Czy wystartuje kiedyś w wyborach prezydenckich? Co chce zrobić dla elblążan jako radny? Jak chciałby rozwiązywać problemy Zawady? Z profesorem Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego Januszem Hochlaitnerem, znanym elbląskim historykiem, a zarazem kandydatem Elbląskiego Komitetu Obywatelskiego na radnego Rady Miejskiej w Elblągu rozmawiała Karolina Śluz, dziennikarka Info.elblag.pl.
Był Pan kandydatem Elbląskiego Komitetu Obywatelskiego na Prezydenta Miasta Elbląga. Zrezygnował Pan. Dlaczego?
Tak jak oficjalnie to przekazałem, były to powody natury osobistej. Oczywiście, na te sprawy osobiste złożyły się różne rzeczy, ale to są osobiste i rodzinne uwarunkowania. Taką decyzję podjąłem i jestem z niej bardzo zadowolony, bo w sytuacji jakiej byłem, taką sytuację trzeba było podjąć.
Czy będzie chciał Pan, może przy okazji następnych wyborów, przymierzyć się do urzędu Prezydenta?
W życiu nie powinno się mówić „nigdy”, więc na pewno takiej odpowiedzi Pani nie udzielę. To zależy od tego, co w Elblągu będzie się działo przez najbliższe lata. Rok 2010 jest rewelacyjnym czasem na podjęcie zmian w Elblągu. Oceniam, że nie ma szans na żadne zmiany wewnętrzne w Elblągu, więc będziemy obserwowali, jak będzie przy kolejnych wyborach, czy będą takie szanse? Szanse zewnętrzne Elbląga, jakie się w tej chwili się pojawiły, są najlepszymi od wielu lat. To jest właściwy czas, kiedy można Elbląg przesterować.
Konkretnie proszę. Jakie czynniki zewnętrzne ma Pan na myśli?
Są to liczne czynniki. Do wykorzystania są pewne środki zewnętrzne, rozdawnictwo Unii Europejskiej do 2013 jest pewną szansą, ale to co jest ważniejsze i - niestety widzę, że w mediach nie zostało to w pełni docenione - to nowa strategia dla naszego miasta. Jeżeli w niej nie zamierzamy przewidzieć, zaprojektować konkretnych zmian, to będziemy tę sytuację na najbliższe lata konserwowali.
Nie jestem zwolennikiem bardzo rygorystycznych zmian, ale choćby drobna korekta w mentalności, w sposobie patrzenia na nasze miasto, musi nastąpić. Wystarczy popatrzeć na to, co jest dookoła. Szansą zewnętrzną jest specyficzne położenie Elbląga w województwie warmińsko-mazurskim, województwie, które w żaden sposób nie zamierza dać szansy Elblągowi. Szansą są sąsiednie samorządy. Myślę głównie o województwie pomorskim, gdzie jest myślenie aplikacyjne i skuteczne podejmowanie wspólnych inicjatyw. „Pętla Żuławska” była tego przejawem; a tak wielu elbląskich kandydatów mówi o turystyce, też niejako w tym kontekście, to pokazuje pewne zmiany w myśleniu strategicznym o przyszłości miasta Elbląga.
My w środowisku EKO często wskazujemy na małe samorządy, znacznie mniejsze od Elbląga, które potrafią skutecznie funkcjonować w układzie rynkowym, a niestety my w Elblągu nie doceniamy właściwie dziedzictwa sprzed kilkudziesięciu lat. Dawne województwo elbląskie stworzyło realne nici, na podstawie których można budować partnerstwo z innymi samorządami.
Wspomniał Pan, że nie ma szans na zmiany wewnętrzne. To, znaczy, że Pana zdaniem, Pan Prezydent Henryk Słonina po raz kolejny zostanie wybrany Prezydentem?
Nie mam wątpliwości, że to jest najmocniejszy kandydat. W Panu Słoninie widzę pewne szlachetne intencje i to doceniam.
Szlachetnymi intencjami piekło wybrukowane.
W różny sposób można to interpretować. Niemniej boli mnie, że wielu cennych inicjatyw się nie podejmuje, realizując jednokierunkową stronę rozwoju miasta i nie próbuje się znaleźć, odkryć potencjału we właściwym zarządzaniu kapitałem ludzkim. Kapitał ludzki w Elblągu mamy i go trwonimy. Kształcimy młodzież i pozwalamy, żeby ona uciekała, bo nie stwarzamy im żadnych szans. Czy to jest gospodarskie zachowanie? Absolutnie nie.
Byłem dziekanem szkoły i z bólem serca obserwowałem naszych najzdolniejszych absolwentów, którzy bardzo szybko informowali nas, że nie zamierzają pozostać w Elblągu, bo nie mają najmniejszych szans, a gdzie indziej okazuje się, iż potrafią się w pełni realizować. Cieszę się, że wielu z nich zostało i robią fajne rzeczy, ale to jest tylko część tego roztrwonionego kapitału ludzkiego.
Jeżeli ktokolwiek inny, niż Pan Henryk Słonina, zostanie Prezydentem, to jest szansa na to, że będzie lepiej?
Nie. Pan Słonina jest bardzo dobrym kandydatem, ponieważ ma dobrze odczytane miasto, zna dość dobrze inwentarz miasta. To, że źle pewne rzeczy do tej pory robił, w dużym stopniu jest winą osób, na które Pan Słonina postawił. I być może - z tego, co słyszałem - pewnego sposobu pracy. Tu potrzebne jest menedżerskie podejście, zaufanie kompetentnym osobom. No i nie wiem, czy to się wydarzy za rządów Pana Słoniny. Chociaż ja mu, jako elblążanin, życzę jak najlepiej.
A jeżeli będzie to inny kandydat?
Każdy z tych kandydatów ma swój program, ale program to jedno, to są tylko pewne deklaracje. Podejrzewam, że z realizacją tych deklaracji może być różnie. Cieszę się, że jednym z kandydatów jest absolwent Szkoły Wyższej im. Bogdana Jańskiego – Pan Jerzy Wilk, za którego trzymam kciuki.
Pan Wilk to również osoba, która bardzo dobrze zna miasto, długoletni samorządowiec, osoba kompetentna.
Pan na Prezydenta nie kandyduje, ale kandyduje Pan na radnego. Dlaczego?
Oceniliśmy z rodziną, że powody osobiste, które uniemożliwiły mi kandydowanie na urząd prezydenta miasta, były na tyle nieskomplikowane, że przynajmniej zaangażowanie w sprawy mojego okręgu, gdzie się wychowywałem od dziesiątego roku życia, jest dla mnie możliwe. Jeżeli się zajmuję historią Elbląga, to terytorium mi najbliższym jest parafia świętego Wojciecha i sama Zawada. Zamieszkałem w pierwszym wybudowanym bloku na osiedlu w 1976 roku i obserwowałem, jak Zawada się rozwijała. Mam bardzo duży emocjonalny stosunek do tej części Elbląga. Ona jest bardzo urokliwie położona, jest sypialnią miasta, a równocześnie ma duży potencjał. Tak to zostało ukształtowane, ale przy np. projektach, które są nastawione na rewitalizację, a dokładnie segment tzw. „blokowiska”, może sprawić, iż tę sypialnię można byłoby stopniowo zamieniać. To jest sytuacja społeczna, ale mamy też wartościowe uwarunkowania terytorialne.
Bardzo interesujące jest położenie Zawady przy wylocie na bardzo strategiczne miejsca. Myślę tutaj o Fromborku, bardzo blisko jest położona Bażantarnia…. Po różnych moich przeprowadzkach, od kwietnia znowu zamieszkałem przy mojej ukochanej ulicy Wiejskiej.
Wiejska? Wróżebna nazwa ulicy.
Dla kogoś może być wróżebna. Dla mnie ulica Wiejska jest taka, jaką była na początku XX wieku. Zawada była kiedyś przedmieściem Elbląga. Tam życie było bardzo spokojne, sielskie i ten klimat w jakichś sposób chciałbym zachować.
Obok jest piękny Park Modrzewia. Podejmowane są tam od lat różne inicjatywy i zazwyczaj one nie wychodzą. A to jakąś halę, ktoś chciał budować, boisko, nawet o akwaparku słyszałem… Ten park się broni, bo może powinien być troszeczkę inaczej zagospodarowany w przyszłości.
Skoro jesteśmy przy osiedlu Zawada, czyli przy okręgu, z którego Pan startuje, porozmawiajmy o problemach. Jakie problemy Pan dostrzega w tej dzielnicy, które mógłby Pan rozwiązać jako radny?
Jako radny w pojedynkę za dużo nie zrobię. Ale jeżeli będę wybrany przez wyborców, to razem z nimi będę mógł podjąć pewne działania. Ja mogę być pewnym przewodnikiem, osobą która będzie wskazywała pewne formy rozwiązywania problemów, a problemy są. Wiem, że bardzo dużo się tam zmienia i, że oddolne inicjatywy mogą zmienić Elbląg. To jest dłuższa, trudniejsza droga, ale ja przede wszystkim chciałbym być reprezentantem zaangażowanych obywateli, myślących o Elblągu, którzy są w stanie zorganizować trochę swojego czasu, by podzielić się swoją wiedzą i zaangażowaniem, aby razem z innymi, stopniowo zmieniać Elbląg.
Proponuję utworzenie rad osiedlowych bądź dzielnicowych. Samorząd może powoływać takie jednostki, a te jednostki powołuje się po to, aby oddać pewien głos tym zaangażowanym mieszkańcom, którzy często lepiej potrafią zidentyfikować problemy miejsca zamieszkania, niż urzędnik. To pozwala na budowę prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego.
Obywatele często nie znają swoich radnych, zresztą zazwyczaj nie chodzą na wybory. To też pokazuje, jak społeczeństwo ocenia tę demokrację, w której funkcjonujemy, demokrację, która wcale nie daje równych szans.
Nie zawsze brak zaangażowania wynika z braku chęci obywateli. Ze swojej praktyki wiem, że są radni, którzy umawiają się na wywiad, a potem nie przychodzą. A przecież robię ten wywiad, żeby zaprezentować daną osobą i jej poglądy.
To świadczy o tym, że radni nie mają świadomości, w czyim imieniu sprawują mandat. Ponadto, wielokrotnie jest to przejaw ich małej wiedzy i braku zainteresowania: bo dobry samorządowiec, jak sobie myślę, to jest człowiek, który czuje misję, zapoznaje się z dokumentami, chce się uczyć, a w pewnych obszarach, w których jest przygotowany zawodowo, bądź posiada odpowiednie doświadczenie, będzie się angażował.
Zapytam teraz Pana jako historyka. Ogromne oburzenie wywołuje pomysł władz miasta dotyczący kładek nad rzeką Elbląg. Czy rzeczywiście powinniśmy wydawać 16 mln złotych na powrót do tego, co było kiedyś?
To jest pytanie wielowarstwowe. Z jednej strony Pani mówi, że to budzi jakieś emocje, to pokazuje, że wcześniej zaniechano pewnych procedur, a teraz należy jeszcze raz przedyskutować, omówić je z mieszkańcami, wyjaśnić. Z drugiej strony jest mowa o finansach. To wszystko oczywiście składa się na ważną inicjatywę dla miasta. Jako historyk, powiem, że były takie drogi komunikacyjne, które ułatwiały życie w mieście, więc jestem otwarty na propozycje ich wprowadzania. Uważam, że takie inwestycje są potrzebne. Dają one konkretną szansę , ale na razie ta inwestycja funkcjonowałaby w próżni.
Tak jak droga na Modrzewinę.
No, właśnie. Tak jest często z finansami, które się pozyskuje z zewnątrz. Jeżeli ktoś pisząc projekt, generował go bez dalszego planu, to pewne inwestycje pozostają w zawieszeniu.
Nie chcę mówić o kładkach, bo wolałbym powiedzieć o tym, co jest absolutnie niewykorzystane w Elblągu. Jest to rzeka Elbląg, która jest urokliwa i jest wielką szansą. Gospodarze miasta do 1945 roku potrafili to jakoś wykorzystać. Obserwuję, jak zagospodarowane są brzegi rzek w niektórych miastach. Po co chce się uatrakcyjniać te brzegi? Po to, aby mieszkaniec Elbląga mógł spędzić bardzo mile czas, a jeżeli przyjadą do niego goście, mógł ich tu przyprowadzić. Jeżeli ci goście zobaczą, że tu jest ciekawie, to powiedzą innym, że warto do Elbląga przyjechać. To są pierwsze kroki, gdy się chce zagwarantować funkcję turystyczną dla miasta. Z drugiej strony są pewne infrastrukturalne inwestycje, do których należą właśnie te kładki, bez których trudno jest kreować rozwój miasta.
Ciężko jest patrzeć z głębszej perspektywy, kiedy są problemy takie jak brak pracy czy brak mieszkań, a z drugiej strony wydaje się duże pieniądze na kładki.
Proszę pamiętać, że się wydaje częściowo nie swoje pieniądze. Zupełnie inaczej byśmy rozmawiali, gdybyśmy mówili tylko o pieniądzach, które zostały wygenerowane w 100% przez elblążan. Tutaj mamy trochę inną sytuację. Mamy swój budżet i są pewne szanse pozyskiwania środków. Często uważa się, że sukcesem jest to, że ktoś zdobędzie jak najwięcej tych pieniędzy. To jest złe myślenie, tu trzeba spojrzeć kompleksowo.
Wracając do problemów, takich jak bezrobocie. Oczywiście, to jest duży problem i to mnie boli. Trudno jest budować przyszłość miasta, jeżeli nierozwiązane są elementarne problemy egzystencjalne mieszkańców. Dlatego tak trzeba koordynować projeky, z których są generowane środki zewnętrzne, aby dawały w pewnej konkretnej perspektywie miejsca pracy.
Jeżeli na to się zwróci uwagę, to realizowane projekty na pewno będą lepiej funkcjonowały. I wtedy nie będzie większego problemu, czy kładki będą budowane za 16 czy za 30 mln złotych, bo będziemy wiedzieli, że one będą nam wszystkim służyły, że będą umożliwiały konkretny rozwój.