Ona – kobieta ok. czterdziestki. On również. Można rzec kobieta z przeszłością i mężczyzna po przejściach. Żyją w pojedynkę od lat, lecz wciąż starają się stworzyć z kimś związek. W końcu trafiają na siebie. O ich relacjach, rolach i zasadach, z udziałem których usiłowali żyć wspólnie, opowiadał spektakl przedstawiony w ramach „Sceny przy stoliku”.
Dzięki współpracy Teatru im. Aleksandra Sewruka i Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego w tym roku wznowiono cykl bezpłatnych spotkań w ramach „Sceny przy stoliku” dofinansowanych ze środków Marszałka woj. warmińsko-mazurskiego Gustawa Marka Brzezina.
Każde spotkanie to inna, intrygująca opowieść. W czwartek, 25 kwietnia, na małej scenie zagościła sztuka na motywach książki Shlosha sipurej ahava autorstwa Yael Hedaya - „Pies, Kobieta, Mężczyzna”.
Każde spotkanie to inna, intrygująca opowieść. W czwartek, 25 kwietnia, na małej scenie zagościła sztuka na motywach książki Shlosha sipurej ahava autorstwa Yael Hedaya - „Pies, Kobieta, Mężczyzna”.
Kobieta (rolę odczytała Marta Masłowska) robiła dobrą minę do złej gry, ale nie była szczęśliwa. Szukała mężczyzny, partnera, towarzysza życia. W jej wyobrażeniach to on miał zapewnić jest szczęście, a życiu nadać sens. Mężczyzna (Artur Hauke) po wielu próbach zwątpił czy w ogóle nadaje się do życia w związku.
Spotkali się i … coś zaskoczyło. Tuż po pierwszej randce przygarnęli błąkającego się po ulicy psa (Alan Bochnak), który stał się narratorem opowieści.
W kwietniowej "Scenie przy stoliku" udział wzięło ok. 70 widzów. Po odczytaniu sztuki publiczność oraz aktorzy brali udział w dyskusji. Słuchając spostrzeżeń widzów nasuwało się pytanie, na ile trudno nam, ludziom (bez względu na płeć), żyć z drugim człowiekiem? Kiedy to jeszcze „docieranie się”, a od jakiego momentu jesteśmy ze sobą z przyzwyczajenia, strachu przed samotnością?
„Pies: Nie odnaleźli się tego dnia, pierwszego dnia ich wspólnego życia, i można by zadać pytanie, dlaczego się nie rozstali, Żeby wrócić, każdy do swojego życia. Odpowiedź jest prosta: było już za późno”.
Dla każdego granica, po której już nie warto się starać, zapewne będzie gdzie indziej. Jedni cenią sztukę kompromisu, inni walczą o „władzę”, a jeszcze inni wolą, gdy w związku jest podział ról, gdzie jedna osobę planuje i decyduje, a druga się podporządkowuje.
Bez względu na to, jakie zasady uważamy za słuszne, warto byśmy je ustalili. Sami dla siebie, zgodnie w własnymi potrzebami, by żyć i funkcjonować w zgodzie przed sobą. Udany związek o wiele łatwiej jest stworzyć, gdy wiemy czego chcemy, a na co zgodzić się nie możemy. Wtedy bez żalu, pretensji, złości i rozczarowań możemy z drugą osobą stworzyć coś wspólnie. A jeśli nie poznamy siebie? Nie pokochamy? Czy możemy oczekiwać, że ktoś inny nas pokocha? Czy będziemy potrafili miłość przyjąć?
„Kobieta: Zawsze myślałam, że do szczęścia potrzebny mi mężczyzna. Jakbym ciągle miała o jedną czwartą za mało. A teraz, kiedy go mam, jestem niemal jeszcze bardziej nieszczęśliwa niż przedtem. Smutno mi już od rana, kiedy spotykam go w łazience, dech mi zapiera ze strachu, że odejdzie, tak mocno czuję, że przez niego jestem niczym, i zagubiłam się. Dlaczego tak się boję, że mnie opuści, skoro lepiej mi było samej?”
Czy odmienne przyzwyczajenia, niejednokrotnie odmienne zdania powinny szybko i kategorycznie kończyć związek? A może związek z drugim człowiekiem, z innym niż nasze bagażem doświadczeń, inną historią życiową, wymaga pracy, wyrozumiałości, chęci wzajemnego zrozumienia i cierpliwości?
"On: Zastanowiło mnie, dlaczego tak dobrze się czuję. I doszedłem do wniosku, że to stąd, że nie muszę już niczego udawać. Tak mało potrzeba.”
A kiedy następne spotkanie.