycie – przyznał lakonicznie w rozmowie z Onetem. Poznańska prokuratura nie powołała żadnego eksperta. Posiłkując się opinią biegłego umorzyła sprawę. Kuria twierdzi, że jest to wewnętrzna sprawa kościoła, a karą dla duchownego miało być przeniesienie z miejscowej parafii do klasztoru pod Ostrowem Wielkopolskim. oczywiście wszyscy pamiętamy brednie o życiu poczętym i zamrożonych zarodkach i ich krzywdzie