Ostanie doniesienia o wypadkach komunikacyjnych spowodowanych przez zwierzęta pojawiające się nieoczekiwanie na drodze prowokują do pytania, czy, na jakiej zasadzie i od kogo można żądać odszkodowania za poniesione w takim wypadku szkody.
W przypadku niespodziewanego zderzenia samochodu z końmi, czy innymi zwierzętami hodowanymi przez rolników, sprawa wydaje się prosta. Kodeks cywilny w art. 431 § 1 jednoznacznie stwierdza, że „(...) kto zwierzę chowa (...) obowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody (...)”. Na marginesie – ta sama podstawa prawna roszczeń odszkodowawczych stosowana jest także w przypadku szkód (pogryzienia etc) wyrządzonych przez psy, koty i inne zwierzęta trzymane w milionach polskich mieszkań. Warto tu dodać, że odpowiedzialność właścicieli zwierząt za występki ich „milusińskich” jest wyjątkowo zaostrzona, gdyż nawet w przypadku braku winy właściciela za konkretny wypadek poszkodowany może otrzymać zadośćuczynienie za swą krzywdę na tzw „zasadzie słuszności”.
W pierwszym ze wzmiankowanych przypadków, czyli szkody wyrządzonej przez zwierzę hodowane przez rolnika, dochodzenie odszkodowania jest zresztą o tyle ułatwione, że każdy posiadacz gospodarstwa rolnego, hodujący zwierzęta, ma obowiązek wykupić polisę od odpowiedzialności cywilnej (OC), która zabezpiecza go przed roszczeniami odszkodowawczymi. Właściciele np. potencjalnie agresywnych psów mogą, ale nie muszą posiadać takiej polisy, choć jej wykupienie (a składka nie jest porażająco wysoka) wydaje się być dosyć rozsądnym posunięciem zwłaszcza w świetle roszczeń opiewających na wielotysięczne sumy, żądanych przez osoby pogryzione przez psy.
Zupełnie inne przepisy mają zastosowanie w sytuacji, w której szkodę wyrządziło zwierzę dzikie (sarna, jeleń, dzik etc). Polskie prawo z jednej strony stwierdza, że to Skarb Państwa jest właścicielem wszystkich zwierząt dziko żyjących, natomiast próżno doszukiwać się w naszym ustawodawstwie precyzyjnych uregulowań dotyczących tego, jaka instytucja i na jakich zasadach płaci odszkodowania za szkody wyrządzone przez tytułowego nieostrożnego dzika. Jedynym wyjątkiem są uregulowania dotyczące szkód w uprawach rolnych – tu kompetencje w ustalaniu wysokości odszkodowań należnych rolnikom za np. zjedzone przez dziki kartofle przyznane są kołom łowieckim a pieniądze wypłaca wojewoda jako przedstawiciel Skarbu Państwa w terenie.
Natomiast kierowcy, którzy mieli tego pecha, że uszkodzili swoje auto w bliskim spotkaniu z nieszczęsnym zwierzakiem, który nagle wyskoczył na drogę, nie bardzo kogo mogą obarczyć odpowiedzialnością za poniesione przez siebie szkody. Koło łowieckie odpowiada tylko wtedy, gdy szkoda zaistniała wskutek i w czasie odbywającego się polowania (to raczej rzadkie wypadki).
Dobrym tropem wydaje się być obciążenie odpowiedzialnością właściwego zarządu dróg (gminnego, powiatowego, wojewódzkiego lub GDDKiA), który zaniedbał swoje obowiązki w zakresie prawidłowego zabezpieczenia drogi przed wtargnięciem na jezdnię dzikiego zwierzęcia. Problem jednak leży w tym, że zarządy dróg uważają za absolutnie wystarczające to, że na odcinku leśnym postawiony jest znak drogowy ostrzegający przed dzikimi zwierzętami (charakterystyczna piktogram niby-kozicy) i czują się rozgrzeszone ze skutków wszelkich późniejszych wypadków.
Faktem jest, że standardy prawne i techniczne wymagane dla zabezpieczenia polskich dróg kategorii poniżej drogi ekspresowej lub autostrady, są niewystarczające dla realnego uniknięcia przypadków napotkania sarenki na drodze, lecz nie znaczy to, że udowodnienie winy zarządu dróg w tym zakresie jest niemożliwe.
Autor artykułu należy do zespołu Biura Doradztwa Prawnego „EKSPERT”
Masz pytania? Zadzwoń! - 503 95 29 95
Pan Ekspert pisze bzdury. Szkody łowieckie wycenia i wypłaca odszkodowania PZŁ. Natomiast na piktogramie znaku drogowego nie jest " niby kozica" tylko sylwetka rogacza.