Zwierzęta znajdujące się w schronisku, zwłaszcza psy, niezbyt często mogą poczuć odrobinę radości, szczęścia czy też bezpieczeństwa. Taką możliwość daje im „Bieg na 6 łap”, który organizowany jest comiesięcznie od października ubiegłego roku. Za nami już siódma edycja tej akcji.
Z inicjatywą organizowania Biegu na Sześć Łap w Elblągu wyszła Katarzyna Bukowska. Pierwszy bieg odbył się w październiku 2014 roku. Wówczas data zbiegła się ze świętem Światowego Dnia Zwierząt, więc połączyli dwie imprezy w jedną. Od tamtej pory cyklicznie, co miesiąc odbywa się akcja wyprowadzania piesków, przez mieszkańców.
Wczoraj, odbyła się siódma edycja „Biegu na 6 łap”. Chętni uczestnicy zebrali się na polanie około 300 metrów za schroniskiem.
W akcji wzięło udział około 40 uczestników wielu zgłosiło się e-mailowo, ale byli także tacy, którzy po prostu przyszli na bieg. Udało nam się wyprowadzić około 40 nowych piesków
– przyznała w rozmowie z nami Katarzyna Bukowska, pomysłodawczyni akcji
Akcja, głównie polega na pokazaniu jak wspaniałe są zwierzęta ze schroniska, jak potrafią być wdzięczne. W ten sposób organizatorzy chcą też zachęcić mieszkańców do adopcji czworonogów. Zwierzęta również dzięki temu mogą wyjść na dłuższy spacer, wybiegać się, a nawet może znaleźć nowy dom.
Od października, od kiedy prowadzimy Bieg na Sześć Łap, kilkadziesiąt zwierząt znalazło dom. Pieski, które z nami biegały na początku, są już szczęśliwe w nowych domach. Wierzymy, że mieszkańcy coraz chętniej będą brać udział w akcji, a także decydować się na adopcje
-dodaje Katarzyna Bukowska
Ponadto akcja ma na celu propagowanie aktywnego trybu życia. W zależności od możliwości fizycznych uczestników, grupy były podzielone na biegającą i maszerującą.
Dobra sprawa,choćby z tego względu,że pieski zostawią swoje odchody po za Elblągiem.Takie biegi właścicieli z pieskami powinny odbywać się codziennie,miasto byłoby czyściejsze .Cystość miesta to problem poważny,bo psie kupy leżą wszędzie nawet w piaskownicach.Obrzydlistwo!!!
Była zima a stary pies pod klatką leżał trzy dni. Wróciliśmy z zakupów i Żona stwierdziła, iż należy mu pomóc chociaż codziennie go dokarmiała. Jak wszedł do naszego mieszkania i zapoznał się z naszą kotką, która została uratowana od śmiercionośnego miotu przez naszego Syna to dopiero była zabawa. Wchodzisz do mieszkania a tam pozrywane firany, pościągane "kapy": kot na łóżeczku, piesek na dywaniku i nikt nie jest winny. Wołasz zwierzaczki i każdy otrzymuje nagrodę a przepychanie w drzwiach to kolejny rozdział.